MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W kajdankach zza biurka

Sylwia BŁAWAT <a href="mailto:bł[email protected]" target="_blank" class=menu>bł[email protected]</a>
Policja skarbowa w kieleckim urzędzie
Policja skarbowa w kieleckim urzędzie A. Piekarski

Pracownicy Świętokrzyskiego Urzędu Wojewódzkiego. Inspektor z Urzędu Kontroli Skarbowej w Kielcach. Dwie panie z urzędu w Nagłowicach. Urzędniczka z kieleckiego ratusza. Wszystkich łączy to samo - są podejrzani o przyjmowanie łapówek.

Kilka lat temu społeczny pogląd na zjawisko korupcji niewiele się różnił od tego dziś panującego. I wtedy większość pytanych przez specjalistyczne ośrodki mówiło, że to poważny problem. Zmieniło się tylko jedno - ludzie wciąż mówią o wszechogarniającej korupcji w urzędach, ale policjanci, którzy jeszcze do niedawna w ogóle nie łapali skorumpowanych urzędników, teraz raz za razem pojawiają się przy ich biurkach. W ciągu ostatnich dwóch lat czterokrotnie zatrzymywali utrzymywanych z naszych podatków ludzi, podejrzanych o przyjmowanie pieniędzy od petentów. Kwoty, o których mowa jako tych wręczonych "do łapy", z reguły nie są duże. Zwykle chodzi o kilkaset złotych, choć tu, w Świętokrzyskiem, niechlubnym wyjątkiem był inspektor z Urzędu Kontroli Skarbowej.

SKANDAL W MAGISTRACIE

Pierwszy taki przypadek w Świętokrzyskiem był w lutym 2005 roku. Wówczas skandal wybuchł, gdy funkcjonariusze wkroczyli do Urzędu Miejskiego w Kielcach. Chodziło im o urzędniczkę, ale na jej trop nie wpadli po tym, jak zgłosił się ktoś, kto jej łapówkę wręczył. Nie, z organami ścigania zdecydował się współpracować jej syn, podejrzany o szereg poważnych przestępstw kryminalnych.

Urzędniczkę policjanci z Centralnego Biura Śledczego zatrzymali w jej mieszkaniu, a potem zrobili przeszukanie w biurze. Kobieta został aresztowana pod zarzutem przekroczenia uprawnień i przyjmowania korzyści majątkowych.

Urzędniczka pracowała w "lokalówce" przy sporządzaniu list z nazwiskami osób, którym przyznano mieszkania komunalne. I to syn kobiety miał w swoim środowisku rozpowszechnić informacje, że ma kontakty w magistracie i za pieniądze może się podjąć załatwienie mieszkania. Śledczym opowiadał na przykład taki przypadek, że za "pomocnictwo" dostał 4000 złotych, przy czym sobie wziął około 1000, a resztę dał matce lub... jej koledze z pokoju. Prokurator mówił, że 2000 złotych wzięła urzędniczka i jej kolega zza biurka.

Inna kobieta opowiadała, że gdy udało jej się załatwić przydział na mieszkanie, była szalenie wdzięczna, poszła więc do urzędniczki z pytaniem, jak się zrewanżować, a gdy ta nie chciała nic, pieniądze - 500 złotych - wręczyła jej koledze, urzędnikowi.

W śledztwie udowodniono jeszcze dwa podobne przypadki z mieszkaniami komunalnymi, pieniędzmi i urzędnikami w rolach głównych. Jak się skończy ta historia, na razie nie wiadomo - proces urzędników wciąż toczy się w kieleckim sądzie.

W KAJADNKACH Z URZĘDU

Niedawno rozpoczął się też proces innego urzędnika - 54-letniego inspektora z Urzędu Kontroli Skarbowej w Kielcach. Mężczyzna w ręce policji wpadł w marcu tego roku. Do pracy przyszli po niego ubrani na czarno, uzbrojeni w długą broń ludzie - policjanci i funkcjonariusze Ministerstwa Finansów. Poszukiwanego przez siebie człowieka znaleźli w... gabinecie dyrektora. Ten przeżył szok, wszystkiego się chyba mógł spodziewać, a nie tego, że pracownikowi tak szczególnej instytucji ktoś zarzuci przyjmowanie łapówek. 54-letniego inspektora policjanci wyprowadzili z urzędu w kajdankach, do domu szybko nie wrócił - trafił do aresztu, z którego wyszedł dopiero kilka tygodni temu.

W toku śledztwa ustalono, że inspektor łapówki miał brać od 1999 do 2006 roku. Chodziło o pięć firm z Kielc, Jędrzejowa i okolic Włoszczowy i zwykle gotówka miała być przekazywana w zamian za obietnicę pomocy w razie stwierdzenia nieprawidłowości podczas kontroli. Chodziło o kwoty od 2 do 40 tysięcy złotych (łącznie 85 tysięcy złotych).

Inspektor, pytany, czy brał łapówki, zaprzeczał. Mówił, że pieniądze po prostu... pożyczał, ale śledczy mu nie uwierzyli, choćby dlatego, że przy tych niby-pożyczkach nie było mowy o terminie ich spłaty. Teraz, podczas procesu, 54-latek przyjął taką samą linię obrony - nie łapówki, tylko pożyczki. Czy sąd mu uwierzy?

UŁATWIAŁY ZA PIENIĄDZE?

W lipcu tego roku policjanci z wydziału do walki z korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach ruszyli w teren. Też do urzędu, ale tym razem gminy w Nagłowicach. Byli po cywilnemu, chodziło im o dwie urzędniczki. Twierdzili, że zarzuty pod ich adresem dotyczą lat 2002-2003.

- Dwie urzędniczki podejrzewane są o przyjmowanie korzyści w zamian za odstąpienie od przeprowadzenia pełnej procedury administracyjnej dotyczącej wydania pozwolenia na budowę - informował wówczas Krzysztof Skorek z zespołu prasowego świętokrzyskiej policji i tłumaczył: - Ktoś, kto zna procedury, mógłby na przykład osobie chcącej rozbudować dom poradzić, aby zgłosiła to zamierzenie jako stawianie zabudowań gospodarczych. Procedura jest wtedy łatwiejsza, szybsza i mniej kosztowna.

Policjanci podejrzewają, że kobiety mogły między innymi udzielać tego typu rad w zamian za pieniądze. Stróże prawa wspominają o kilkudziesięciu interesujących ich przypadkach i kwotach od 300 do 500 złotych.

Jak się skończy ta sprawa, nie wiadomo. Obie panie oddano pod dozór policji, śledztwo jest dopiero w fazie wstępnej.

NIE WZIĘLI, ALE...

Najświeższa urzędnicza historia rozegrała się raptem tydzień temu w najważniejszej w naszym województwie instytucji - w Świętokrzyskim Urzędzie Wojewódzkim. Nim jednak doszło do punktu kulminacyjnego, czyli zatrzymania podejrzanych, w maju tego roku inspektorzy z oddziału kontroli legalności zatrudnienia, czyli tzw. policji pracy, pojechali do niewielkiej firmy pod Ostrowcem Świętokrzyskim, żeby sprawdzić, czy wszyscy w niej są zatrudnieni tak, jak Pan Bóg przykazał. Nie byli - wątpliwości dotyczyły trzech pracowników.

- Już wtedy 32-letni właściciel firmy chciał skorumpować inspektorów - zaproponował im zwitek pieniędzy, byleby tylko przymknęli oko na całą sprawę. Zakładamy, że było to kilkaset złotych. Urzędnicy nie wzięli - opowiada jeden z policjantów. I na tym, teoretycznie, sprawa się zakończyła. Kontrolerzy jak przyjechali, tak i pojechali, ale...

- Z naszych informacji wynika, że dwóch z nich skontaktowało się już potem z właścicielem firmy - dodaje funkcjonariusz. - I że za łapówkę obiecali sprawę załatwić. Chodziło o 400 złotych.

GŁUPOTA LUDZKA NIE ZNA GRANIC

- Miesiąc temu pracownicy zgłosili się do mnie z informacją, że po tamtej kontroli doszło jednak do korupcji - opowiada Sławomir Neugebauer, dyrektor generalny Świętokrzyskiego Urzędu Wojewódzkiego. - Byłem wstrząśnięty. Poprosiłem o to, by sporządzili notatkę służbową, natychmiast zawiadomiłem policję - dodaje. Nie ukrywa, że liczył, iż to jakaś pomyłka, że okaże się, iż inspektorzy jednak nie wzięli pieniędzy. Ale jednak podejrzenia się potwierdziły. W ubiegłym tygodniu we wtorek w urzędzie pojawili się policjanci. Przyszli po jednego z inspektorów, 34-latka. Drugiego zabrać nie mogli, bo jest na urlopie. Tego samego dnia pod Ostrowcem zatrzymali też właściciela firmy. Jemu zarzucili, że obiecywał łapówki w zamian za przymknięcie oczu na nieprawidłowości. Ich podejrzewają o uzależnienie wykonania czynności służbowych od otrzymania 400 złotych łapówki i niedopełnienie obowiązków.

Przedsiębiorca wyszedł na wolność - musiał zapłacić 30 tysięcy złotych poręczenia majątkowego. Urzędnik stanął przed sądem z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie, ale sąd nie zdecydował się umieścić go za kratami. Mężczyzna przyznał się do wszystkiego i złożył obszerne doświadczenia.

- Szok. Tak można określić moją reakcję na to, że urzędnik jest podejrzany o przestępstwo korupcyjne - mówi Sławomir Neugebauer. - Głupota ludzka nie zna granic - mówi. Ufam, że większość spośród 350 pracowników urzędu nie toleruje, ani nie akceptuje tego typu zachowań. Dowodem na to może być choćby fakty, że gdy nabrali podejrzeń, nie zamietli ich pod dywan, tylko przyszli i o wszystkim opowiedzieli - mówi. W głowie mu się jednak nie mieści, że ktoś mógłby się połakomić na pieniądze wręczane za "przymknięcie oka". Nie ma odpowiedzi na pytanie czemu urzędnicy wzięli łapówkę - jeśli faktycznie to zrobili, a to wykaże śledztwo, a potem ewentualny (jeżeli podejrzenia się potwierdzą) proces, grozić im będzie nawet do 10 lat więzienia.

Do trzech razy sztuka

Po raz pierwszy policja w Świętokrzyskim Urzędzie Wojewódzkim pojawiła się w grudniu 2004 roku za sprawą... podsłuchu. Otóż wówczas ktoś ukrył dyktafon w pokoju, w którym zasiadała komisja zajmująca się wydawaniem orzeczeń o niepełnosprawności. Urządzenie znalazła urzędniczka, ale nim komukolwiek o tym powiedziała, zabrała sprzęt do domu i sprawdziła, co się nagrało. Dopiero potem zawiadomiła dyrektora generalnego urzędu, a ten wezwał policję. Ówczesny wojewoda Włodzimierz Wójcik o całej sprawie dowiedział się od "Echa Dnia". Policjanci ustalili potem, że dyktafon podłożył jeden z urzędników, który - jak mówili - zrobił to, żeby się dowiedzieć, jak jest oceniany przez innych.

Drugi raz patrol policji pojawił się w najważniejszym w Świętokrzyskiem urzędzie w marcu bieżącego roku. Tym razem chodziło o trzech nietrzeźwych ochroniarzy na służbie. 0,81 promila, 1,63 promila i 2,2 promila - taki wynik dało badanie ich alkomatem.

Trzeci przypadek jest znacznie poważniejszy. Do urzędu policjanci przyjechali po 34-letniego pracownika tzw. policji pracy, czyli oddziału kontroli legalności zatrudnienia, którego podejrzewają, że wraz z kolegą-urzędnikiem przyjął 400 złotych łapówki od kontrolowanego przedsiębiorcy.

Nie zapłacisz, nie załatwisz

O to, czemu policja coraz częściej zatrzymuje urzędników podejrzanych o korupcję, podczas gdy kilka lat temu tego nie robiła, spytaliśmy podinspektor Elżbietę Różańską-Komorowicz, rzecznika prasowego świętokrzyskiego komendanta wojewódzkiego policji: - Wiele pomogła zmiana przepisów. Dawniej odpowiedzialności karnej podlegali ci, co brali i ci, co dawali. Po zamianie ktoś, kto wręcza łapówkę nie stanie przed sądem, jeśli powiadomi o tym organa ścigania, zanim one same się o tym dowiedzą. Dzięki temu mamy większą wiedzę, łatwiej jest udowodnić przestępstwa korupcyjne. Zatrzymujemy ludzi różnych profesji, także urzędników. W tych ostatnich przypadkach często mamy do czynienia z taką sytuacją, że petent załatwiający coś, natyka się na mur - nie zapłaci, sprawy nie załatwi, a pieniądze są od niego wymuszane. O tym, że w urzędach korupcja kwitnie, Polacy mówią od dziesięcioleci. Skądś się bierze takie przeświadczenie, a dzięki temu, że coraz częściej zatrzymujemy pracowników urzędów, może proceder uda się ukrócić, bo inni nie będą się czuli bezkarni. Dotychczasowe zatrzymania nie są, na pewno, ostatnimi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie