MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pięcioraczki są z nami już tydzień (zdjęcia)

Iwona Rojek
Malutka Oliwia w inkubatorze.
Malutka Oliwia w inkubatorze.
Na świat przyszły pierwsze w dziejach regionu pięcioraczki - wszystkie dziewczynki.

Pierwsze w naszych dziejach

Pierwsze w naszych dziejach

W Polsce od czasów II wojny światowej tylko siedmiokrotnie rodziły się pięcioraczki, nie wszystkie przeżyły. Ostatnie pięcioraczki urodziły się w Polsce rok temu w Brzesku. Takie ciąże zdarzają się bardzo rzadko, raz na 55 milionów porodów. Pięcioraczki państwa Szymkiewiczów z Kielc są pierwszymi w dziejach naszego regionu.

Byliśmy razem z nimi już od kilku miesięcy - oto ich niezwykła historia.

Julia, Maja, Karolinka, Natalia i Oliwia, kieleckie pięcioraczki, mają już tydzień. Urodziły się w zeszłą sobotę w 27 tygodniu ciąży w krakowskiej klinice przez cesarskie cięcie. Ich mama, 26-letnia Paulina Szymkiewicz, jak i dziewczynki, które przebywają w inkubatorach, czują się dobrze.

Taki niezwykły poród zdarza się raz na 55 milionów porodów. Nic więc dziwnego, że wzbudził ogromną sensację. Uczestniczyło w nim ponad 20 lekarzy i asystentów, wszystkie dziewczynki urodziły się żywe, ważyły od 600 do 800 gram. Kielecka rodzina była oblegana przez dziennikarzy i fotoreporterów przez cały miniony tydzień. Rodzice i dziadkowie nadal znajdują się w szoku, do dziś nie mogą uwierzyć w to, co im się przydarzyło. A droga do szczęśliwego finału też była niezwykła.

MARZYŁA O DWÓJCE DZIECI
Paulina Szymkiewicz, mieszkanka kieleckiego osiedla Barwinek, z zawodu inżynier budownictwa, pracownik Dorbudu, myślała o dzieciach, ale nie o takiej gromadce. Swojego męża Piotra, który też jest inżynierem budownictwa, zatrudnionym w firmie Skanksa, poznała w wieku 17 lat na wakacjach w Łebie, choć jak się potem okazało, mieszkają w jednym bloku. Wcześniej się jednak nie znali. Pobrali się po siedmiu latach znajomości, po ustabilizowaniu życia zawodowego zaczęli myśleć o powiększeniu rodziny. Nigdy jednak nie przypuszczali, że przytrafi im coś tak niesamowitego.

- Kiedy zaszłam w ciążę, lekarz prowadzący Dariusz Kołodziejski ze Świętokrzyskiego Centrum Matki i Noworodka, którego w moim odmiennym stanie coś zaintrygowało, od razu skierował mnie na badania, podejrzewając, że mogę mieć więcej niż jedno dziecko - opowiada Paulina, która nadal przebywa w krakowskiej Klinice Położnictwa i Perinatologii. - Po badaniu wyszło, że prawdopodobne są bliźniaki, a za kilka dni ordynator, który zatrzymał mnie w szpitalu, pokazał mi na ekranie pięć pęcherzyków, co zwiastowało pięcioraczki. Przyznam, że zrobiło mi się gorąco, nie mogłam w to uwierzyć. Gdy lekko ochłonęłam z emocji natychmiast zadzwoniłam do męża do pracy i powiedziałam mu, żeby sobie usiadł, bo mam mu coś ważnego do powiedzenia. A on na to: "Nie będę siadał, tylko mów, co masz mówić". Kiedy jednak oznajmiłam mu, że będziemy mieli pięcioraczki, zaniemówił, a za chwilę powiedział: "Wiesz co, jednak sobie usiądę".

Pomagamy pięcioraczkom

Paulina z Piotrem marzą o tym, aby mogli wrócić z wszystkimi córeczkami do Kielc, do domu.
Paulina z Piotrem marzą o tym, aby mogli wrócić z wszystkimi córeczkami do Kielc, do domu. Ł. Zarzycki

Babcie, dziadkowie i chrzestna Piotra są szczęśliwi, ale już zastanawiają się, jak pomóc przy tak licznych obowiązkach.
(fot. Ł. Zarzycki )

Pomagamy pięcioraczkom

Gazeta "Echo Dnia" rozpoczęła już kilka miesięcy temu wielką akcję pomocy dla kieleckich pięcioraczków. Wszystkim, którzy chcieliby pomóc rodzinie podajemy numer konta Pauliny i Piotra Szymkiewiczów: 37194010764720541300000000 Lukas Bank oddział Kielce, a także numer telefonu do pana Piotra, ojca pięcioraczków: 0-697-993-712. My także czekamy na telefony pod numerem 0-697-770-556.

- Pamiętam dobrze ten moment - mówi Piotr Szymkiewicz. - Oblał mnie pot, nogi zrobiły mi się jak z waty, do końca dnia zaniemówiłem, nikomu o tym nie powiedziałem. I takie silne emocje towarzyszą mi cały czas. Nawet, gdy nasze dzieci się już urodziły, to nadal nie mogę ochłonąć z wrażenia.

Równie mocno przeżywają tę sytuację dziadkowie. - Kiedy córka Paulina zadzwoniła ze szpitala powiedziała mi, że chyba będzie miała pięcioraczki, ze zdenerwowania zaczęłam dreptać w kółko i tak chodziłam przez godzinę, sama nie wiedząc co robię - mówi Urszula Sobierajska. - Przeraziłam się tym, jak Paulinka to wytrzyma i czy dzieci urodzą się zdrowe i żywe. Wcześniej przeżywałam ciążę drugiej córki Dominiki, która urodziła bliźniaczki. Przez te wszystkie miesiące modliliśmy się o nią wszyscy - dwie babcie zaczynają nagle płakać. - To było bardzo trudne przeżycie - dopowiadają ze łzami w oczach Maria Szymkiewicz z dziadkiem Edwardem, dla których są to pierwsze wnuki. Nie było dnia bez modlitwy, aby wszystko zakończyło się szczęśliwie. Opowiadają, że kiedy w sobotę około godziny 4 otrzymali wiadomość, że zaczyna się poród, przed godziną 5 wsiedli wszyscy w samochód i ruszyli do Krakowa. Zdążyli na czas, ale przez całą podróż serca waliły im jak młoty.
Tata dziewczynek, Piotr dodaje, że dużo pomogła im uczestnicząc też w samym porodzie Elżbieta Janczara, jego chrzestna, która jest położną w Skarżysku-Kamiennej i cały czas wpierała żonę.

POMOC WSPANIAŁYCH LEKARZY
Rodzice i rodzina podkreślają, że najbardziej wdzięczni są dwóm wspaniałym lekarzom - Dariuszowi Kołodziejskiemu, koordynatorowi oddziału ginekologii i położnictwa ze Świętokrzyskiego Centrum Matki i Noworodka w Kielcach i jego bratu Lechowi Kołodziejskiemu, szefowi Kliniki Położnictwa i Perinatologii w Krakowie, którzy zajęli się Pauliną tak troskliwie i fachowo, że wszystko skończyło się pozytywnie. - Gdyby nie ich oddanie, wiedza i osobiste zainteresowanie mogło być różnie - uważa Paulina. - A tak na pomoc tych niezwykłych, kompetentnych i przemiłych lekarzy mogłam liczyć o każdej porze dnia i nocy. Zdarzało jej się dzwonić do lekarza nawet w nocy. - Nie było mi łatwo, bo moje życie drastycznie się zmieniło, od początku ciąży musiałam leżeć w łóżku, na początku wychodziłam tylko na 15-minutowy spacer, nie pozwolono mi niczego dźwigać, nawet przygotowywać sobie posiłków, potem nie było mowy nawet o wstawaniu. W codziennych obowiązkach pomagali mi mąż, rodzice, teściowie.

- Z obiadami było nieco gorzej, ale na szczęście umiem robić śniadania i kolacje, i często przyrządzałem posiłki dla żony - chwali się Piotr. - Musiałem też wspierać ją psychicznie, bo takie wielomiesięczne leżenie może człowieka wykończyć. Paulina przyznaje, że czasami było jej trudno, w krakowskiej klinice kilkakrotnie korzystała z pomocy szpitalnego psychologa. W ciąży przytyła 20 kilogramów, ciągle coś ją gdzieś pobolewało, brzuch był tak duży, że nie mogła spać, ani położyć się na boku, ciężko było jej wytrwać do końca, ale dla niej, tak jak dla każdej matki, dzieci były najważniejsze.

W pierwszych 16 tygodniach ciąży kielczanką opiekował się doktor Dariusz Kołodziejski z Kielc. Powiedział nam, że dużym plusem w tej całej sytuacji było to, że była to ciąża całkowicie spontaniczna, niczym nie stymulowana, kobieta nie leczyła się hormonalnie. - Korzystając z najnowszego sprzętu zapewniłem jej jak najlepszą opiekę, wyznaczyłem zalecenia, byliśmy w ciągłym, codziennym kontakcie, a potem przekazałem bratu do krakowskiej kliniki - mówi dokor Kołodziejski.

Codziennie w "Echu Dnia"

Paulina z Piotrem marzą o tym, aby mogli wrócić z wszystkimi córeczkami do Kielc, do domu.
(fot. Ł. Zarzycki )

Codziennie w "Echu Dnia"

W "Echu Dnia" przez najbliższy miesiąc codziennie znajdziecie Państwo aktualne informacje o kieleckich pięcioraczkach. Na bieżąco wszelkie informacje na specjalnej stronie poświęconej kieleckim pięcioraczkom na portalu www.echodnia.eu

Doktor Lech Kołodziejski z Krakowa cieszy się, że wszystko zakończyło się pomyślnie, choć przez kolejne miesiące trzeba będzie nadal walczyć o zdrowie dzieci. Przyznaje, że ciąża była trudna i musiał dołożyć wszelkich wysiłków, aby doprowadzić ją do końca. - Myśleliśmy, że uda się ją przeciągnąć kolejne 14 dni do 29 tygodnia, ale w sobotę nad ranem odeszły wody płodowe, rozpoczęły się skurcze i nie było już wyjścia, bo zaczęła się akcja porodowa - mówi Lech Kołodziejski. - Ta sytuacja wynikła z tego, że powstało bardzo duże obciążenie dla macicy, mimo że był to siódmy miesiąc brzuch wyglądał tak, jakby był w dziewiątym. Utrzymanie takiej ciąży wymagało odpowiedniego postępowania, ważna była dieta wysokobiałkowa, podawanie odpowiednich leków, podtrzymujących i hamujących skurcze, ale najistotniejsza była psychika matki i jej wiara, że wszystko się uda. Ze wszystkich sił starałem się wspierać tę pacjentkę, byłem do jej dyspozycji na okrągło. Kielczanka spisała się na medal, nie panikowała, była zrównoważona, zachowywała do końca spokój i pogodę ducha - chwali dzielną pacjentkę doktor Lech Kołodziejski.

- Miała też wielkie wsparcie od rodziny, która otrzymała od nas stałą przepustkę, nie było ani jednego dnia, żeby ktoś bliski nie był przy niej. Minusem całej sytuacji było to, że kobieta była wcześniej bardzo szczupła, wielkim plusem, że ciąża powstała spontanicznie, bez żadnego wspomagania. Korzystne było również to, że wszystkie dzieci rozwijały się równomiernie, były podobne wagowo, bo nieraz bywa tak, że jedno grubsze dziecko podkrada pokarm drugiemu. Cieszymy się, że urodziły się w dobrym stanie, żywe i teraz znów trzeba ogromnego trudu, aby wszystkie dziewczynki doszły do odpowiedniej wagi, aby właściwie rozwinęły się u nich układy oddechowy, nerwowy, wzrok i słuch - dodaje doktor Lech Kołodziejski.

Profesor Ryszard Lauterbach, szef Kliniki Wcześniactwa i Neonatologii, który obecnie opiekuje się pięcioraczkami, informuje, że jak na razie wszystko idzie w dobrym kierunku, wykonywane są wszelkie niezbędne badania i podejmowane natychmiastowe, w razie potrzeby działania.

Tata Piotr Szymkiewicz przyznaje, że miał cichą nadzieję, że będzie choć jeden syn, ale przyjście na świat córek, pięciu małych kobietek, też bardzo go uszczęśliwiło. Do końca nie było wiadomo, jaka jest płeć jednego dziecka, w badaniu wyszło, że są cztery dziewczynki, piąty noworodek był tak ukryty, że nie sposób było ustalić czy to chłopiec, czy dziewczynka. Lekarz zażartował, że po wyjęciu pięciu dziewczynek szukał jeszcze szóstego chłopca. - Jesteśmy na tyle młodzi, że za kilka lat może postaramy się jeszcze o syna - śmieje się. - Wszystko zależeć będzie od naszej sytuacji, a tę trudno na razie przewidzieć.

Ciekawostką jest to, że mnogie porody już zdarzały się w tej rodzinie. Siostra Pauliny, Dominika ma 11-letnie bliźniaczki Jessikę i Milenę, które też deklarują cioci pomoc przy małych kuzynkach. Również w rodzinie ojca Pauliny pojawiły się dwukrotnie bliźniaki.

POTRZEBNA POMOC
Teraz najważniejsze jest zdrowie maluchów, to, żeby wszystkie przeżyły, ale cała rodzina już zaczyna myśleć, jak sobie poradzi z nową sytuacją. - Mieszkanie mamy małe, dwupokojowe, 45-metrowe - mówi Piotr Szymkiewicz. - Nie posiadamy nawet samochodu, a przecież na pewno trzeba będzie jeździć z dziećmi do lekarzy. Żona nie będzie mogła wrócić do pracy, więc utrzymanie całej siódemki spadnie na moją głowę - dodaje.

- My też pracujemy zawodowo, nikt nam nie da wcześniej emerytury, ale musimy opracować harmonogram dyżurów, tak abyśmy służyli stałą pomocą - mówią babcie Maria i Urszula.

- Trzeba włączyć też do codziennych zadań dziadków, będą mieli co robić. Na początek przydałyby się Paulince do pomocy pielęgniarki, wydłużone świadczenie macierzyńskie. Będziemy wdzięczni za każdy gest i pomoc, bo sami sobie nie poradzimy - mówi tata pięcioraczek.

"Echo Dnia" prowadzi wielką akcję pomocy dla pięcioraczków. Rozmawialiśmy z prezydentem Kielc Wojciechem Lubawskim, który zadeklarował, że chętnie pomoże kieleckim pięcioraczkom. - Czekam na spotkanie w przyszłym tygodniu z ojcem dzieci, abyśmy mogli ustalić, jakiej pomocy oczekują od miasta - mówi prezydent Lubawski.

Również szefowie Dorbudu i Skajskiej, czyli firm, w których pracują rodzice, zapewnili, że nie pozostawią tak niezwykłej rodziny bez pomocy. Piotr chciałby już teraz podziękować swoim szefom za to, że gdy dowiedzieli się, że będzie ojcem pięcioraczków przenieśli go w marcu z pracy w delegacjach do kieleckiego biura, aby nie był weekendowym tatą.

Paulina Szymkiewicz już za kilka dni będzie mogła wyjść ze szpitala, planuje zatrzymać się w Krakowie, tak, żeby mogła codziennie być przy dzieciach do momentu ich wypisania ze szpitala. - Najbardziej marzymy o tym, abyśmy wszyscy w komplecie mogli wrócić do domu - mówi. - Pragniemy, aby nasze córeczki rozwijały się w Kielcach jak najlepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie