Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W sprawie "gangu od brudnej roboty" zeznawała była dziewczyna jednego z oskarżonych

/mow/
- Próbuję wymazać to z pamięci - mówiła przed sądem była dziewczyna jednego z oskarżonych w procesie tzw. "gangu od brudnej roboty".

Zdaniem prokuratury część oskarżonych w tym procesie ludzi tworzyła grupę, która zajmowała się m.in. pobiciami na zlecenie, egzekwowaniem długów. Mieli działać od początku 2004 roku do połowy 2005 roku. Wśród zarzutów, jakie im postawiono jest m.in. pobicie wicenaczelniczki II Urzędu Skarbowego w Kielcach czy zdemolowanie kieleckiego lokalu Big Ben. Na ławie oskarżonych są też osoby, które miały być zleceniodawcami. Zdaniem prokuratury wydarzeniem, które położyło kres działalności grupy był napad na konwój bankowy w Połańcu w czerwcu 2005 roku, w którym miała wziąć udział część jej członków.

- Nie wiedziałam o przestępstwach mojego ówczesnego chłopaka - przekonywała sąd była dziewczyna jednego z oskarżonych. - W dniu napadu na konwój spotkałam się z nim wieczorem. Zachowywał się normalnie. O napadzie dowiedziałam się dopiero od dziewczyny jego kolegi, który też miał w tym brać udział. Mój chłopak powiedział mi wtedy, że musi wyjechać razem z tamtym za granicę.

Młoda kobieta - zdaniem śledczych - pomagała ukochanemu w ucieczce, zawożąc mu za granicę pieniądze. Później wyjechała do niego do Anglii na stałe. Tam oboje zostali zatrzymani w lutym ubiegłego roku. Mężczyzna zdecydował się wówczas na współpracę z organami ścigania i opowiedział nie tylko o napadzie na konwój, ale też o wielu innych przestępstwach, które miał popełnić razem z kolegami.

WALKA Z KONKURENCJĄ

Sąd przesłuchiwał też byłego właściciela firmy przewozowej z powiatu kieleckiego (obecnie firmę prowadzi jego brat). Mężczyzna - jak sam przyznał przed sądem - był w konflikcie z człowiekiem, który prowadził podobną działalność w sąsiedniej gminie i woził busami ludzi na tej samej trasie. - Konflikt trwał kilka lat - zeznawał. - Ja zostałem pobity przez tamtego człowieka, była próba spalenia firmy. Żyłem w skrajnym stresie, nie spałem po nocach.

Jeszcze w śledztwie mężczyzna zeznawał, że problemy zaczęły się w momencie, gdy zwolnili jednego z kierowców, a ten poszedł pracować do konkurencji. - Postanowiłem zareagować i ich postraszyć - przyznawał. Zlecił to, jak ustalili śledczy, właśnie ludziom z oskarżonej teraz grupy. - Powiedzieli, że pomogą i postraszą tego kierowcę. Ja nie zlecałem, żeby go pobili. Ale oni to zrobili, żeby wyciągnąć ode mnie więcej pieniędzy - zapewniał mężczyzna jeszcze w śledztwie. Zdaniem prokuratury, oprócz pobicia kierowcy miał zlecić też zastraszenie i pobicie samego właściciela konkurencyjnej firmy. I zapłacić za to wszystko w sumie 5500 złotych. Mężczyzna usłyszał już w tej sprawie prawomocny wyrok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie