MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szklana wieża (I)

Jarosław PANEK

U szczytu swej potęgi kielecki "Exbud" był jak małe, bogate państwo. Zatrudniał kilkadziesiąt tysięcy ludzi, wielu z nich uczynił bardzo zamożnymi, gościł nawet głowy państw, a swym najbardziej zasłużonym pracownikom wręczał ciężkie statuetki z litego srebra i złote zegarki. Dziś tę perełkę przejął koncern budowlany "Skanska", a były prezes Witold Zaraska, ongiś jedna z najważniejszych osób w Polsce, zaszył się w swojej willi pod Krakowem. Co sprawiło, że najcenniejsza polska marka, duma Kielc, praktycznie znikła z rynku? Zła koniunktura, spisek, a może historia... wielkiego romansu?

Historia kieleckiego "Exbudu" przypomina trochę bajkę, którą wszyscy słyszeliśmy w dzieciństwie. Tę o Szklanej Górze. Tylko różnic jest kilka. Tu nie góra jest szklana, a wieża - tak wszak do dziś pracownicy nazywają najsłynniejszy i najnowocześniejszy biurowiec, w którym mieści się siedziba firmy. A w wieży nie było pięknej królewny, tylko ktoś, kogo jeszcze do niedawna wielu traktowało i postrzegało jak księcia - prezes Witold Zaraska. I jeszcze jedno. Królewnę zabrał z góry królewicz. W naszej bajce... księcia uwolniła księżniczka.

Jedni już zapomnieli. Inni wciąż zapomnieć nie mogą i nie rozumieją, co stało się z dumą Kielc, wielką grupą kapitałową "Exbudu", która przez pewien moment rządziła polskim rynkiem usług budowlanych, była powodem zazdrości innych miast i miejscem pokazywanym wielu oficjalnym delegacjom. W swym najlepszym okresie "Exbud" wyrósł na niewyobrażalną potęgę z kolosalnymi zyskami. To on rozdawał karty w branży, to on zgarniał wszelkie możliwe nagrody. Był także obiektem marzeń wszystkich młodych ludzi śniących o szybkiej karierze. "Exbud" to także osoba bez wątpienia charyzmatycznego szefa i twórcy tej potęgi, prezesa Witolda Zaraski. Człowieka - wizjonera, który jeszcze za komuny odważył się stworzyć firmę zarządzaną według kapitalistycznych standardów. Śmiało można powiedzieć, że "Exbud" nigdy nie osiągnąłby takich sukcesów, gdyby właśnie nie Witold Zaraska.

Luksus, samochody i prawdziwy pałac

Prezes niskiego wzrostu, przez wrogów zwany pogardliwie "małym", zmuszał nawet swych najzagorzalszym przeciwników co najmniej do szacunku. O prezesie Zarasce przez wiele lat krążyły legendy i anegdoty. A to o tym, że potrafił w prima aprilis zwolnić kilku dyrektorów, żeby na drugi dzień ich przyjąć, a to że kochał najlepsze samochody i luksus, że jego 800-metrowa willa w Zagnańsku to prawdziwy pałac. A to znowu, że na jego życie i wielkie pieniądze dybali przestępcy, wysyłając listy z pogróżkami. Słynny w Kielcach był jego konflikt z rekinem giełdy i konkurentem w branży budowlanej Michałem Sołowowem, z którym mimo oschłych stosunków, zdołał ubić interes sprzedaży "Słowa Ludu" i Radia "Tak". Wiele z tych opowieści ma w sobie ziarna prawdy, niektóre przeinaczono, jeszcze inne zmyślono. Fakt, że Witold Zaraska na swój sposób rządził nie tylko w Kielcach, ale i w Polsce. Bo mało było w naszym kraju przedsiębiorców, dla których specjalnie przyjeżdżały z Warszawy albo innych stolic europejskich głowy państw.

Prezes Zaraska przez wiele lat był w wielu dziedzinach pierwszy. To on stworzył w Polsce Ludowej pierwszą zarządzaną według rynkowych reguł firmę, to on współtworzył Business Centre Club, to "Exbud" był jedną z pierwszych sprywatyzowanych polskich firm państwowych i jedną z pierwszych pięciu giełdowych spółek, które zadebiutowały na parkiecie warszawskiej giełdy. Parkiet ów zresztą również powstał w dużej mierze dzięki prezesowi "Exbudu".

Nawet gdy Witold Zaraska przestał być już szefem wielkiej grupy finansowej, to i tak nie dawał o sobie zapomnieć. Choćby podczas głośnej sprawy obrazu Witolda Maleckiego kupionego przez szefa "Exbudu" w domu aukcyjnym "Agra-Art." za prawie 150 tysięcy złotych. Wtedy to część specjalistów uznała, że pejzaż ów to falsyfikat.

A ja biegnę dalej...

Wydawać by się mogło, że Witold Zaraska niczym król Midas, czego dotknie, zamienia w złoto. Złoto, a raczej złote brzęczały także w jego prywatnej sakiewce. Przez kilka lat ten słynny kielecki menadżer znajdował swoje miejsce na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost", a sam siebie chętnie przyrównywał do legendarnego menadżera Lee Iacocci, który kiedyś uratował od bankructwa amerykański koncern "Chrysler". Mawiał o sobie: "Lee Iacocca już się zatrzymał, a ja biegnę dalej". Ale ten bieg dość nagle i raptownie się skończył, a bohater naszego cyklu, zamieszkał w wielkiej willi pod Krakowem, skąd od czasu do czasu wpada jedynie do stolicy, gdyż wciąż jako osoba publiczna zajmuje stanowisko przewodniczącego Rady Głównej Business Centre Club. Ukochane dziecko prezesa Zaraski, czyli "Exbud" nie jest już notowany na giełdzie, a i nazwę tę powoli w Kielcach zapominamy, bo dawne spółki tego kolosa funkcjonują dziś pod skrzydłami koncernu budowlanego "Skanska", jaki przejął kontrolę nad tą kielecką perełką. Dziś nawet najwięksi wrogowie Witolda Zaraski przyznają, że z życia publicznego wycofał się zbyt szybko, że nawet bez stołka prezesa mógłby dla Kielc i regionu zrobić dużo, obecnie choćby w roli posła czy senatora. Bo że zrobił wiele do tej pory, nikt nie ma wątpliwości. Reprezentacyjny biurowiec przy ulicy Manifestu Lipcowego w Kielcach to wciąż najbardziej eleganckie centrum biznesu w województwie, a Świętokrzyskie Centrum Kardiologii też nigdy by nie powstało, gdyby nie zaangażowanie Witolda Zaraski oraz pieniądze "Exbudu".

Świat pełen kasy

Ale cofnijmy się do początku, do lat siedemdziesiątych, bo żeby zrozumieć fenomen i niewątpliwy sukces "Exbudu" i prezesa Zaraski, trzeba poznać kontekst. Polską Rzeczpospolitą Ludową rządził już wtedy pierwszy sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Edward Gierek. To on rozpoczął w Polsce okres pierwszej powojennej prosperity. Miał szczęście, bo na światowych rynkach trwała koniunktura, kraje arabskie sprzedawały wyjątkowo dużo ropy i posiadały w swych skarbcach ogromne ilości petrodolarów z eksportu, które chętnie by gdzieś zainwestowały, ale nie miały bardzo gdzie, bo świat dusił się od nadmiaru gotówki. Na scenie politycznej w Polsce Edward Gierek ogłosił słynne hasło, że chce prowadzić "aktywną politykę kredytową". Dla krajów arabskich, trzymających oszczędności głównie w europejskich bankach, była to dobra wiadomość, a i dla tych banków również, bo szukały pilnie dobrych lokat. Tymczasem Polska zgłosiła akurat wielomiliardowe potrzeby kredytowe. Wszyscy byli zadowoleni. Gierek - bo z powodu nadmiaru pieniądza kredyty zagraniczne były wyjątkowo tanie. Prywatne banki, rządy kilku krajów europejskich oraz państwa arabskie - ponieważ ulokowały oszczędności w polskim długu, który i tak oprocentowany był wyżej niż ówczesne obligacje krążące na światowych parkietach. Do naszego kraju napłynął ogromny strumień gotówki, a Gierek rozpoczął okres wielkiej modernizacji kraju. Dopiero później wyszło na jaw, że co najmniej połowę pożyczek zmarnowano na nietrafione inwestycje albo po prostu przejedzono.

I wtedy przyszedł Witek...

W Polsce trwała euforia, półki sklepowe zapełniały się towarami, a w kraju ruszyły ogromne budowy. Huty, cementownie, kopalnie. Kto miał dostęp do Gierka i go znał, ten wyrywał kasy najwięcej. Rzecz jasna rekordzistą był w tej mierze rodzinny Śląsk. Stąd właśnie wywodził się pierwszy sekretarz, ale korzenie jego rodziny sięgały już nie tamtych terenów, ale... Kielecczyzny, dokładniej Pińczowa. Gierek czuł więc sentyment do naszej ziemi, a w dodatku utrzymywał bardzo przyjacielskie stosunki z ówczesnym I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Kielcach. To właśnie ów sekretarz załatwił dla naszego województwa pieniądze niewiele mniejsze niż dla Śląska. Ziemia świętokrzyska przeżywała prawdziwy rozkwit inwestycyjny. Rosły kolejne cementownie, przedsiębiorstwa budowlane, huty i fabryki domów. W krótkim czasie Kielce i całe województwo stały się prawdziwym budowlanym zagłębiem, a pomogła w tym matka natura, która obficie obdarowała nasz region wszelkimi rodzajami kruszyw, kamienia i skał potrzebnych dla tej gałęzi przemysłu. Państwowe, potężne firmy budowlane wyrastały w stolicy województwa jak grzyby po deszczu. Jedyne, czego brakowało, to ludzi do pracy. Już wtedy rodziły się w głowach dyrektorów państwowych przedsiębiorstw marzenia o wyjazdach na zagraniczne kontrakty budowlane, ale monopol miała stolica i ulokowane tam dwie firmy, posiadające koncesję na zawieranie międzynarodowych kontraktów. Były to "Pol-Service" oraz "Budimex".

- Budowaliśmy wówczas w firmach, które podlegały pod Kieleckie Zjednoczenie Budownictwa. Wówczas panowała taka moda, aby tworzyć wielkie zjednoczenia. Tworzyliśmy bardzo dużo, całe osiedla. Mieliśmy doświadczenie i coraz lepszą markę na rynku. I coraz częściej marzyliśmy o podboju rynków zagranicznych, ale nie miał się tym kto zająć. Szefowie tych państwowych firm coraz mocniej naciskali na zjednoczenie, aby powołać specjalną komórkę, zajmującą się eksportem naszych usług budowlanych. Sam osobiście przekonywałem szefostwo, aby przyjęło kogoś, kto mógłby dla nas zdobyć pierwsze kontrakty. I wtedy przyszedł Witek - wspomina tamte czasy Stanisław Pałys wieloletni przewodniczący Rady Nadzorczej "Exbudu" i bliski towarzysz prezesa Zaraski. - Pracował on wcześniej w "Budopolu", ale wiedzieliśmy też, że był gdzieś na zagranicznym kontrakcie. Uchodził za człowieka, który ma dobre kontakty w "Pol-Service" i potrafi załatwić nam zagraniczne zlecenia.

Jeden pokoik i niewielka pensja

Decyzja ówczesnego dyrektora Kieleckiego Zjednoczenia Budownictwa Zbigniewa Szczepańskiego o przyjęciu Witolda Zaraski do pracy była brzemienna w skutkach i na najbliższe kilkadziesiąt lat miała zupełnie odmienić cały region. Gdy przyszły prezes "Exbudu" przychodził do pracy w zjednoczeniu, grupowało ono aż 23 firmy, zatrudniające kilkadziesiąt tysięcy osób.

- A on dostał ledwie jeden pokój w siedzibie ówczesnej mojej firmy przy ulicy Wróblewskiego i niewielką wtedy pensję - 1000 złotych. Był 1 października roku 1977 i tak wyglądało to całe jego Biuro Eksportu Budownictwa. Resztę miał sobie sam zorganizować. I zorganizował. Dwa lata później, na zagranicznych kontraktach Biura Eksportu Budownictwa pracowało już 1500 osób z naszego regionu. Ze mną Witek skontaktował się w drugim dniu swojego urzędowania. Od razu poczułem do niego sympatię. On chyba zresztą do mnie też. Był przyjezdny, z Krakowa, nikogo tu nie znał, ale miał wizję. Nie sądziłem tylko wtedy, że zrealizuje ją aż z takim rozmachem - wspomina Stanisław Pałys.

Nieprawdopodobna historia najpotężniejszego człowieka regionu

Dziś początek nieprawdopodobnej historii najpotężniejszego kiedyś człowieka naszego regionu. Zatrudniał kilkadziesiąt tysięcy ludzi, wielu z nich uczynił bardzo zamożnymi, gościł nawet głowy państw, a swym najbardziej zasłużonym pracownikom wręczał ciężkie statuetki z litego srebra i złote zegarki. Dziś tę perełkę przejął koncern budowlany "Skanska", a były prezes Witold Zaraska, ongiś jedna z najważniejszych osób w Polsce, zaszył się w swojej willi. Co sprawiło, że najcenniejsza polska marka, duma Kielc, praktycznie znikła z rynku? Zła koniunktura, spisek, a może historia... wielkiego romansu?

Za tydzień

Dzisiejszą publikacją otwieramy cykl materiałów o fenomenie "Exbudu" i jego szefa. Za tydzień o tym, jak "Exbud" podbił rynek libijski i dlaczego Witold Zaraska trzymał za gardło politycznych prominentów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zastrzeż PESEL - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie