MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsza rodzina z Ukrainy zamieszkała w ośrodku w Jędrzejowie. Mama z piątką dzieci uciekła z Odessy. Ich historia porusza do głębi

Aleksandra Boruch
Aleksandra Boruch
Pierwsza rodzina z Ukrainy zamieszkała w ośrodku w Jędrzejowie. Mama z piątką dzieci uciekła z Odessy.
Pierwsza rodzina z Ukrainy zamieszkała w ośrodku w Jędrzejowie. Mama z piątką dzieci uciekła z Odessy. Aleksandra Boruch
W środę, 23 marca zaledwie jeden dzień po zgłoszeniu Ośrodka Szkolno-Wychowawczego przy ulicy Krzywoustego w Jędrzejowie jako miejsca zakwaterowania uchodźców, trafiła tu pierwsza rodzina - pani Walentina z piątką swoich dzieci. Po ciężkiej i trudnej podróży z Odessy dojechali do polskiej granicy, a z niej ostatecznie trafili do Jędrzejowa. Na Ukrainie przez wiele dni ukrywali się w piwnicy. Ich historia porusza do głębi.

Siła jest kobietą - Walentina uciekła przed wojną z piątką dzieci

40-letnia Walentina wraz z piątką swoich dzieci: 15-letnim Jurim, 14-letnią Swietą, 13-letnią Marysią, 9-letnim Maksem i 5-letnią Antoniną, wyjechali z Ukrainy. Dotąd ich rodzina mieszkała w Odessie. Uciekając przed wojną, pokonali autobusem trasę z Odessy do Lwowa, a następnie ze Lwowa do Krakowa. Z Krakowa do Kielc pani Walentina z dziećmi przyjechała pociągiem, a stamtąd już samochodem do przygotowanego ośrodka w Jędrzejowie. Wyruszając w drogę zabrali tylko dokumenty, pieniądze i po dwie bluzy - to co udało się spakować do plecaka czy torby.

Na Ukrainie pozostała ich rodzina. Mąż pani Walentiny już dwukrotnie był wzywany na akcje wojskowe. W ojczyźnie został też tato pani Wali, jego partnerka oraz bracia, którzy również walczą.

W dniu kiedy wybuchła wojna pani Walentina szybko zrobiła zakupy, kupiła najpotrzebniejsze produkty. Zanim uciekli do Polski, zamieszkali w piwnicy... Bez okien, bez dostępu do mediów. W piwnicy mieli tylko jedno łóżko, na którym spali wszyscy razem.

"Było ryzyko, czy przeżyjemy, czy nie przeżyjemy..."
Ich sytuacja była bardzo ciężka. Nad ich schronem latały samoloty i bomby. Przez dłuższy czas nie było nawet szansy, by wyjść z piwnicy i przenieść się w inne miejsce.

- Zdecydowaliśmy się wyjechać, ponieważ od strony morza zaczął się bardzo silny atak. W stronę lądu leciały rakiety. Mąż poprosił, żebym wyjechała i ratowała dzieci. Dziękować Bogu, że w ogóle udało nam się stamtąd wyjechać, bo podczas drogi, przez trzy godziny, nad naszymi głowami latały rakiety, słyszeliśmy strzały. Było bardzo, bardzo niebezpiecznie. Było ryzyko i obawa, czy przeżyjemy, czy nie przeżyjemy... - mówiła pani Wala.

Kobieta ma kontakt z rodziną, która pozostała na Ukrainie. Tam gdzie się znajdują jest jeszcze w miarę bezpiecznie, choć to zaledwie 20 kilometrów od miejsca, gdzie latają rakiety, wybuchają pociski...

- W miejscowości Bucza mieszka moja koleżanka. Od pewnego czasu nie mogę się z nią skontaktować, bo zerwano tam sieć. Koleżanka wysłała swoje dzieci do Polski, sama jednak pozostała na miejscu - opowiadała.

Kobieta, która żadnej pracy nigdy się nie bała
Pani Walentina to bardzo silna kobieta, która żadnej pracy nigdy się nie bała. Była sprzątaczką, kucharką, pracowała na magazynie. Przed samą wojną, była kontrolerką w spółdzielni - spisywała liczniki z wodą. Zajmowała się również domem i dziećmi. Miała ogród i szklarnię, w której uprawiała pomidory.

Już jako dziecko los ją doświadczył. Kiedy miała osiem lat zmarła jej mama, wówczas razem z tatą wyjechała do Odessy. Tam opiekowała się nią babcia, a ojciec wyjechał do pracy za granicę. Kiedy dorosła, od babci odkupiła połowę domu i tylko dzięki swojej ciężkiej pracy go odnowiła i wyremontowała. Dlatego kiedy wojna się skończy, chce wracać do domu:

- W Odessie sama ten dom stworzyłam. Pracowałam na dwóch, trzech etatach, aby to wszystko wyremontować, obrobić. Dlatego z chęcią wrócimy, jak tylko będzie taka możliwość, ponieważ bardzo ciężko na ten dom pracowałam, swoimi własnymi rękami - opowiadała kobieta.

Co ze szkołą?
Niektóre szkoły średnie działają jeszcze na Ukrainie. Dzieci łączą się z nauczycielami online. Lekcje prowadzone są przez internet, lecz w nieco inny sposób. Nauczyciele przesyłają dzieciom strony książek, wskazują ćwiczenia i proszą uczniów o samodzielną pracę. Starsze dzieci pani Walentiny już w czwartek brały udział w takich zajęciach.

Ponadto, cały czas mają kontakt ze swoimi przyjaciółmi. Wysyłają do siebie smsy, wiadomości na Facebooku czy Instagramie. Przyjaciółka Swiety wyjechała z Ukrainy i obecnie przebywa w Warszawie.

Jak czują się w Jędrzejowie?

- Czujemy się bardzo dobrze. Jesteśmy wdzięczni Polsce i Polakom za to, że tak nam pomagają i tak nas wspierają - mówiła mama piątki dzieci, jednak przyznała, że wychodząc na zewnątrz nadal towarzyszy im wewnętrzny niepokój i lęk.

- Niby czujemy się bezpiecznie, ale mamy wrażenie, że zaraz nad naszymi głowami znów przeleci jakiś samolot czy rakieta. Znów usłyszymy wybuchy czy strzały... - wyznała szczerze pani Walentina.

Jak na razie w przygotowanym przez gminę Jędrzejów i jędrzejowian ośrodku, przebywa tylko rodzina pani Walentiny. Na uchodźców czeka jeszcze 56 miejsc. Więcej o przygotowaniach Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w naszym mieście, pisaliśmy między innymi tutaj:

Zobaczcie zdjęcia pani Walentiny z rodziną oraz przygotowanego ośrodka w Jędrzejowie.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie