MKTG SR - pasek na kartach artykułów

To są bardzo niebezpieczne związki

Sylwia BŁAWAT blawat @echodnia.eu

Zazdrość, odrzucenie, nóż, śmierć - taki był schemat zabójstwa w gminie Sobków, gdzie 27-letni mężczyzna zginął z ręki "rywala". Tak samo wyglądało morderstwo, które wstrząsnęło Polską. Gdy na schodach szkoły umarła 18-letnia Daria.

- Albo będziesz moja, albo niczyja - tak często myślą ci, którzy nie mogą sobie poradzić z opętańczą miłością i idącą z nią ramię w ramię zazdrością - opowiadają świętokrzyscy policjanci. Wiedzą, co mówią, bo zazdrość czy niespełnione uczucie często w naszym regionie jest przyczyną nieszczęścia. Nie tylko zabójstw, także samobójstw. W ubiegłym roku dwie osoby, które odebrały sobie życie, zrobiły to właśnie z tego powodu - bo nie umiały dłużej żyć bez kogoś, kto z nimi być już nie chciał. I - co ciekawe - z miłością niespełnioną, chorobliwą zazdrością nie mogą sobie częściej poradzić mężczyźni. I to oni wolą śmierć niż życie osobno. Albo - wolą zabić kogoś, kto ich uczuć nie odwzajemnia, albo w nich "przeszkadza". Nie radzą sobie, tak jak 22-latek z podłódzkiego Wielunia, z odrzuceniem.

W poniedziałek całą Polską wstrząsnęła tragedia z tego miasta. Tu 18-letnia dziewczyna na schodach liceum zginęła z ręki chłopaka, z którym nie chciała żyć. Przyszedł z kwiatami, żeby złożyć jej życzenia urodzinowe. Odszedł, gdy ona umierała. Odszedł jako zabójca.

BO JUŻ GO NIE CHCIAŁA

To, że 18-letnia Daria zginęła akurat na schodach szkoły, to już czysty przypadek - bo tu akurat przyszedł do niej chłopak. W niemal identycznych okolicznościach blisko sześć lat temu zginęła 17-latka w Ostrowcu Świętokrzyskim. Tylko że jej były przyjaciel spotkał ją nie koło szkoły, a przed jej rodzinnym domem.

Chłopaka, który odebrał jej życie, nastolatka znała od lat, trzy ostatnie spędziła jako "jego dziewczyna". Wiele ich łączyło, dzieliło właściwie przede wszystkim jedno - to, że on był chorobliwie zazdrosny. To, że gdy na dyskotece zatańczyła z innym, jej chłopak pieklił się potwornie. Aż tak, że rwał się do bicia. Gdy uderzył po raz pierwszy, dziewczyna z nim zerwała. Nie chciała widywać się z kimś, kto przemocy używa do rozwiązywania problemów. Z kimś, kto w każdym mężczyźnie widzi rywala.

Chłopak nie chciał przyjąć do wiadomości zerwania. Mówił, że kocha, błagał, żeby wróciła. Ale ona nie chciała. Wciąż nalegał, także wtedy, w Wielki Piątek w kwietniu 2000 roku. Najpierw umówił się z nią koło miejscowej podstawówki i znów przekonywał, żeby wróciła. Nie chciała słuchać, nie skutkowało grożenie samobójstwem. Użyła kluczowego argumentu - że od kilku dni jest już z innym.

Wieczorem czekał na nią koło jej domu. Poprosił o rozmowę, odeszli gdzieś na bok. Też, tak jak Daria z Wielunia, 17-latka z Ostrowca starała się rozmawiać z nim spokojnie. Ale on był coraz bardziej wzburzony. Ludzie widzieli w świetle latarni jak zadaje jej ciosy. Jeden po drugim. w klatkę piersiową, ramiona, ręce, bark, brzuch. Potem, podczas sekcji zwłok, naliczono tych ran 21. Nastolatka nie miała szans, żeby przeżyć. Zginęła tam, koło domu.

KOCHANKOWIE W FANTAZJI

Z rodzinnymi dramatami, w których zazdrość prowadzi do śmierci najczęściej kobiet, policjanci stykają się, niestety, często. Tydzień temu pisaliśmy o zabójstwie z Łopuszna. Kilka lat wcześniej w Sielpi koło Końskich chorobliwie zazdrosny mąż najpierw zastrzelił żonę, a potem sam odebrał sobie życie. O innym człowieku, mieszkańcy wsi pod Starachowicami mówili: "Nie pił, nie bił żony, dobry, pracowity chłop". Tylko ktoś ukradkiem napomykał o jednej wadzie mężczyzny, O tym, że ciągle mu się zdawało, że żona go zdradza. To zaś doprowadziło do tragedii.

Dramatycznego dnia nikt nie słyszał awantury z domu małżonków, nie było też żadnego świadka późniejszych zajść, bo żadnej z czterech córek małżeństwa z 27-letnim stażem nie było w domu. Znajomi, którzy przyjechali do nich wieczorem na spotkanie, sami otworzyli sobie drzwi, weszli do domu. Na podłodze w kałuży krwi leżała 48-letnia gospodyni. Już nie żyła. Policyjny pies doprowadził do pobliskiej obory. Tam policjanci dokonali drugiego już makabrycznego odkrycia: znaleźli ciało 47-letniego mężczyzny, męża zamordowanej kobiety. Powiesił się chwilę po tym, jak zadał żonie śmiertelne ciosy.

Śmiertelna zazdrość była też prawdopodobnie motywem działania mieszkańca jednej ze wsi pod Staszowem. Mężczyzna nie raz zaglądał do kieliszka, a im więcej pił, tym bardziej wymyślał sobie kochanków żony. Rodzinę - i jego, i trójkę dzieci - utrzymywała ona. To mu się nie podobało, bo przecież w pracy musiała mieć kochanków - tak mu się wydawało.

Zabił ją w biały dzień, gdy dzieci były w szkole. Zwłoki matki znalazł 15-letni syn. Na strychu leżała przykryta prześcieradłem, z rękami skrzyżowanymi na piersi.

DROGA DO WŚCIEKŁOŚCI

Najprawdopodobniej zazdrość na skraj tragedii zawiodła w miniony wtorek 41-letniego mieszkańca gminy Sobków. Czy była prawdziwa czy urojona, to dopiero będą badali biegli psychiatrzy.

Małżonkowie pobrali się pod koniec lat 90. Ze związku narodziła się córeczka, dziś dziewczynka sześcioletnia. Najpierw wynajmowali dom gdzieś w Sobkowie, potem zamieszkali w niewielkiej wsi w domu jej rodziców, ale między teściową a zięciem nie bardzo się układało. Do tego stopnia źle, że już raz mężczyzna musiał się wyprowadzić ze wspólnego domu. Potem udobruchał żonę i teściową i wrócił. Nie na długo - w marcu znowu kobiety kazały mu się zabierać. Kijem pobił teściową, złamał jej rękę. Sprawa trafiła do sądu.

- W lipcu zapadł wyrok - chyba dwóch lat więzienia w zawieszeniu - opowiadają policjanci. Mówią też, że kobiety na odchodne dały 41-latkowi pieniądze - pięć tysięcy złotych, za to, że pomagał w remoncie domu i konstruowaniu przybudówki.

- Zamieszkał najpierw u swojej matki w tej samej wsi, potem u wujka w Sobkowie. Kontaktował się z córeczką, nikt mu tego nie utrudniał. Odwiedzał ją, zabierał do siebie, woził na spacery - dodają stróże prawa. 29-letnia żona mężczyzny nie założyła sprawy rozwodowej. Tymczasem w tej samej wsi pojawił się 27-latek ze Śląska.

O młodym człowieku policjanci mówią, że był pracowity. Najpierw robił przy remoncie domu swoich krewnych w tej wsi w gminie Sobków. Poznał 29-latkę, poprosiła go o pomoc w remoncie przybudówki, kładł podobno glazurę w łazience.

- Miejscowi mówią, że tydzień temu przeprowadził się do 29-latki, ale czy to prawda, będziemy jeszcze ustalać - dodają funkcjonariusze. - W każdym razie o tym dowiedział się mąż kobiety. I doprowadziło go to do wściekłości.

Z PREMEDYTACJĄ?

We wtorkowy wieczór, po godzinie 20 mężczyzna wsiadł do swojego poloneza i ruszył do żony. Wziął ze sobą nóż kuchenny. Z 21-centymetrowym ostrzem.

Wpadł na podwórko, przewrócił teściową, ta zaczęła wzywać pomocy. 41-latek już był w domu. Szukał 27-latka - tego samego, którego uważał za kochanka żony. A gdy nie znalazł go w mieszkaniu, wybiegł przed dom.

- Młody mężczyzna rąbał drewno. Wtedy 41-latek podbiegł do niego i o nic nie pytając, wbił ostrze pod lewą pachę - opowiadają policjanci swe ustalenia. Cios był niestety wyjątkowo celny. 27-latek zmarł, nim dojechała karetka pogotowia. A 41-latek?

- Z tym samym nożem w dłoni zaczął się dobijać do domu, w którym skryła się teściowa, ale gdy usłyszał, że żona dzwoni po pomoc, wyrzucił nóż w krzaki, wskoczył do samochodu i odjechał - dodają funkcjonariusze.

Jeszcze tego samego wieczora odnaleźli go w Sobkowie. Wóz stał już na podwórku u teścia, a 41-latek miał w organizmie 1,6 promila alkoholu. Początkowo ponoć mówił, że nic nie pamięta, ale potem zaczął sobie przypominać.

- Wiele wskazuje na to, że 41-latek zamordował swojego "rywala" z premedytacją. Zabrał nóż ze swojego domu, więc najprawdopodobniej już jadąc do żony, miał zamiar zabić - opowiada Andrzej Makuch, szef pionu kryminalnego jędrzejowskiej policji. Teraz 41-latkowi za zabójstwo - jeśli sąd uzna jego winę - grozi od ośmiu lat więzienia nawet do dożywocia. Tak jak 22-latkowi z Wielunia, który nie umiał sobie poradzić z myślą, że ukochana 18-letnia Daria nie chce być jego dziewczyną.

Makabra sprzed lat

Jedno z najbardziej makabrycznych morderstw ostatnich lat w Świętokrzyskiem, gdzie jednym z motywów była chorobliwa zazdrość, rozegrało się w 1984 roku w Kielcach. Wówczas mąż młotkiem zamordował żonę, jej ciało poćwiartował i próbował spuścić w toalecie. Wszystko wyszło na jaw, gdy w bloku pozatykały się studzienki odpływowe. Sądy, najpierw wojewódzki, a potem najwyższy skazały go na karę śmierci, ale wyroku nie wykonano - mężczyznę ułaskawiła Rada Państwa. Miał odsiedzieć 25 lat, ale wyszedł po 16 za dobre sprawowanie.

Jeden wieczór z mordercą

Siedem lat temu pod Kielcami zginęła 18-letnia dziewczyna. Zabił ją ktoś, komu zapewne bardzo się podobała i kogo - choć nic ich nie łączyło - zirytowało to, że nastolatka wzbudza męskie zainteresowanie. 18-latka poznała zabójcę tego samego dnia, którego umarła. W jednej z podkieleckich miejscowości bawili się na tej samej imprezie - kilkoro młodych ludzi śmiało się, żartowało, tańczyło. Dziewczyna powinna się zaniepokoić już wtedy, gdy nowo poznany, starszy od niej o sześć lat mężczyzna, nie chciał jej wypuścić z mieszkania. W końcu wyszła z koleżankami, rozstały się kilkadziesiąt metrów dalej. 18-latka poszła sama. Dogonił ją 24-latek. Rozmawiali, ona mówiła o swoim chłopaku. Wtedy ten obcy mężczyzna zaczął jej prawić morały. Nie spodobało mu się, że inni na tej imprezie z przyjemnością patrzyli na urodziwą dziewczynę. Posypały się wyzwiska, doszło do rękoczynów, a gdy ona, chcąc się uwolnić, kopnęła go w krocze, wyjął nóż. Padły trzy ciosy. Śmiertelne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie