MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Serce rozerwane na strzępy

Sylwia Bławat
Śmierć latem uwielbia dzieci. Zabiera je z dróg, z zalewów i rzek, a nawet z podwórek rodziców. I zawsze wiadomo, kto jest temu winien. My - dorośli.
Śmierć latem uwielbia dzieci. Zabiera je z dróg, z zalewów i rzek, a nawet z podwórek rodziców. I zawsze wiadomo, kto jest temu winien. My - dorośli. archiwum
W Świętokrzyskiem rozpoczął się sezon na dziecięce tragedie.
Śmierć latem uwielbia dzieci. Pięcioletniego Kacpra zabrała z drogi w Gołoszycach, sześcioletniego Patryka - z ulicy w Kielcach. 10-letniego Karola wzięła ze zbiornika wody w Wiśniówce. A niespełna czteroletnią Roksanę spod Włoszczowy - z płonącego samochodu taty…

Śmierć latem uwielbia dzieci. Zabiera je z dróg, z zalewów i rzek, a nawet z podwórek rodziców. I zawsze wiadomo, kto jest temu winien. My - dorośli. Bo albo nie pilnowaliśmy dzieciaków tak, jak trzeba, albo nie nauczyliśmy ich, jak się wystrzegać niebezpieczeństw. Albo - za naszą brawurę zapłaciły one.

Pierwsze promienie słońca…

Pierwsze promienie słońca…


Czerwiec 2007:
- 11-letni chłopiec jadący miniquadem niedaleko swojego domu w Szczukowicach omijając studzienkę stracił panowanie nad pojazdem, zjechał na pobocze i uderzył w słup. Trafił do szpitala.
- 12-letni chłopiec na skrzyżowaniu sandomierskich ulic Żółkiewskiego i Armii Krajowej został potrącony przez poloneza. Po opatrzeniu wrócił do domu.
- 7-letni chłopiec z Jędrzejowa - według policji - nagle wbiegł na jezdnię i został potrącony przez autobus. Chłopiec ze wstrząśnieniem mózgu i innymi urazami trafił do szpitala.
- 13-letni chłopiec w Majkowie, zdaniem policji, nie ustąpił pierwszeństwa na skrzyżowaniu i wjechał pod forda eskorta. Trafił do szpitala.
Maj 2007:
- W Koziej Woli koło Stąporkowa 13-letni rowerzysta na skrzyżowaniu został potrącony przez renaulta megane. Trafił do szpitala.
- 11-letni chłopiec w Łanach w gminie Wodzisław w sobotnie popołudnie, jak ustaliła policja, wymusił pierwszeństwo i uderzył w poloneza. Dziecko trafiło do szpitala.
- 9-letni chłopiec, który - według policjantów - nagle wybiegł na ulicę w Kałkowie, wpadł prosto pod koła renaulta scenica. Chłopczyk z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu i innymi obrażeniami trafił do szpitala.
- W miejscowości Łomno w gminie Brody 11-letni chłopiec wyjechał rowerem z drogi podporządkowanej i uderzył w bok dostawczego volkswagena. Śmigłowiec zabrał dziecko do szpitala w Kielcach.
- W ciężkim stanie do szpitala trafił 9-latek potrącony przez samochód w gminie Daleszyce. Z pierwszych relacji policjantów wynikało, że dziecko wybiegło na jezdnię goniąc piłkę.
- W gminie Secemin czteroletni chłopiec na rowerku wyjechał na ulicę i został potrącony przez dużego fiata. Malca śmigłowcem przetransportowano do szpitala w Kielcach.



- Nie ma chyba większej tragedii niż ta, gdy ginie dziecko. Nie ma straszniejszego bólu niż ten, który wtedy rozdziera serce. Policjanci z wieloletnim stażem, mimo że widzieli już dziesiątki dramatów i zdołali sobie wyrobić mechanizm obronny, który pozwala im z tym żyć, na widok tragicznej śmierci dziecka płaczą. To jest taki dramat, z jakim nikt nigdy się nie oswoi - mówi Andrzej Skowroński, szef opatowskich służb kryminalnych.

A jak pokazują policyjne statystyki, śmierć zabiera dzieci najczęściej właśnie wiosną i latem. Wtedy, kiedy promienie słońca wywabiają je z domów. Kiedy serca rwą się do swobody… Wystarczy jeden moment, ułamek sekundy… Ten ułamek, który dusze rodziców rozrywa na strzępy.

NIE MIAŁ SZANS

Pięcioletni chłopiec z gminy Bogoria w niedzielę razem z mamą i tatą przyjechał do podopatowskich Gołoszyc. To tutaj akurat było rodzinne święto - ktoś z kuzynów miał imieniny. Przyjechali nie tylko oni, także reszta krewnych. Samochody zaparkowali przy drodze. Stały tu renault scenic, fiat uno, volkswagen golf i skoda favorit. Wszystko toczyło się powolnym weekendowym rytmem.

Zza zakrętu wyjechał ford escort. 21-letni kierowca, który odwoził kolegę, mówił, że nie jechał szybko. Przypuszczalnie - około 40 kilometrów na godzinę, choć czy rzeczywiście tyle, to jeszcze stwierdzą biegli.

I nagle, cios obuchem. Jedna chwila, w której serca rodziców pięcioletniego chłopca rozerwały się na strzępy.
- Na ulicę zza jednego z zaparkowanych na poboczu aut wybiegł pięcioletni chłopczyk - opowiada Andrzej Skowroński. - Wbiegł prosto przed maskę forda. Kierowca rozpaczliwie próbował coś zrobić. Hamować, ominąć. Nie miał szans. Uderzył dziecko.

Pięcioletni chłopczyk, uderzony przez samochód upadł. I umarł chwilę później, jeszcze zanim zdążyła przyjechać karetka.
Cała rodzina była na miejscu. I 27-letnia mama, i 32-letni tata, oboje trzeźwi. Rozpaczy nie da się opisać. Jeszcze przed chwilą Kacperek był cały i zdrowy… Zaledwie przed kilkoma sekundami…
MOTOREM ZABRAŁ ŻYCIE

Dramat z Gołoszyc jest pierwszym w tym roku tak tragicznym letnim zdarzeniem z udziałem dziecka. I - to na pewno - nie ostatnim. O tym, jak lato może się kojarzyć już tylko z rozpaczą, niestety dowiadujemy się każdego roku.

Nieco ponad rok temu na peryferiach Kielc 6-letni chłopiec koło domu jeździł rowerem. Rodzice nauczyli go, jak to robić bezpiecznie…

Niestety, choć oni zrobili wszystko, by chronić swego synka, inny dorosły ma na sumieniu śmierć chłopczyka. 35-letni mężczyzna na motorze crossowym mknął tędy nie wiadomo dokąd. Wiadomo natomiast, że w ogóle nie powinien był wsiadać na swoją yamachę. Miał w organizmie 1,5 promila alkoholu. Wymusił pierwszeństwo, staranował rowerek z chłopcem… Odebrał mu życie w ułamkach sekund.

Mężczyzna stanął przed sądem. Dwukrotnie słyszał wyrok. Za pierwszym razem - sześciu lat, w drugiej instancji sąd był jeszcze surowszy. Osiem lat bezwzględnego więzienia - taka jest kara. Ale dla rodziców Patryka to nie jest żadna pociecha. Przez głupotę dorosłego człowieka do swojego synka mogą już przychodzić tylko na cmentarz.

PRZECIĘŁA KAJAK NA PÓŁ

Dorośli, najwyraźniej bez rozsądku, przyczynili się też do śmierci 12-letniej dziewczynki. To była jedna z najbardziej makabrycznych historii ubiegłego roku. Jeden z największych dramatów, którego łatwo było uniknąć.

12-letnia Agatka z Tarnobrzega nad zalew w Chańczy przyjechała z rodzicami i siostrą. I to z tatą, a więc pod najlepszą opieką płynęła kajakiem. Tylko, że nikt nie przewidział, iż kto inny nie zatroszczy się o bezpieczeństwo na wodzie.

Na zalewie była też duża, prywatna motorówka, a w niej dwie osoby - młoda kobieta i trochę starszy mężczyzna. 28-latka sterowała, 42-latek był obok.
Motorówka uderzyła w boję, potem w kajak, w którym było dziecko z tatą. Duża łódź przecięła kajak na pół. Dziewczynka i jej ojciec wpadli do wody. Niestety, wciągnęła ich śruba motorówki…

Ojciec Agatki miał szczęście. Przeżył, helikopter zabrał go do szpitala. Kilkanaście minut ratownicy szukali dziewczynki. Znaleźli. Nie miała najmniejszych szans…
Rodzicom i siostrze zostały tylko łzy. Płacz nad ciałem dziecka, które miało przed sobą całe życie.

Przed sądem w Kielcach toczy się proces tych dwojga z motorówki. On jest oskarżony, że użyczył jej łodzi i w ten sposób naraził tych, którzy się kąpali wtedy w zalewie na niebezpieczeństwo. Ona usłyszała zarzut spowodowania śmiertelnego wypadku na wodzie…
BUTY I SPODENKI ZOSTAŁY NA BRZEGU

Woda w każde wakacje w Świętokrzyskiem zbiera bogate żniwo. I choć w tym roku jakimś chyba boskim cudem lista ofiar zbiorników i rzek w naszym regionie jest na razie nieduża, to w poprzednich latach - i niech to będzie przestrogą - rodzice nierzadko szli w konduktach swoich dzieci, które utonęły.

10-letni Karol z podkieleckiego Kajetanowa poszedł nad wodę z dwoma dorosłymi kuzynami. Niestety, chyba mężczyznom nie wystarczyło wyobraźni, bo na miejsce kąpieli wybrali nieczynne wyrobisko w Wiśniówce. Oczywiście, nie wolno tu pływać ani wchodzić do zbiornika, ale im to nie przeszkadzało, tablice z napisem "Wstęp wzbroniony" też ich nie powstrzymały.

Karol poszedł do wody, na brzegu zostały buty i spodenki. Sporo czasu minęło nim kuzyni się zorientowali, że dziecka zbyt długo nie ma. Łudzili się jeszcze, że może chłopiec wrócił do domu, ale poszedł gdzieś…

Zaczęli szukać. Wołać. Przeczesywać zarośla. Trzy godziny później zadzwonili po pomoc. Tylko, że wieczorem już niewiele można było zrobić. A rankiem, kiedy strażacy mieli wznowić poszukiwania, ktoś zauważył zwłoki dziecka w zbiorniku.
Karola strażacy wyciągnęli na brzeg. Drobne ciałko chłopca spoczęło na czarnej folii. Wyglądał, jakby spał… Ale ani łzy, ani rozpacz rodziców i przyjaciół już go nie obudziła…

- Każdego roku takich historii jest kilka. Tragedii rodzin, które nagle tracą swe dzieci i które nie mogą sobie wybaczyć, że pozwoliły synkowi czy córce iść nad wodę - opowiadają policjanci. - Ale rozwaga, niestety, często przychodzi wtedy, kiedy jest już za późno.


Ale czasami jest też tak, że śmierć na dzieci czeka bardzo blisko. Na podwórku rodziców. Także ta śmierć w wodzie. I ta sama, która nie daje potem żyć dorosłym, zagryza ich wyrzutami sumienia. Noc w noc nie daje spokoju za to, że na ten jeden ułamek sekundy spuścili swe dziecko z oczu.

Do takiej właśnie tragedii doszło pod koniec kwietnia w gminie Bałtów. To tu kilkorgiem dzieci opiekuje się matka, jej mąż na utrzymanie rodziny pracuje za granicą. O rodzinie i miejscowi, i policjanci mówią:

- Normalna, jakich tysiące, żadna patologia.
Najmłodsze z dzieci kobiety to półtoraroczna dziewczynka. Niedługo przed dramatem nauczyła się chodzić…
Tamtego tragicznego dnia mama z córeczką była na podwórku. Dziecko się bawiło, mama na chwilę weszła do domu, żeby wnieść drewno.
Na podwórku stał garnek z deszczówką. Nieduży. Na 34 centymetry wysoki, o średnicy 45 centymetrów. Nikt nie widział tego strasznego momentu. Dzieciątko wpadło do naczynia i nie umiało się wydostać… Kiedy wróciła mama, a nie było jej zaledwie chwilkę, jej najmłodsza córeczka już nie żyła.

Kilka lat temu do podobnego dramatu doszło w gminie Łubnice. Tu na podwórku rodziców bawił się trzyletni chłopczyk. Kilka metrów dalej, już za ogrodzeniem posesji, był niewielki basenik przepompowni wody.

Chłopczyka zbiornik z wodą do tego stopnia zainteresował, że maluch znalazł dziurę w ogrodzeniu… Przeszedł… W zbiorniku było półtora metra wody… Wystarczyło…
Nikt nie widział momentu, w którym dziecko spadło do basenu. Nikt więc nie zdążył wyciągnąć chłopczyka z wody. Dzieciątko utonęło.

NA OCZACH OJCA

Niewyobrażalna tragedia rozegrała się w maju ubiegłego roku na podwórku w niewielkiej miejscowości pod Włoszczową.

Tam w fordzie modeno swojego taty bawiła się niespełna czteroletnia Roksana. Dziecko, przynajmniej teoretycznie, było bezpieczne - mama też była na dworze, a ojciec kilkanaście metrów dalej malował płot, więc miał córeczkę na oku.
I obserwował ją uważnie, to prawda, bo od razu pobiegł, jak tylko zauważył, że z samochodu snuje się dym. Ale już było za późno. Otworzył drzwi, buchnęły płomienie. Próbował gasić, ale ogień był zbyt duży. Wyciągnął córeczkę z pożogi, ale Roksana już nie żyła…

- Każdego roku wiosną i latem dziecięce tragedie łamią nasze serca. I jeśli ktoś myśli, że takie dramaty nie zdarzą się w ich rodzinie, mogą się mylić. Często bowiem dzieją się w normalnych, zdrowych rodzinach, nie patologicznych, nie w tych, w których jest alkoholizm - mówi Karolina Sot z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.

- To dorośli muszą sobie uświadomić, że muszą wyjątkowo uważać na dzieci, nie tylko swoje, na wszystkie. Tych najmłodszych nie powinni spuszczać z oczu, te trochę starsze nauczyć, czego powinny unikać, jak się zachowywać w wodzie, na drodze, gdzie może czaić się zło. Bo jeśli tego nie zrobią, mogą za to zapłacić niewyobrażalnie wysoką cenę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie