Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ruszył proces pielęgniarek zwolnionych ze starachowickiego szpitala

(M.K.)
Wtorkowa rozprawa w Sądzie Pracy w Starachowicach. Procesowi przeciwko szpitalowi przysłuchiwali się nie tylko zainteresowani, ale też ich przyjaciele.
Wtorkowa rozprawa w Sądzie Pracy w Starachowicach. Procesowi przeciwko szpitalowi przysłuchiwali się nie tylko zainteresowani, ale też ich przyjaciele. Monika Nosowicz-Kaczorowska
W Sądzie Pracy w Starachowicach we wtorek ruszył proces z powództwa zwolnionych pielęgniarek i lekarzy, którzy pracę stracili po szokującym porodzie w starachowickim szpitalu.

ZOBACZ TAKŻE:
Urodziła na szpitalnej podłodze. Minister zdrowia: Zabrakło empatii i serca

(Dostawca: x-news)

2 listopada pacjentka urodziła tam martwe dziecko na podłodze w sali szpitalnej zamiast w sali porodowej. Pacjentka niedługo po porodzie oskarżała szpital, że nikt jej nie pomógł, choć jej mąż wielokrotnie chodził i prosił o pomoc. Dyrektor szpitala podczas konferencji prasowej oświadczył, że dyscyplinarnie zwolni z pracy położne i lekarzy, którzy tego dnia byli w pracy. Słowa dotrzymał. Pracę straciło pięć położnych, pielęgniarka oddziałowa, lekarka i ordynator
.
Zwolnieni postanowili walczyć o swoje prawa w Sadzie Pracy. Jak podkreślały, oddział Ginekologiczno -Położniczy w listopadzie znajdował się na dwóch poziomach. Sale położnicze i ginekologiczne były na czwartym piętrze, sala patologii ciąży, na którą z rozpoznaną martwą ciążą trafiła pacjentka - na drugim piętrze. Jak mówią zwolnieni pracownicy - zaprotestowali przeciwko stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej.
Położne domagają się przywrócenia do pracy na stanowiska, z których zostały zwolnione i wypłaty pensji za okres, kiedy były bez pracy. Lekarze chcą wypłaty odszkodowania przez szpital.

- Doszło do bezprecedensowego naruszenia praw pracowniczych. Dyrektor podjął decyzję o zwolnieniach prawdopodobnie pod naciskiem medialnym, chcąc doprowadzić do zamknięcia całej sprawy - mówił Michał Jędrzejczyk, pełnomocnik położnych.

Zarówno pełnomocnicy położnych jak i lekarzy wnioskowali o utajnienie procesu ze względu na delikatny charakter sprawy i emocje, jakie wywołuje w społeczeństwie. Nie zgodził się na to radca prawny szpitala Maksymilian Szydłowski. Jego opinię podtrzymał sąd. Jak powiedział sędzia Jarosław Pniak, sprawa jest już i tak nagłośniona, a proces to okazja, aby ją wyjaśnić.

Pierwszego dnia zeznawali świadkowie: kobieta, która urodziła martwe dziecko i jej mąż. Kobieta potwierdziła, że zgłosiła się do szpitala, bo przestała czuć ruchy dziecka, że lekarze stwierdzili śmierć dziecka, poinformowali, że trzeba będzie wywołać poród i że zostanie to zrobione 2 listopada. Zdaniem kobiety, problemy zaczęły się, kiedy zaczęła czuć skurcze. Jak powiedziała, zrobiono jej badania, ale doktor nie stwierdziła akcji porodowej. Kobieta podkreślała, że jej mąż kilkakrotnie biegał do położnej, prosząc o pomoc, a ta odpowiadała, że poprosi lekarza. W końcu urodziła w sali szpitalnej.

- Mam żal do położnej i doktor. Nie dziwię się, że zostały zwolnione, jeśli mają takie podejście do pracy. Nie mnie oceniać decyzję dyrektora, że zostało zwolnionych tyle osób - powiedziała przed sądem kobieta. - Teraz zwolnione osoby opowiadają o mnie głupoty, żeby mnie oczernić, że byłam na papierosie w czasie akcji porodowej. Sprawa jest już zgłoszona na policję.

Kobieta zeznała też, że większości położnych w ogóle w czasie swojego pobytu w szpitalu nie widziała i że widzi je pierwszy raz na sali sądowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie