Kilka dni temu działacze Kieleckiego Komitetu Referendalnego pochwalili się, że przez trzy tygodnie (zbiórka podpisów ruszyła 1 lutego) zebrali ponad 10 tysięcy podpisów osób popierających referendum w sprawie odwołania Prezydenta Kielc, Wojciecha Lubawskiego. Organizatorzy referendum przekonywali, że mają 150 wolontariuszy, którzy od lutego chodzą po mieszkaniach i dostarczają kielczanom materiały reklamowe razem z kartami do głosowania. Ponad 10 tysięcy zebranych popisów miało być ich zasługą.
W poniedziałek na konferencji Kieleckiego Komitetu Referendalnego padły też pytania czy nie płacono za podpisy od początku ich zbierania.
– To bzdura. Nikomu nie płaciliśmy za zbieranie podpisów – przekonuje Arkadiusz Stawicki z Kieleckiego Komitetu Referendalnego.
O co dokładnie chodzi? Niewiele ponad tydzień temu w sieci pojawiła się oferta pracy zamieszczona przez wynajętą przez Kielecki Komitet Referendalny agencję pracy. W Internecie oferta oficjalnie przedstawiona została jako wsparcie realizacji kampanii społecznej. Sytuacja zrobiła się kontrowersyjna, gdy kilka dni temu do diecezjalnego Radia Em zgłosiła się jedna z osób zatrudniona przez agencję, której inicjator komitetu Arkadiusz Stawicki rzekomo proponował za zbieranie podpisów podwojenie stawki wynikającej z umowy. – To kłamstwo. Agencja jest wynajęta do rozprowadzania materiałów reklamowych. I tylko po to. Płaciliśmy ludziom za promowanie idei referendum i dostarczanie materiałów. Nikomu nie płaciliśmy natomiast za zbieranie podpisów. Na Radio Em za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji składamy natomiast zawiadomienie do prokuratury – mówi Arkadiusz Stawicki, inicjator Kieleckiego Komitetu Referendalnego.
Po chwili dodaje jednak, że… od poniedziałku jego komitet wynagrodzenie za zbieranie podpisów jednak wprowadzi. – Zasięgnęliśmy opinii Państwowej Komisji Wyborczej. Okazuje się, że wynagrodzenie za zbieranie podpisów przy wnioskach pod referendum jest całkowicie legalne. Dlatego od poniedziałku za podpisy będziemy płacić – informuje Arkadiusz Stawicki.
Wynagrodzenie wynikające z umowy wynosić ma 10 złotych brutto.
Zapytaliśmy organizatorów referendum, skąd pochodzą pieniądze, które instytucja przeznacza na promocję referendum. Konkretnej odpowiedzi się nie doczekaliśmy.
– Jest to kilkanaście osób, które wpłacają różne sumy, ale chcą pozostać anonimowi – odpowiada Maksymilian Materna, który na poniedziałkowej konferencji prasowej przedstawiony został jako rzecznik prasowy Kieleckiego Komitetu Referendalnego.
Zapytaliśmy organizatorów referendum po co do pracy przy promocji referendum i zbiórce podpisów zatrudniają dodatkowe osoby, skoro do tej pory prowadzona przez wolontariuszy zbiórka szła bardzo dobrze.
– Chcemy się zabezpieczyć, bo zdajemy sobie sprawę, że nie wystarczy zebrać wymaganych 16 tysięcy podpisów, gdyż część z nich na pewno odpadnie. Wolontariusze dobrze się spisali, ale duża część ich materiałów lądowała w skrzynkach pocztowych i nie docierała do odbiorców. Chcemy, żeby praca wyglądają jeszcze efektywniej, dlatego zgłosiliśmy się do agencji i jesteśmy w stanie płacić za zbieranie podpisów – przekonuje Stawicki.
Przypomnijmy, że aby referendum doszło do skutku, organizacja ma 60 dni od momentu rozpoczęcia zbiórki podpisów na dostarczenie wymaganej liczby podpisów. W tym wypadku jest to około 16 tysięcy podpisów. Zbiórka podpisów ruszyła 1 lutego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?