Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażacy z Łagowa nie wyjechali do pożaru w centrum... Łagowa

Paweł Więcek
Strażacy z ogniem w gospodarstwie Tomasza kotwy walczyli przez ponad pięć godzin. Spłonął cały dach stodoły. W pożarze zginęło osiem sztuk bydła, a konie uległy poparzeniom.
Strażacy z ogniem w gospodarstwie Tomasza kotwy walczyli przez ponad pięć godzin. Spłonął cały dach stodoły. W pożarze zginęło osiem sztuk bydła, a konie uległy poparzeniom. archiwum
W czwartek, 17 sierpnia około godziny 14:35 Tomasz Kotwa zauważył, że płoną budynki gospodarcze znajdujące się na jego posesji na Rynku w Łagowie. Mężczyzna niezwłocznie zadzwonił na straż pożarną. Jak wynika z relacji pana Tomasza, pierwsze jednostki OSP pojawiły się na miejscu około pół godziny od zgłoszenia. - Byli druhowie z Lechowa, Nowej Słupi, a nawet Kielc. Z naszej gminy nie dotarła żadna, mimo że był alarm - opowiada mężczyzna.

To o tyle zaskakujące, że remiza OSP Łagów także znajduje się na Rynku, około 200-300 metrów od gospodarstwa pana Tomasza... - Przez te 30 minut można było wszystkiego uniknąć. A tak spłonęły stodoła i obora, słoma i zboże, osiem sztuk bydła. Gdyby nie jednostki spoza gminy, spłonęłoby pół Łagowa - opowiada Tomasz Kotwa.

„Problem z dostaniem się do remizy”
Starszy brygadier Paweł Górniak, zastępca komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Kielcach, potwierdza, że po zgłoszeniu pożaru w Łagowie zadysponowano jednostkę Ochotniczej Straży Pożarnej w Łagowie, która działa w ramach Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. - Mimo naszej dyspozycji nie wyjechała. Nie wyjechała także jednostka z OSP Piotrów - mówi Paweł Górniak.

Dlaczego druhowie z Łagowa nie ruszyli z pomocą? - Był problem z dostaniem się do remizy - wyjaśnia wicekomendant.

Straż Państwowa następnego dnia zwróciła się do wójta gminy Łagów Pawła Marwickiego o podjęcie działań w celu poprawy gotowości opercyjnej jednostki. Dodatkowo 24 sierpnia na miejscu przeprowadzono tak zwaną inspekcję gotowości operacyjnej. - Test wypadł bardzo dobrze - podkreśla Paweł Górniak.

Jak to się zatem stało, że 17 sierpnia druhowie z Łagowa zawiedli? Wersje są dwie - wójta gminy i jednocześnie prezesa zarządu gminnego OSP Pawła Marwickiego oraz prezesa zarządu OSP Łagów Pawła Garstki.

Wersja wójta Marwickiego
- Jestem trzecim wójtem z kolei, z którym pan Garstka toczy swoje konflikty. Szanowałem suwerenność stowarzyszenia, jakim jest straż, choć docierały do mnie sygnały, że współpraca druhów z prezesem nie układa się. Apogeum tego miało miejsce właśnie 17 sierpnia. Jednostka nie dojechała, bo był problem z dostaniem się do remizy. Klucze są cztery, bo jest czterech kierowców z uprawnieniami na średni samochód, w tym prezes. Moim zdaniem prezes organizacyjnie nie zrobił tak, by klucze były dostępne. Kiedy włączyła się syrena, strażacy pojawili się pod remizą, ale nie mogli się dostać do środka. Społeczeństwo jest poruszone, że lokalna straż nie pojawiła się. Następnego dnia zwróciłem do prezesa na piśmie o podanie wyjaśnień. Nie dostałem do dziś odpowiedzi. Wiem, że z siedmioosobowego zarządu OSP Łagów cztery osoby złożyły rezygnację jako protest, bo nie chcą dalej współpracować z prezesem. Mam nadzieję, że odbędzie się „walne”, na którym zostaną wyłonione nowe władze - mówi Paweł Marwicki.

Wersja prezesa Garstki
Paweł Garstka: - Kiedy wybuchł pożar, byłem w Kielcach. Pierwszy sygnał dostałem od prezesa Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych w Łagowie. Poleciłem mu, żeby zadzwonił na 998, a osobiście podjąłem starania celem sprawdzenia, którzy kierowcy są na terenie Łagowa. Jak się okazało, pierwszych dwóch było bardzo daleko, a trzeci, który znajdował się na terenie gminy, pracuje w PUK. Poprosiłem prezesa PUK, żeby zwolnił pracownika, bo nie będzie miał kto wyjechać. Na tym ze spokojem zakończyłem działania. Jakie są relacje między prezesem a pracownikiem, nie wiem. Wiadomo, że nie było tego kierowcy na miejscu. Ze swojej strony zrobiłem wszystko, co mogłem. Nie mamy możliwości zatrudnić kierowcy na stałe. Największe argumenty ma gmina. Swego czasu kierowca był na etacie, ale został zmieniony na pracownika gminy, a potem PUK, gdzie ma wykonywać polecenia prezesa. Na drugi dzień mieliśmy dwa wyjazdy i w obu brała udział OSP Łagów. Przypomnę, że strażacy działają społecznie, na co dzień pracują utrzymując rodziny i nie ma ich na miejscu. Pan wójt szuka pretekstów, by mnie wyrzucić, bo jestem solą w jego oku jako niezależny i partyjnie nie związany pracą z gminą. Od 13 lat dążę do poprawy wyposażenia w jednostce, by stażaków przybywało. Konflikty zawsze niosą za sobą żniwo.

- Nigdy nie zabraniałem żadnemu pracownikowi wyjeżdżać do pożaru i nigdy się żaden do mnie o to nie zwracał, żeby móc uczestniczyć w akcji ratowniczej. Jednocześnie zaznaczam, że pan Garstka nigdy mnie nie prosił o zwolnienie pracownika, jedynie sugerował, że bronię mu wyjeżdżać do pożaru, co nie jest prawdą. Prawo nie zezwala mi na to, by zabronić strażakowi-ochotnikowi nawet w godzinach pracy udziału w akcji ratunkowej. To, że kierowca nie wyjechał do pożaru, było jego suwerenną decyzją - mówi prezes PUK Paweł Kudłacz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie