MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szklana wieża (II)

Jarosław PANEK

Wystarczyły pierwsze dwa lata działalności, aby nikomu wcześniej nie znane w Polsce Biuro Exportu Budownictwa z Kielc zostało znaczącym graczem na polskim rynku, mimo że często działało wbrew obowiązującym wówczas doktrynom politycznym i gospodarczym. Witold Zaraska od razu wprowadził u siebie kapitalistyczny sposób zarządzania, czym naraził się partyjnym działaczom, z których wielu szybko przestało go lubić, ale i tak musieli go znosić, bo miał coś, czego oni bardzo potrzebowali...

Gdy Witold Zaraska trafił do Kielc i został dyrektorem Biura Exportu przy ulicy Wróblewskiego miał jeden pokój, jedno biurko, skromną pensję i wielkie ambicje. Miał też przychylność władz kieleckiego zjednoczenia oraz pierwszego kieleckiego druha Stanisława Pałysa, z którym zawodową karierę złączył na ponad dwadzieścia lat. Kilkunastu szefów firm czekało na pierwsze efekty działań nowego dyrektora, a te przyszły dość szybko. W niecały rok po rozpoczęciu działalności Witold Zaraska znalazł na zagranicznych kontraktach pracę dla niemal 100 pracowników kieleckich przedsiębiorstw budowlanych. Wtedy też, w roku 1978, po raz pierwszy zaczęła funkcjonować historyczna nazwa "Exbud", gdyż Biuro Eksportu zmieniło nazwę na Kieleckie Zjednoczenie Budownictwa - Biuro Eksportu "Exbud - Kielce".

- Witek od początku zaprowadził bardzo rynkowy sposób zarządzania. Kłóciło się to całkowicie z ówczesnym tropem myślenia władz. One oczekiwały tak zwanego kolektywu i socjalistycznego sposobu kierowania firmą, a on rządził jak kapitalistyczny menadżer. Miał wizję i pomysły, które często wprowadzał w czyn, nie czekając na akceptację tak zwanej góry. Mawiał "to ja decyduję i ja ponoszę odpowiedzialność za swoje decyzje". Nie wszystkim się to podobało, a wielu partyjnych działaczy wręcz mówiło, że stoi w opozycji do ustroju. Witek nie raz popadał z tego powodu w tarapaty. Ale na szczęście zawsze znajdowali się ludzie, którzy w sytuacjach krytycznych udzielali mu wsparcia. Bo za Witkiem przemawiały wyniki - wspomina tamte czasy Stanisław Nowak, który przez kilka lat był prezesem jednej ze spółek potężnego holdingu "Exbudu - Stolarki Budowlanej". Kariera Stanisława Nowaka w firmie prezesa Zaraski zakończyła się dość burzliwie, a nasz rozmówca przyznaje, że poniekąd stracił fotel między innymi w wyniku jednej publikacji w naszej gazecie. Poszło o to, że na łamach "Echa Dnia" prezes Nowak przyznał, iż współpracuje z każdym klientem chcącym kupić jego okna, w tym także z kieleckim "Mitexem", należącym wówczas do Michała Sołowowa. Tymczasem stosunki, jakie wówczas łączyły Witolda Zaraskę i właściciela "Mitexu" można było, w przypływie największego optymizmu, określić co najwyżej jako lodowate. Kiedy prezes Zaraska przeczytał, że jedno z jego przedsiębiorstw chętniej współpracuje z "wrogą" firmą niż z własnym holdingiem, niemal natychmiast podziękował Stanisławowi Nowakowi, mimo wieloletniej znajomości, jaka ich łączyła.

- Nie rozumiałem tej decyzji, bo w biznesie powinny się liczyć przede wszystkim twarde reguły gry, a nie sentymenty. Każdy, kto dawał Stolarce Budowlanej zarobić był dla mnie cennym klientem, ale widać coś zaczęło się psuć w centrali "Exbudu", skoro takie myślenie nagle przestało być aktualne - wspomina swe głośne odejście Stanisław Nowak.

Dolary Kadafiego

Wróćmy jednak do początków firmy, czyli końcówki lat siedemdziesiątych, kiedy to "Exbud" przebojem zdobywał europejskie rynki. Zatrudnienie i zyski rosły wtedy jak na drożdżach, a partyjni bonzowie szybko odkryli, iż prezes Zaraska jest dla nich chodzącą żyłą złota, która nie dość, że daje zarobić, to jeszcze znakomicie wypada we wszelkich propagandowych działaniach. A Witold Zaraska dwoił się i troił, żeby tylko zdobyć nowe rynki oraz dobrą markę. W czasie, gdy inne polskie zjednoczenia i przedsiębiorstwa z branży zajmowały się przede wszystkim realizacją planów, zdobywaniem nowych pracowników i gorączkowym poszukiwaniem materiałów budowlanych, jakich ciągle brakowało, szef "Exbudu" w 1979 rejestrował właśnie znak towarowy "Exbud" w Urzędzie Patentowym Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Ale to nie rejestracja znaku była najbardziej istotna. Najważniejszy był wielki kontrakt, który odmienił oblicze "Exbudu" na najbliższe kilkanaście lat. I znów na moment warto wrócić do nieco burzliwej historii gospodarki Polski Ludowej, aby lepiej zrozumieć, dlaczego firma z Kielc mogła dostać swoją wielką szansę. Aby to wszystko wyjaśnić, musimy na chwilę przenieść się do... Libii. Pod koniec lat siedemdziesiątych rządzi w tym kraju komunistyczny dyktator pułkownik Muammar Kadafii, tworzący zresztą do dziś wraz z Fidelem Catro duet żywych skamielin poprzedniej epoki. Kadafii ma władzę absolutną, ropę i dolary, więc partyjni kacykowie europejskich "demokracji ludowych" ślinią się już na samą myśl o samym spotkaniu z ekscentrycznym pułkownikiem. A pułkownik wyraźnie czuje sentyment do kraju na Wisłą. Plotka, której nikt nigdy nie chciał oficjalnie ani zdementować, ani potwierdzić głosi, że libijskie władze właśnie w latach siedemdziesiątych zdeponowały w kilku państwowych polskich bankach ogromne sumy dolarów, pochodzących z eksportu libijskiej ropy naftowej. Część tych pieniędzy stanowiła po prostu pożyczkę dla bratniego narodu polskiego, a część zdeponowano jako lokatę, zwłaszcza że Muammar nie bardzo ufał zachodnim bankierom, może poza Szwajcarami. Ale dolary... wyparowały. Pożyczek nie było z czego oddać, a część depozytów rozpłynęła się w niewiadomych okolicznościach. Pułkownik wpadł w szał, ale to nie zmieniało faktu, że Polska nie była w stanie oddać mu jego kasy. Aby załagodzić konflikt na linii Warszawa - Trypolis, zaproponowano rozwiązanie zastępcze. Dług miał być zwrócony w postaci rozmaitych usług, głównie budowlanych. A że Libia gwałtownie się rozwijała, potrzebowała nowych dróg, rafinerii, lotnisk i całych fabryk z rozmaitych branż, dlatego propozycja została przyjęta z zadowoleniem. Polskie firmy budowlane wylądowały na libijskich polach naftowych i pustyniach.

- Kto podłapał kontrakty libijskie, ten żył jak król. Witek zrobił wszystko, żeby podłapać i podłapał. "Exbud" natrafił na żyłę złota - wspomina Stanisław Nowak.

Atak uprzedzony

I rzeczywiście, już w 1979 roku Witold Zaraska powołuje do życia "Kierownictwo Wielkiej Budowy" w Libii. Takie pompatyczne nazwy będą w przyszłości często towarzyszyły różnym przedsięwzięciom "Exbudu". Jego szef, jako wielki wizjoner, lubił choćby samą nazwą wyprzedzać późniejszy sukces nawet, gdyby miało się nie udać. Szczytem owego nazewniczego zadęcia było zapewne "Światowe Centrum Handlu i Finansów ze Wschodem". "Exbud" został jego współzałożycielem w roku 1993, choć o owym centrum dziś już pewnie mało kto pamięta.

Kontrakt libijski dał kieleckiej firmie zastrzyk gotówki, a jej szefowi pierwszą nieformalną władzę. Wprawdzie Witold Zaraska nie pełnił żadnej znaczącej funkcji politycznej, często nawet narażał się partyjnym działaczom, ale szybko znalazł na nich haka. A hakiem były właśnie owe zagraniczne kontrakty, bo wszyscy marzyli o wyjeździe.

- Pierwsi, którzy wrócili z kontraktów czy to w Libii, czy w Niemczech, byli zaszokowani. Na budowie w Niemczech zarabiało się średnio około 400 marek niemieckich. W Polsce średnia pensja wynosiła wówczas około 40 marek, licząc po kursie czarnorynkowym. 400 marek dla Niemca stanowiło stawkę głodową i uwłaczającą, ale dla polskiego pracownika jawiło się jako dar losu - wspomina Stanisław Pałys, były przewodniczący Rady Nadzorczej "Exbudu" i jeden z przyjaciół Witolda Zaraski.

I właśnie z powodu owych kontraktów miękły serca partyjnych decydentów, a rosła ich tolerancja na coraz większą niezależność Witolda Zaraski, który już wtedy zachowywał się nie jak dyrektor na państwowej posadzie, ale jak prezes prywatnego, dobrze zarządzanego przedsiębiorstwa. Partię irytowała czasem zadziorna postawa dyrektora z Kielc, ale któż nie chciał posłać znajomego albo kogoś z rodziny na zagraniczny kontrakt? Witolda Zaraski można było nie lubić, ale przynajmniej trzeba było go znosić, bo posady w Niemczech, Libii, na Węgrzech czy w Czechosłowacji kusiły. I nie dotyczyło to tylko działaczy na szczeblu lokalnym, ale tych warszawskich, do jakich szybko dotarła sława i nieograniczone wręcz zdolności menadżerskie Witolda Zaraski. On sam również dość szybko zdał sobie sprawę, że aby umocnić swoją pozycję i zbudować firmę z prawdziwego zdarzenia, musi działać globalnie. Przynajmniej w skali kraju. Dlatego już od początku dość słabo integrował się z kieleckim środowiskiem, wybierając zasadniczo dobre kontakty z komunistycznymi ministrami. A wyniki firmy stale rosły. Jeszcze w 1978 roku "Exbud" zatrudniał w Polsce ledwie 18 pracowników i 95 zagranicą oraz miał dwanaście kontraktów o łącznej wartości ówczesnych 66 milionów starych złotych. Gdy w 1981 roku ówczesny wojewoda kielecki, Włodzimierz Pasternak, wydzielił "Exbud" ze struktur zjednoczenia i dał mu samodzielność, firma prezesa Zaraski dysponowała już portfelem 106 kontraktów eksportowych, zatrudniała 88 osób w kraju i prawie 2500 za granicą. Rok później szef "Exbudu" załatwił u ówczesnego ministra handlu zagranicznego uprawnienia do prowadzenia samodzielnego eksportu. Kielecki tygrys nie musiał być już tylko podwykonawcą firm "Pol - Service" i "Budimex", ale mógł walczyć z nimi o swoje własne kontrakty. Dla obu tych central był to cios, a kieleckie władze coraz bardziej podejrzliwie i zazdrośnie patrzyły na sukcesy Witolda Zaraski. On sam najwyraźniej czuł, że grunt pali mu się pod nogami i wkrótce przyjdą chętni na jego miejsce, bo posada dyrektorska w firmie - samograju była marzeniem wielu działaczy. Ale szef "Exbudu" uprzedził atak. Tak jak najpierw uniezależnił się od central handlu zagranicznego, tak szybko podziękował za dalszą kuratelę lokalnym władzom. Pomógł mu kryzys gospodarczy i ogólna zawierucha polityczna, jaka panowała wówczas w Polsce. Na fali zmian i niepewności Witold Zaraska wyjednał w ówczesnym Ministerstwie Budownictwa i Gospodarki Przestrzennej przejęcie "Exbudu" od wojewody kieleckiego. Od tej pory to minister, a nie wojewoda, decydował o dalszych losach firmy i ewentualnych roszadach personalnych, więc lokalni partyjni działacze mogli Witoldowi Zarasce najogólniej mówiąc - naskoczyć.

"Zachód" w Polsce Ludowej

Niezależny, z dala od wielkiej polityki i swojego właściciela, Witold Zaraska rozwija skrzydła. "Exbud" otwiera biura techniczno-handlowe w Budapeszcie, Pradze i Wiedniu. W 1986 roku powstaje przedstawicielstwo firmy w Kolonii w Niemczech i jest to w ogóle pierwszy tego typu oddział polskiej firmy w zachodnich Niemczech. W tym samym czasie zostaje także uruchomione biuro w Berlinie i delegatura w Moskwie. Jednak nie tylko kontrakty są oczkiem w głowie Witolda Zaraski. Już wtedy zaczyna on myśleć o poszerzeniu działalności poza usługi, a jego firma dostaje na przykład patent na... pustak. Pustak "Exbud", który jest częścią całego systemu budowlanego. Pustak nie zrobi zawrotnej kariery, ale myśl o tak zwanej dywersyfikacji, czyli różnicowaniu działalności pozostaje w głowie prezesa. W tym czasie jego firma zatrudnia już ponad tysiąc osób w Polsce i prawie trzy tysiące za granicą. Jest potęgą, perełką w socjalistycznej gospodarce planowej, którą komunistyczne władze mogą chwalić się zagranicznym delegacjom. Zwłaszcza, że Witold Zaraska wprowadza zachodnie standardy nie tylko w zarządzaniu, ale też choćby w warunkach pracy, w zachowaniu ludzi.

- Wtedy jego firma miała już swoją siedzibę w dzisiejszym biurowcu Nidy przy ulicy Wesołej i obrastała w legendy. Witek lubił zawsze porządek, elegancję i wysoką jakość. Tę jakość rozumiał nie tylko poprzez realizację kontraktów na wysokim poziomie, lecz także jako jakość miejsca pracy swojego i jego podwładnych. Dlatego wnętrza z biurowca "Nidy" w niczym nie przypominały tego, co widać było w innych firmach - wspomina Stanisław Pałys.

I rzeczywiście, w czasach, gdy klienci sklepów mogli w nich podziwiać co najwyżej puste półki, prezes Zaraska sprowadzał do swojej firmy na piątym piętrze muszle klozetowe i kafelki z Niemiec. Firma miała tak nowoczesny sprzęt biurowy, że w niczym nie ustępowała wyposażeniu swoim konkurentom z Zachodu.

- Tam się wkraczało, jak do innego świata. Tam już widziałem Zachód. Te toalety, te meble w pokojach pracowników, ten sprzęt. W dodatku Witek wymagał od pracowników nienagannego stroju. W tamtych czasach niełatwo się go zdobywało w sklepie. Dobrze skrojony garnitur był jednak jedynym rodzajem ubioru, jaki tolerował u swoich pracowników. Zawsze im powtarzał, że są wizytówką firmy, więc muszą być dobrze ubrani. Wielu interesantów widziało to wszystko i przeżywało estetyczny szok - dodaje Stanisław Pałys.

Witold Zaraska czuł się w tej swojej namiastce Zachodu, jak ryba w wodzie. Wyglądało to tak, jakby całe życie właśnie o czymś takim marzył. Przyjmował delegacje, odbierał nagrody, zdobywał nowe rynki. Brylował. A po cichu już planował swoją nową siedzibę, szklany pałac, szklaną wieżę, supernowoczesny wieżowiec, jakiego nikt jeszcze w Polsce nie miał. Snuł wizje o swoim wielkim gabinecie z prywatną łazienką i ogrodem na dachu na szczycie służbowej rezydencji. Mijała dopiero połowa lat osiemdziesiątych. Mieszkańcy naszego regionu, zajęci zdobywaniem w sklepach towarów na kartki, nawet nie przypuszczali, że na biurku prezesa "Exbudu", na piątym piętrze biurowca "Nidy" błyszczała już gotowa makieta obecnego wieżowca przy ulicy Manifestu Lipcowego. I kto wie, czy ów wieżowiec nie powstałby wcześniej, bo to nie pieniądze i braki na rynku materiałów budowlanych przeszkodziły w realizacji tego marzenia. Prezes Zaraska na to wszystko miał sposób. Potknął się na... pracownikach Politechniki Świętokrzyskiej.

Przed tygodniem

Przed tygodniem rozpoczęliśmy publikację sensacyjnej historii budowy potęgi i zmierzchu Witolda Zaraski, twórcy kieleckiego "Exbudu" - przed laty najpotężniejszej polskiej firmy.

Za tydzień

W kolejnym "Relaksie", w piątek, 16 grudnia, historia perypetii związanych z budową szklanej wieży i o tym, gdzie pierwotnie miał stanąć biurowiec "Exbudu". Napiszemy też, kto najwięcej zarobił na prywatyzacji kieleckiej "perełki" i co wspólnego z "Exbudem" mieli obecni właściciele telewizji TVN.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zastrzeż PESEL - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie