We wrześniu ubiegłego roku wezwano pogotowie do mieszkania 52-letniego ostrowczanina. Ekipa karetki wewnątrz znalazła leżącego nieprzytomnego 33-latka. Niestety, już nie żył.
Szybko okazało się, że nie zmarł śmiercią naturalną. Wkrótce właściciela mieszkania oskarżono o to, że zamordował swojego znajomego. Proces w tej sprawie rozpoczął się właśnie przed kieleckim Sądem Okręgowym.
POSZŁO O PIENIĄDZE?
Tamtego dnia obaj panowie - jak opowiadał później oskarżony - spotkali się wczesnym rankiem. - Poszliśmy na grzyby, zabraliśmy ze sobą dwie butelki wódki, wypiliśmy - relacjonował sądowi oskarżony. Z lasu wrócili, jak mówił, wczesnym popołudniem. I w domu miało dojść do kłótni o pieniądze. - Po powrocie ja usnąłem - opowiadał oskarżony. - On mnie obudził i mówił, żebym mu dał 10 złotych, które dostałem od jego dziewczyny. Ale wcześniej umówiliśmy się obaj, że wydamy je na alkohol, więc nie miałem tych pieniędzy.
52-latek twierdzi, że kolega jednak nie odpuszczał. - Trzy razy mnie atakował, bił. Za pierwszym razem nawet zemdlałem, gdy mnie uderzył w łuk brwiowy - wyjaśniał w sądzie. - A pan się nie bronił? Nie oddał mu? - dopytywał sędzia Marcin Chałoński. - Nie mogłem, miałem przecież wyrok w zawieszeniu za to, że kilka miesięcy wcześniej ugodziłem go nożem - wyznawał otwarcie oskarżony.
BUTELKĄ W GŁOWĘ
Ale przyznał też, że gdy został zaatakowany po raz trzeci, nerwy mu puściły. - On mnie chciał uderzyć butelką. Ale wyrwałem mu ją. Wskoczyłem na sofę. On bił mnie po brzuchu. Nie wytrzymałem nerwowo i uderzyłem go butelką w tył głowy. Upadł, uderzył jeszcze głową o łóżko - opowiadał 52-latek. - Próbowałem go ocucić, potrząsałem nim. Gdy to nie pomogło, zacząłem mu robić sztuczne oddychanie. Ale to też nie dało rezultatów. Usiadłem wtedy na łóżku i usnąłem.
Oskarżony twierdził, że gdy się obudził, wyszedł z mieszkania, aby znaleźć kogoś z telefonem i wezwać pogotowie. - Nie chciałem szukać telefonu u nieprzytomnego kolegi, żeby mu nie grzebać w kieszeniach - tłumaczył sądowi. Wychodząc, zabrał ze sobą butelkę, którą uderzył tamtego w głowę i po drodze wyrzucił. - Bałem się - mówił, pytany, dlaczego to zrobił. Ale nie potrafił powiedzieć, czego się obawiał.
52-latek opowiadał jeszcze, że przed sklepem spotkał znajomą, która poszła z nim do mieszkania i stamtąd zadzwoniła po pogotowie.
- Przyznaję się, że uderzyłem kolegę butelką w głowę. Ale nie przyznaję się do zabójstwa - podkreślał w sądzie oskarżony. - Ja mu pomagałem. Po tym, jak wcześniej ugodziłem go nożem, odwiedzałem go w szpitalu, dawałem mu jedzenie, przyjmowałem w domu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?