MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Siostra Małgorzata daje nadzieję

Lidia CICHOCKA <a href="mailto:[email protected]" target="_blank" class=menu>[email protected]</a>
Najważniejsza jest praca, nic bardziej nie niszczy człowieka niż brak zajęcia - mówi siostra Chmielewska.
Najważniejsza jest praca, nic bardziej nie niszczy człowieka niż brak zajęcia - mówi siostra Chmielewska. D. Łukasik
Artur mówi do przybranej mamy, siostry Małgorzaty: Gosiu. Mamo do siostry w habicie brzmiałoby dziwnie.
Artur mówi do przybranej mamy, siostry Małgorzaty: Gosiu. Mamo do siostry w habicie brzmiałoby dziwnie. D. Łukasik

Artur mówi do przybranej mamy, siostry Małgorzaty: Gosiu. Mamo do siostry w habicie brzmiałoby dziwnie.
(fot. D. Łukasik)

Siostra Małgorzata Chmielewska nie jest zwykłą zakonnicą. Nie tylko dlatego, że chodząc w habicie, pali papierosy, mówi prostym, czasami dosadnym językiem, wychowuje trójkę dzieci i prowadzi siedem domów dla bezdomnych i samotnych matek.

Dziadek przyjechał do Zochcina gotować na miesiąc, jest już szósty rok.
Dziadek przyjechał do Zochcina gotować na miesiąc, jest już szósty rok. D. Łukasik

Dziadek przyjechał do Zochcina gotować na miesiąc, jest już szósty rok.
(fot. D. Łukasik)

Siostra wiedząc, że nie ma nic bardziej niszczącego niż brak pracy, daje ją ludziom. Rozmawiamy w Zochcinie, małej wiosce koło Opatowa, gdzie trafić można tylko wtedy, gdy się bardzo tego chce, bo śnieg zasypuje drogę, upodabniając ją do równie białych pól. Żadnego drogowskazu, tabliczki. Siedzimy w dużej kuchni a rozmowę co kilkanaście minut przerywa telefon. Siostra wydaje polecenia - kogoś trzeba przywieźć, kogoś odwieźć, przyjąć olej, pokierować, odpowiedzieć.

BÓG JEST

Jak się znalazła w Zochcinie? Przecież ani w liceum, ani na studiach - biologia na Uniwersytecie Warszawskim, nic nie wskazywało, że zostanie zakonnicą. Rodzinny, warszawski dom nie był przesadnie religijny - rodzice po powstaniu uciekli do Poznania, ale wrócili najszybciej jak mogli, kiedy ojca lekarza zwolniono z przymusowej służby wojskowej. Dopiero w trakcie studiów, kiedy wyjechała w góry, poczuła, że Bóg jest. Opisywała to jako przeżycie ogromnej przestrzeni, która nie jest pustką. Tylko tyle.

- Odpowiedź pojawia się, gdy stawia się sobie pytania - wyjaśnia decyzję wstąpienia do zakonu. - Kto szuka, ten znajduje mówi Ewangelia. To był rezultat moich poszukiwań miejsca w życiu, sensu życia. Ja ten sens znalazłam w osobie Jezusa Chrystusa, a reszta jest sprawą konsekwencji. Jeśli szukamy uczciwie prawdy, to ją znajdujemy.

Wtedy zaczęła myśleć o wstąpieniu do klasztoru, wybrała małe siostry Karola de Foucauld, jednak był to zakon ściśle kontemplacyjny. Inny niż myślimy, bo siostry żyją jak zwykli ludzie, ciężko pracując, ale nie wspierają czynnie innych. A Małgorzata Chmielewska szukała kontaktu z potrzebującymi pomocy, pracowała więc jako katechetka z niewidomymi dziećmi w Laskach, pomagała kobietom w więzieniu na Rakowieckiej aż spotkała się z ideą Wspólnoty Chleb Życia. W 1990 roku wstąpiła do niej, było to w Bulowicach koło Kęt, gdzie powstał pierwszy dom wspólnoty.

CHAŁUPKA ZA SPADEK

- Wtedy, w 1989 roku, razem z towarzyszką różnych przedsięwzięć, Tamarą, chciałyśmy założyć dom dla samotnych kobiet. Nie było to łatwe, ale się udało - kwituje krótko walkę o utworzenie placówki. Wkrótce powstały kolejne domy w Warszawie i wokół niej. Kiedy zrozumiała, że osobom, które nie usamodzielnią się w Warszawie, które dnie spędzają, wysiadując bezczynnie na korytarzach potrzebna jest inna pomoc, postanowiła stworzyć dom na wsi. Bo tutaj zawsze coś będzie do roboty, a to, co człowieka najbardziej niszczy to brak zajęcia. Kiedy Tamara dostała niewielki spadek po matce, kupiły starą chałupkę w Zochcinie, koło Opatowa. - Tamara stąd pochodzi - wyjaśnia.

Ten dom jeszcze można rozpoznać chociaż z pewnym trudem. Są nowe budynki, wszak w domu mieszka kilkanaście osób, tu jest główna kwatera, wspólnoty i dom siostry Małgorzaty, do którego ściągnęła wraz z dziećmi. Trójką przysposobionych.

Artur i Melinda mieszkają tutaj, Jasiek mieszka w Jankowicach, ożenił się latem tego roku, został tatą a siostra babcią. - Jak każda babcia uważam, że nasza Malwina jest najpiękniejsza na świecie - uśmiecha się siostra. Jak każdy rodzic martwi się kiedy dowiaduje się, że dorosły syn zmarzł, bo poszedł bez czapki. - Nauczy się rozumu - mówi jednak spokojnie. Myśli o tym, by młodsza córka miała jak koleżanki modne ciuchy, ale nie zgadza się na chodzenie do szkoły z pępkiem na wierzchu. Dzieciaki nie mówią do niej mama, ale po imieniu - Gosiu. - Dzięki temu nie wzbudzamy sensacji - wyjaśniała kiedyś, bo przecież siostra cały czas chodzi w habicie.

ŻEBY TYLKO SIĘ UCZYLI

Gospodarstwo w Zochcinie działało kilka lat, kiedy wspólnocie zaproponowano przejęcie opuszczonej szkoły w nieodległych Grocholicach. Powstał tam dom dla kobiet samotnie wychowujących dzieci. Są to głównie ofiary przemocy domowej, które uciekły od mężów pijaków, sadystów, nie mają dokąd wrócić a kilku, kilkunastoletnie dzieci zobaczyły już jak wygląda piekło.

Potem burmistrz z Ożarowa i wójt z Wojciechowic zaproponowali, by wspólnota wzięła także budynki u nich. Wybrali Jankowice, bo lepiej położne, powstał tam dom dla bezdomnych. I znowu przeprowadzono remont, adaptację, ale siostra nie poprzestała na pomalowaniu pokoi. - Tu wszędzie jest ogromna bieda, ludzie nie mają pracy, nie uczą się, więc zaczęliśmy kombinować, co z tym robić. Najważniejsze jest praca i nauka. By dzieciak z najbiedniejszego domu, nie orzeł, który uczy się na piątkach, ale także taki, co ciągnie na trójkach, mógł chodzić do szkoły. Siostra wymyśliła więc stypendia.

Znalazła sponsorów, każdy zna swego podopiecznego z imienia i nazwiska, dostaje informację o jego postępach w nauce. Te stypendia to 100-250 zł. Tyle, żeby było na buty czy książki. Pomysł chwycił, bo zaczynali się od 20, a teraz mają ponad 500 stypendystów. Więcej nie damy rady - z żalem mówi siostra, bo przecież do każdego dziecka trzeba dotrzeć, sprawdzić. Bywało tak, że rodzina ubiegała się o pomoc, a tu przed domem stał mercedes. Oboje rodzice byli bezrobotni tyle, że na czarno pracowali za granicą.

SPIŻARNIA BABUNI

Druga najważniejsza sprawa to praca. Z okolic Opatowa mnóstwo osób, głównie kobiet, emigruje do Włoch, Hiszpanii, Niemiec za pracą. Zostają rozbite rodziny, pijący mężowie. By temu zapobiegać, trzeba ludziom dać pracę, nauczyć ich fachu. To dlatego siostra przez lata budowała coś, czego owoce powoli zbiera: w tym roku ruszyła przetwórnia owocowo-warzywna w Zochcinie. Płody z własnego gospodarstwa przerabiają i pyszne ogórki, buraczki, powidła i marmolady przepięknie opakowane sprzedają gdzie się da.

- Ekologiczne, zdrowe, "Spiżarnia Babuni" to jest marka - chwali siostra. Dzięki życzliwości władz Warszawy wspólnota ma tam dwa sklepy. Mniejszy w samym centrum przy ulicy Kruczej i większy przy alei Krakowskiej. Czynsz jest symboliczny, więc kiedy biznes się rozkręci, powinni zacząć zarabiać.

W Jankowicach działa szwalnia - pracuje na dwie zmiany i nie nadąża z zamówieniami - oraz stolarnia. Panie szyją nie tylko obrusy i serwetki, ale także haleczki, wszystkie białe zdobione koronkami. W stolarni można zamówić meble, tradycyjne z drewna.

- Szwalnia mieści się w trzypokojowym mieszkaniu, ciasnota jest ogromna, stolarnia w baraku, ale to się zmieni - siostra znowu się uśmiecha. - Kończymy budowę hali w Jankowicach.

A co z ludźmi? - Na razie w warsztatach pracuje około 20 osób. Będzie mogło więcej. Dziewczyny bardzo chętnie uczą się zdobienia drewna, z panami jest gorzej. Właśnie szukamy chętnych do stolarni, ale tłoku nie ma. Płace u nas niskie 640 zł, ale za to na wsi da się przeżyć. Tyle, że wielu woli wziąć zasiłek i się nie męczyć.

Wspólnota organizuje też szkolenia. Kursy obsługi kas fiskalnych, ogrodnictwa, rolnicze. W hali będzie jeszcze więcej miejsca, więc szkoleń może być więcej na przykład językowe. Po co? By dać innym szanse na pracę.

- W Małopolsce zbierają dla nas ziemniaki. 20 ton. I przywożą tutaj do Zochcina, a my rozwozimy je po naszych domach. Z Holandii i Francji dostajemy używaną odzież. Przyjeżdża tir z 20 tonami ubrań, które trzeba przebrać i sprzedać. Mamy dwa sklepy z używaną odzieżą, ale jeździmy z nimi po wsiach, bo konkurencja wiadomo ogromna. Poza tym mamy ubrania dla naszych podopiecznych. Warsztaty nie przynoszą jeszcze 100 procent zysku, ale może będą.

Z województwa wspólnota dostała 6 tysięcy złotych na utrzymanie domów. - Niewiele - uśmiecha się gorzko siostra. Za to Ministerstwo Pracy dało a właściwie daje 95 tysięcy. - Szkoda, że teraz, tak w ostatniej chwili - mówi siostra, ale cieszy się, bo dla domów, w których mieszka 300 osób każdy grosz się liczy. A tu gaz się kończy i potrzebny olej opałowy, w Grocholicach do zbiornika wchodzi go za 9 tysięcy złotych. A komplet podręczników dla dziecka w gimnazjum to wydatek kilkuset złotych, no a dzieci w domach wspólnoty jest wiele.

Siostra właśnie jedzie do Warszawy na zaproszenie Kompanii Piwowarskiej, dostanie 250 tysięcy złotych na dokończenie i wyposażenie hali w Jankowicach. - To dopiero niespodzianka - cieszy się siostra.- Kupimy jeszcze maszyn, będzie na kolejne kursy.

HABIT POMAGA

Małgorzata Chmielewska jest postacią znaną. Jej książka "Wszystko co uczyniliście..." rozeszła się bez śladu, pisze artykuły o bezdomności, biedzie i sposobach wyjścia z niej, pojawia się w telewizji i gazetach, dostaje tytuły, nagrody. - Jestem rozpoznawalna, ale nie na tyle, by nie móc spokojnie napić się kawy, ale... Bywa, że ktoś zaczepia mnie na ulicy.

Czasami są to spotkania dziwne jak to w kieleckim Makro, gdzie dobrze ubrany pan, najwyraźniej spieszący się, stanął jak wryty na widok siostry, poprosił: - Siostra tu zaczeka dobrze? I zniknął by za chwilę wrócić z 500 złotych w ręce. Albo jak dziewczyna w ostrowieckim Tesco, która stukając obcasami goniła za siostrą, by zaproponować: - Kupię buty dla dziecka, jakie tylko siostra chce.

Ludzie chętnie pomagają siostrze, właściciel serwisu Peugeota wyremontował jej samochód. - Musiało to kosztować kilka tysięcy, bo powkładał oryginalne części - mówi siostra. Czy habit pomaga jej? - Nie zawsze. Miałam wystąpić wśród bankowców i przedstawić naszą koncepcję walki z biedą, bezdomnością, ale w ostatniej chwili to odwołano. Nie chcieli spotykać się z zakonnicą - przekazano mi. I prawdę mówiąc, nie wiem dlaczego.

PO POŁUDNIU - LEKCJE

Każdy dzień Małgorzaty Chmielewskiej zaczyna się podobnie - pobudka o 6.30 i wyprawianie dzieci do szkoły. Trzeba je odwieźć, bo gminny gimbus tu nie dociera. Kilkoro do Sadowia, licealistę do Opatowa. Potem niezliczona liczba telefonów związanych z prowadzeniem domów, z działalnością fundacji. I interwencje - ktoś prosi o pomoc w sprowadzeniu zwłok z Włoch. - 12 tysięcy złotych. Skąd wziąć taką sumę - zastanawia się siostra. Lepiej skremować ciało.

90-letnia pani z Warszawy chce dać 1000 złotych na rehabilitację dziecka, błyskawicznie trzeba znaleźć kogoś potrzebującego takiej pomocy.

Obiad jest wspólny w stołówce, gotuje pan Henryk, zwany Dziadkiem. Dzisiaj żurek i kasza z sosem. - Dziadek jest magikiem - robi coś z niczego i to jest pyszne - chwalą go dziewczyny, które właśnie wróciły ze szkoły. Dziadek do Zochcina przyjechał kilka lat temu, na miesiąc. Miał pomóc w gotowaniu. - Z siostrą tak jest - śmieje się - dla niej miesiąc, to sześć lat.

Do służbowego peugeota wsiada Małgosia Szastak. - Moja prawa ręka - chwali dziewczynę siostra. - Studiuje, pracuje. Gdyby mnie zabrakło, potrafi poprowadzić sprawy.

Samochód wyposażony jest w GPS. - Bardzo się przydaje, kiedy jeździmy po wsiach, prowadzi nas jak po sznurku i w stolicy też. Siostra lubi i docenia takie wynalazki. Wiadomo, bez Internetu nie ma przyszłości i dlatego złość ją bierze, że Interent w Zochcinie zależy od pogody. Jak mocniej zawieje czy popada milknie telefon i nie ma łączności ze światem.

Po południu siostra siada do lekcji. - Najgorsza jest fizyka - przyznaje. Wolałaby pomagać z francuskiego czy angielskiego, które zna biegle, ale i z niemieckim na poziomie gimnazjum radzi sobie. Czas dla siebie ma późno w nocy. - Codziennie czytam, chociaż godzinę. Lubię wszystko, Agathę Christie, której kryminały dostaliśmy od państwa Turnauów, i rozprawy filozoficzne.

Pytana o urlop śmieje się: - A co to takiego? Jak chcę jechać nad morze, wybieram się do Warszawy, tam zamykam w pokoju z książką, wyłączam komórkę i jestem nad morzem. W tym roku mi się nie udało, ale nie żałuję. Może zimą wybierzemy się dziećmi na dwa dni. Zresztą tu większość ludzi nie ma urlopu. To znaczy mają, ale prawie każdy wykorzystuje go na pracę, jak tylko jest możliwość dorobienia.

Niedługo święta i gwiazdka, jakie będą? Jak co roku, tradycyjne z choinką i wigilią. Najpierw wspólną z mieszkańcami domu, a potem rodzinną. Wszystkim będzie życzyć domu, żeby był własny i żeby nikt nie tracił nadziei, bo z najgorszej sytuacji można wyjść i to godnie.

Będą prezenty dla dzieci i przyjaciół, którzy przyjdą świętować. Na siostrę też będzie czekał prezent. - Zapewne dres. Bardzo często dostaję dresy - znowu śmieje się siostra. - Bo ja w dresach śpię. Gdyby coś się działo i trzeba było wyskoczyć w nocy, zawsze jestem gotowa.

Małgorzata Chmielewska

Zakonnica, przełożona Wspólnoty Chleb Życia, absolwentka biologii na Uniwersytecie Warszawskim, pracowała jako katechetka z niewidomymi dziećmi w Laskach i w duszpasterstwie niewidomych u księdza Stanisława Hoinki na Piwnej. Organizowała też pomoc dla kobiet z więzienia przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie. W 1990 roku wstąpiła do Wspólnoty Chleb Życia. W województwie świętokrzyskim, między Opatowem a Ostrowcem Świętokrzyskim prowadzi siedem domów dla bezdomnych, chorych, samotnych matek oraz noclegownie dla kobiet i mężczyzn. Założyła też Fundację "Domy Wspólnoty Chleb Życia", która pomaga dzieciom, bezrobotnym, bezdomnym w osiągnięciu godnego życia. Siostrę uhonorowano Medalem Świętego Jerzego, Nagrodą Ministra Pracy i Polityki Socjalnej, tytułem Kobiety Roku 1996, przyznawany przez czytelników miesięcznika "Twój Styl".

Dzieło siostry Małgorzaty

Wspólnota Chleb Życia prowadzi trzy domy dla bezdomnych i samotnych w Warszawie oraz jeden w Brwinowie koło Warszawy, a także trzy w powiecie opatowskim - w Zochcinie, Grocholicach i Jankowicach. Fundacja domów wspólnoty prowadzi manufakturę "Komoda Babuni", stolarnię-manufakturę oraz "Spiżarnię Babuni". Istnieje także odrębny fundusz stypendialny dla dzieci z ubogich wiejskich rodzin.

Możesz pomóc

Fundacja "Domy Wspólnoty Chleb Życia" powstała jesienią 2002 roku. Jeśli chcesz pomóc dzieciom, bezdomnym i bezrobotnym w osiągnięciu godnego życia, możesz przekazać 1 procent twojego podatku na konto 64 8004 0002 2001 0012 2829 0001.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie