MKTG SR - pasek na kartach artykułów

NOC GROZY i długich noży

Sylwia BŁAWAT

U nas nie mówi się "słuchaj, porozmawiajmy, bo jest problem". U nas nie używa się określenia "nie podoba mi się, że się ze mną nie rozliczyłeś", ani - "podoba mi się dziewczyna, która siedzi obok". U nas w ogóle mało się mówi. Zamiast tego sięga się po nóż. Ostrze rozwiązuje problemy, zamiast kroić chleb, tnie ciało... W Kielcach, w Starachowicach - to ostatnio. Wcześniej w każdym mieście powiatowym i prawie każdym miasteczku. I nie ma się co dziwić, że w Polsce mówi się o nas scyzoryki. Ale też nie ma się z czego cieszyć.

W ciągu jednego tylko weekendu, ostatniego, do szpitali w naszym województwie trafiło sześć osób z ranami ciętymi i kłutymi. Sześć osób, z którymi ktoś chciał się porachować, sięgając po nóż. I nie jest to, niestety, ewenement. Ani to pierwszy, ani ostatni taki weekend. W Świętokrzyskiem tak "rozmawiają" z sobą koledzy, znajomi, ojcowie z synami, mężowie z żonami, kochankowie, przyjaciele. Nie tylko nienawiść, ale też sympatia, miłość, przyjaźń stają na ostrzu noża i lądują w kałuży krwi. A powodem ku temu jest najczęściej błahostka, drobiazg.

Nóż błysnął w korytarzu

W piątkową noc w Starachowicach też zaczęło się niewinnie. W barze "Zodiak" przy stoliku siedziało kilka osób. Czterej mężczyźni, trzy dziewczyny. Było spokojnie. Rozmawiali, może popijali jakieś piwko, jak to w barze. Do lokalu przyjechali następni czterej goście. Jeden z nowych bardzo się zainteresował tamtym stolikiem. Znał jedną z pań, nawet ponoć smolił do niej cholewki, ona mówi, że go nie chciała. Ale teraz, w knajpie, jemu się nie spodobało, że "jego" kobieta siedzi przy stoliku z jakimiś facetami. Ponoć przechadzał się koło niej, coś tam zagadywał. Czy grzecznie, czy nie - nie bardzo wiadomo. Policjanci, którzy potem odtwarzali przebieg wydarzeń, mówią, że już wtedy doszło do nieprzyjemnej wymiany zdań - ktoś komuś groził, że żywy z baru nie wyjdzie. Ale rękoczynów nie było i nic nie wskazywało na to, że do nich dojdzie. Dopiero, gdy zabawa miała się ku końcowi, a goście zmierzali do wyjścia, w korytarzyku koło łazienki doszło do szarpaniny. Kto kogo zaczepił, co powiedział i czy tamten odpowiedział, trudno dziś ustalić. Wszystko potoczyło się błyskawicznie i trwało ułamki sekund. Błysnął nóż, ktoś zaczął krzyczeć. Tamci, obcy, szybko opuścili lokal i odjechali, nie wiadomo gdzie.

W lokalu zostali czterej miejscowi. Każdy z ranami po nożu. Dostawali w brzuchy, klatki piersiowe, szyje. Pogotowie powiozło ich do szpitala. Nie bardzo chcą o wszystkim mówić policji. Jeden zwłaszcza - jak tylko lekarz opatrzył mu zranioną szyję, młody człowiek pospiesznie oddalił się ze szpitala. Jego trzej ranni koledzy nie mogli - obrażenia były tak dotkliwe, że zostali w szpitalnych łóżkach.

Policjanci ocalili

Tak samo - w szpitalu - zakończyła się wymiana zdań dla dwóch młodych kielczan. I tu niewiele wiadomo o tle całej sprawy. Tylko tyle, że napastnik i jego późniejsze ofiary już w piątek gdzieś razem pili. Nic w tym dziwnego choćby dlatego, że dwaj z nich to mieszkańcy tego samego bloku w kieleckim osiedlu Podkarczówka. Znali się, pewnie nawet lubili. Czy zabawa był przyjemna? Chyba nie. Młodzi najwyraźniej rozstali się zwaśnieni, ale jeszcze wtedy cali i zdrowi.

Etap drugi rozegrał się nazajutrz przed tym właśnie blokiem, w którym wcześniej razem pili. Do idących mężczyzn podbiegł trzeci biesiadnik, 19-latek. I znów schemat jak ze Starachowic. Krótki moment, błysk stali, ból i krew. Dwaj młodzi dostali. Jeden w nogę, drugi znacznie poważniej - w brzuch. Nóż ciął tak głęboko, że chłopakowi lekarze musieli usunąć potem kawałek jelita.

Co się stało? Skąd ten atak? Ofiary nie chcą współpracować z policją, zresztą niewykluczone, że niebawem same staną przed prokuratorem, bo policjanci coraz bardziej skłaniają się ku wersji, że nie była to jednostronna napaść, ale bójka.

Nożownika mundurowi złapali. Nim to jednak uczynili, dopadli go koledzy poranionych. Zaczęli bić... Za kolegów, a może za siebie? Czym by się to skończyło, łatwo się domyślić, zwłaszcza, gdyby ktoś miał nóż... Lincz przerwał strzał z policyjnego P-64. Pierwszy raz się zdarzyło, że policjanci strzelali ostrzegawczo nie po to, by zatrzymać podejrzanego, ale - żeby uwolnić go z rąk ludzi, którzy sami chcą mu wymierzyć "sprawiedliwość".

19-latek został aresztowany na trzy miesiące. Mówi, choć być może jest to tylko linia jego obrony, że ci dwaj, których dźgnął nożem, wcześniej mu grozili... O co poszło? O jakieś rozliczenia.

Krwawy tydzień

Dwa dni, sześciu rannych. Niezły wynik. Niemal dokładnie rok temu w podobnie krwawym tygodniu było jeszcze gorzej. Co prawda ranny tylko jeden, ale - niestety - wtedy od noża zginął człowiek. Po ciosie nożem zmarł 50-letni dozorca jednej z kieleckich firm.

I w tym przypadku poszło ponoć o pieniądze. 50-latek domagał się od swojego pracodawcy jakiegoś weksla. Już wtedy doszło do szarpaniny. Mężczyźni jednak się rozstali, 50-latek wrócił do domu.

Godzinę później do jego mieszkania zapukał pracodawca. Zanim tu dotarł, był u siebie w domu. Zabrał podobno kuchenny nóż z długim ostrzem.

Gdy chwilę później do pokoju weszła konkubina 50-latka, znalazła go we krwi. Jego szef - jak ustalili policjanci - siedział na nim okrakiem, ale poderwał się podobno na widok wchodzącej kobiety i uciekł. Został zatrzymany dwa dni później w domu swoich rodziców...

Na imprezie alkoholowej zaczęła się też druga w tamtym krwawym tygodniu historia z nożem. W jednym z wieżowców w Kielcach odbywała się suto zakrapiana zabawa, w której uczestniczyła także 29-letnia kobieta mieszkająca kilka pięter niżej. I tu doszło do jakiejś awantury. Pani, zapewne pod wpływem alkoholu, podejrzewała jakiegoś człowieka o przywłaszczenie jej telefonu i paru złotych. Zdenerwowana opuściła lokal, poszła do siebie. Wzięła nóż z 150-centymetrowym ostrzem. Pewnie taki do krojenia chleba, a może steków... Uderzyła. Może się pomyliła, a może jeszcze z kimś innym miała na pieńku, faktem pozostaje, że nożem dostał 21-letni brat podejrzewanego przez nią mężczyzny... Miał więcej szczęścia niż dozorca kieleckiej firmy. Przeżył.

Pośród milczącego tłumu

Podejrzenia o przywłaszczenie telefonu. Kłótnia o dziewczynę. Porachunki. Rozliczenia. Strasznie ważne powody, żeby komuś zrobić krzywdę. Ale są jeszcze "poważniejsze". Na przykład - okulary przeciwsłoneczne. To one stały się najprawdopodobniej zarzewiem krwawych scen na dyskotece w maju ubiegłego roku. Tam podczas zabawy, w tłumie kilkuset osób, też stal odegrała swoją rolę. Od ciosu nożem zginął 23-letni mężczyzna, dwaj inni z ranami kłutymi trafili do szpitala.

Co się stało? Bawiący się tu ludzie mówili najpierw, że nic nie widzieli. Wydawało się nawet, iż policji nigdy nie uda się złapać nożownika. A jednak. Kilka tygodni później wytypowali podejrzanego i odtworzyli najbardziej prawdopodobny przebieg wydarzeń.

Ponoć zaczęło się od tego, że komuś spodobały się czyjeś okulary, więc mu je zdjął. Bez jego zgody. Tamten się upomniał, doszło do szarpaniny. Ostatecznie - starły się z sobą dwie grupy, które można podzielić z racji miejsca zamieszkania na tych z Kielc i tych spoza miasta. Efekt był tragiczny. W tej głupiej walce o okulary zginął młody człowiek. Podejrzany o zabójstwo mówi ponoć, że gdy nacierali na niego ci z miasta, wyjął nóż, ale ten nikogo nie powstrzymał przed dalszym atakiem. A po chwili wokół niego zrobiło się pusto... Ktoś tylko zakrwawiony leżał na podłodze.

Po podejrzanego do podkieleckiej wsi policjanci pojechali w obstawie antyterrorystów. Gdy zobaczył charakterystyczne mundury, sięgnął pod kurtkę, pod pachę. A tam w specjalnym skórzanym futerale miał nóż. Drugi taki sam umocował sobie nad kostką u nogi, trzeci ukrył w kieszeni. Żadnego nie zdążył użyć, bo gdy tylko sięgnął pod pachę, antyterroryści dobiegli i podcięli mu nogi.

Kto tu rządzi...

Równie błahym powodem, jak okulary, może być też kolacja. Przyczyna nerwów, stresu, awantury. Przyczyna sięgnięcia po nóż. Tak jak latem ubiegłego roku w Kielcach. Tu na peryferiach miasta mieszkała rodzina - matka, ojciec i ich 29-letni syn, przy czym między mężczyznami nie raz dochodziło do nieporozumień. Tak też było owego smutnego wieczora, gdy w odwiedziny do zwaśnionych przyjechało rodzeństwo 29-latka - brat i siostra. Policjanci opowiadali potem, że w chwili, gdy matka poszła do kuchni robić kolację, ojciec kazał rodzeństwu się wynosić, bo on chce spać. 29-letni syn próbował go uspokoić, mówił, że przecież są goście, a ojciec może się położyć w drugim pokoju. Na to 71-latek stwierdził, iż on w domu rządzi, wtedy też miał grozić synowi, że go zabije.

Konflikt próbowała załagodzić matka, ale nie na wiele się to stało. Wedle mundurowych 71-latek poszedł do kuchni, wziął nóż do krojenia chleba i wrócił do pokoju. 29-letni syn stał do niego tyłem. Policjanci mówią, że ojciec po prostu do niego podszedł i wbił mu ostrze w plecy, na wysokości lewego płuca. Był trzeźwy. Nie miał ani grama alkoholu w wydychanym powietrzu. A mimo to gotów był zabić swojego syna... Za kolację...

Skroić, a nie pokroić

- Tak właśnie najczęściej mieszkańcy naszego województwa rozwiązują problemy. Nożem - opowiadają policjanci. - Paradoksalnie, znacznie częściej robią z niego użytek praworządni obywatele niż zwykli rozbójnicy. Napastnicy, którzy chcą kogoś okraść, owszem, też sięgają po nóż. Ale zwykle po to, by wystraszyć i zabrać cenne przedmioty. Nie po to, żeby użyć - dodają. I faktycznie, pośród wielu przypadków rozbojów z nożem, mało jest takich, gdzie ofiara zostałaby zraniona. No, chyba że napastnikowi, nie o pieniądze idzie, ale na przykład o seks. Tak było przecież w ubiegłym roku pod Włoszczową, gdzie zwyrodnialec próbował zgwałcić kobietę, a jakby tego było mało, porżnął ją nożem. I tego człowieka sąd nie aresztował!

- To nie rozbójnik, tylko zboczeniec - mówili funkcjonariusze. - Rozbójnicy znacznie częściej używają noża między sobą, niż przeciw swoim ofiarom. I choć używają określenia "skroić kogoś", to nie o poranienie go im chodzi, tylko o odebranie wszystkiego, co cenne.

Taki plan miał niedawno mężczyzna, który uprowadził busiarza. Wsiadł do pełnego pasażerów auta w Kielcach, a gdy to dojechało do Końskich i ludzie wysiedli, zaatakował kierowcę. Stal dotknęła szyi, bandyta kazał się wieźć za miasto. Tam, na skraju lasu, napastnik kazał zatrzymać wóz. Zabrał rzeczy warte prawie 1400 złotych, "zamówił" kurs powrotny do Końskich. Wysiadł koło parku i zniknął. Nie na długo, nożownik wpadł w ręce policji. Podobnie, jak ludzie, którzy w podziemnym parkingu przed kieleckim supermarketem zaczaili się na kobietę, która przyjechała tu swoim "peugeotem". Gdy wracała z zakupów, jeden z napastników sterroryzował ją nożem i zmusił, by wraz z kilkuletnim dzieckiem wsiadła do auta. Potem odjechali, na przedmieściach Kielc od strony wyjazdu w kierunku Łodzi wyrzucili zakładników. Wpadli kilka miesięcy później...

Wystarczy błysk

Komisarz Krzysztof Skorek, Komenda Wojewódzka Policji w Kielcach: - Nóż w naszym województwie rzeczywiście często jest podstawowym wyposażeniem bandyty. Jest niebezpieczny, a przy tym poręczniejszy niż na przykład kij bejsbolowy - łatwiej go schować, ukryć w kieszeni. Rozbójnicy wyciągają nóż zwykle po to, żeby wystraszyć swoją ofiarę, mieć nad nią przewagę psychiczną. Wystarczy tylko błysk stali... Nie zdają sobie sprawy, że za tego typu rozbój, nawet jeśli nikogo nie zranią, grozi do 15 lat więzienia. Obserwujemy także taką prawidłowość, że noże coraz częściej noszą młodzi ludzie, którzy konfliktu z prawem nie mieli nigdy, a scyzoryk chowają do kieszeni po prostu po to, by go przy sobie mieć. Na wszelki wypadek. A to może być początkiem nieszczęścia, bo czasami sięgają po niego w razie bójki. Z ostrzem w dłoni czują się silniejsi, pewniejsi, dodają sobie animuszu. Nie myślą, że od animuszu może się zacząć, a na tragedii skończyć. Zwłaszcza gdy szumi alkohol, myślenie nie idzie najlepiej, a ręka jest szybsza niż głowa.

Ostre statystyki

W województwie świętokrzyskim każdego roku dochodzi do ponad stu wydarzeń użyciem niebezpiecznego narzędzia - broni, kija bejsbolowego, noża. To ostatnie narzędzie jest szczególnie często używane, gdyby chcieć trzymać się statystyk okazałoby się, że co trzy dni gdzieś popełniane jest przestępstwo, w tle którego jest ostrze.
W 2004 roku w Świętokrzyskiem doszło do 125 rozbojów i 25 bójek z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Najczęściej sięgali po nie mieszkańcy powiatów kieleckiego (86 razy), skarżyskiego (20) i ostrowieckiego (17). W pierwszym kwartale tego roku w całym województwie policja odnotowała 28 takich czynów, i tym razem najszybciej nóż wyciągali kielczanie. Nic dziwnego zatem, że to zwłaszcza mieszkańcy tego powiatu noszą miano "scyzoryków".

Dzieło chwili

Rocznie w naszym województwie dochodzi do około 40 zabójstw. W większości z nich narzędziem zbrodni jest nóż. Od dwóch ran kłutych kilkanaście dni temu zginęła 71-letnia mieszkanka wsi pod Staszowem, zaś pod zarzutem zabójstwa aresztowano jej 74-letniego męża. Ciosy nożem dostał też 39-letni mężczyzna, którego w lutym znaleziono w mieszkaniu przy kieleckiej ulicy Skrajnej. Do zabójstwa przyznał się człowiek, w domu którego znaleziono ciało zamordowanego. We wrześniu ubiegłego roku od ciosu nożem zginął 51-letni mężczyzna w powiecie starachowickim, zatrzymany z podejrzeniem o zabójstwo został jego dwa lata starszy brat. W lipcu w Starachowicach od ciosu nożem w brzuch zginęła 50-letnia kobieta, za kraty trafił jej przyjaciel. Pod koniec roku w niewielkiej miejscowości koło Końskich też zginął człowiek. Miał 45 lat, zaprosił znajomego. Trochę wypili. Potem doszło do awantury o jakiś drobiazg. Gospodarz dostał kilka ciosów nożem... Śmierci takich jak te jest w naszym województwie co roku wiele. Za wiele. Większość to nieprecyzyjnie zaplanowane zbrodnie, tylko dzieło chwili. Alkohol, awantura, nóż po ręką...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie