Michniów, wieś między Suchedniowem a Wzdołem Rządowym, w czasie wojny była partyzancką bazą, wielu mieszkańców walczyło lub współpracowało z oddziałami Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich. 12 lipca 1943 roku silny oddział Niemców otoczył wieś. Zastrzelono lub spalono żywcem stu trzech mężczyzn. Żandarmi obrabowali domy, puścili z dymem część zabudowań. Partyzanci z oddziału Armii Krajowej "Ponurego" spóźnili się z odsieczą. W odwecie zatrzymali w pobliskiej Łącznej pociąg i zastrzelili od kilkudziesięciu do niemal dwustu Niemców (w danych są duże rozbieżności). Na wysadzonym pociągu napisali - Za Michniów. Następnego dnia hitlerowcy wrócili do wsi. Tym razem mordowali kobiety, starców i niemowlęta.
Wciąż ważna data
W niedzielę na terenie Mauzoleum Męczeństwa Wsi Polskiej w Michniowie, zbudowanemu dzięki pomocy Fundacji Polsko Niemieckie Pojednanie, zebrało się kilkaset osób - cudem ocalałych michniowian, rodzin pomordowanych, mieszkańców, kombatantów i przedstawicieli władz, od lokalnych po parlamentarzystów. Uroczyście obchodzono 66 rocznicę mordu na bezbronnych chłopskich rodzinach. Program artystyczny zaprezentowała młodzież z Lipska i suchedniowski chór Senior. Wyświetlono też nakręcony przez Józefa Gębskiego dziewięciominutowy, poruszający dokument "203 Sprawiedliwych". - otwarliśmy też wystawę "Naznaczeni. Mieszkańcy Wsi Polskiej na Robotach Przymusowych w III Rzeszy". Będzie ją można oglądać do końca sierpnia, zwiedzający mauzoleum będą też mogli obejrzeć film. Wystawę przygotowała Fundacja Polsko - Niemieckie Pojednanie i Muzeum Historii Ruchu Ludowego - mówi Stanisłąw Krogulec, kierownik mauzoleum.
Wątpliwości nie znikają
Jak się dowiedzieliśmy, na temat zbrodni sprzed 66 lat wciąż prowadzone są badania. Stanisław Krogulec mówi, że zabitych w czasie pacyfikacji mogło być nie 203, ale 230 osób. - Michniowianie sami się policzyli, ale we wsi byli też uchodźcy z Wielkopolski, osoby przyjezdne - wyjaśnia Stanisław Krogulec. Stanisław Materek w 1943 roku miał 9 lat. Pierwszego dnia pacyfikacji Niemcy zastrzelili jego ojca. - Ostrzeżono tatę, mama też mówiła - Michał, schowaj się. Ale on stwierdził - ja jestem Bogu ducha winny. Zabili go, miał 31 lat. My z braćmi i matką uciekliśmy drugiego dnia rano. Na skraju lasu zatrzymał nas partyzant.
To nieprawda, że oni kazali nam uciekać ze wsi, mówili - nie bójcie się, Michniowa nie oddamy. Dopiero po rozmowie z dowódcą nas przepuścili, dlatego przeżyliśmy. Ci, którzy wrócili do wsi, zginęli - twierdzi pan Stanisław. Nieoficjalnie wersję o tym, że "leśni", pewni swojej siły, nakłaniali michniowian do pozostania we wsi, słyszeliśmy też od innych świadków tamtych wydarzeń. Oficjalna wykładnia jest do dziś taka: "Mimo postanowienia "Ponurego" o ewakuacji reszty mieszkańców Michniowa pozostali oni w ocalałych domach". Wśród ofiar było trzydzieścioro małych dzieci. Najmłodszy z zamordowanych, Stefan Dąbrowa, miał ledwie 9 dni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?