Wielki pożar wybucha we włoszczowskim tartaku. W kłębach dymu nie można odnaleźć jednego z pracowników. Na dodatek na terenie zakładu dochodzi do wypadku. Włoszczowscy strażacy mieli w ubiegły czwartek sądny dzień. Na szczęście, to tylko ćwiczenia.
Na odprawie przed ćwiczeniami w hotelu Villa Aromat gości powitał prezes zarządu ZPUE SA Ryszard Iwańczyk, reprezentujący holding W. Investment Group, w którym znajdują się między innymi tartak Azymut oraz producent okien i drzwi z drewna Stolbud Włoszczowa SA. - Cieszę się, że tak ważne ćwiczenia mogą odbywać się u nas, w miejscu szczególnie narażonym na pożary - podkreślił prezes Iwańczyk.
GORĄCE CHWILE
Wróćmy do scenariusza. Było około godz. 10, kiedy operator maszyny pracujący w tartaku Azymut zauważył dym. Natychmiast chwycił gaśnicę, ale niewiele to pomogło. Płomienie zaczęły buchać coraz bardziej. Mężczyzna natychmiast zawiadomił kierownika i zadzwonił po straż pożarną. Chwilę później zapadła decyzja, że trzeba ewakuować wszystkich pracowników. Pożar coraz szybciej się rozprzestrzeniał, próbowała z nim walczyć zakładowa służba ratownicza, bez skutku. Na szczęście na miejsce zaczynają dojeżdżać pierwsze wozy strażackie.
MIEJSCE SZCZEGÓLNEGO RYZYKA
- Tartak to szczególne miejsce, o bardzo dużym zagrożeniu pożarowym - mówi aspirant sztabowy Dariusz Gieroń z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej we Włoszczowie, który kierował manewrami. - W ostatnim czasie w województwie świętokrzyskim często dochodziło do pożarów w podobnych zakładach. Dlatego zdecydowaliśmy się na przeprowadzenie ćwiczeń tutaj.
Scenariusz obfitował w wiele dramatycznych wydarzeń. Jakby mało było pożaru, na zewnątrz hali doszło do wypadku. Operator wózka widłowego tak zdenerwował się tym, co się działo, że stracił przytomność i uderzył w samochód osobowy. Kierowca tego drugiego pojazdu został uwięziony w aucie. Strażacy musieli specjalnym sprzętem ciąć karoserię, aby go uwolnić. Na szczęście wszystko poszło sprawnie.
Ogień wciąż szaleje, a na miejsce dojeżdżają kolejne wozy strażackie. Dowodzenie akcją przejmuje komendant powiatowy włoszczowskich strażaków. Ale to nie koniec emocji, okazuje się, że zaginął jeden z pracowników tartaku. Podczas ewakuacji wrócił do budynku po pozostawiony wewnątrz telefon komórkowy. Na szczęście mężczyznę udaje się odnaleźć i wyprowadzić. W samą porę, chwilę później zawala się dach płonącej hali.
TRENING CZYNI MISTRZA
Strażacy podkreślają, że scenariusz ćwiczeń to nie jest czysta fikcja. Z takimi wydarzeniami mogą zetknąć się w swojej codziennej pracy. - Dlatego trenujemy - podkreśla Dariusz Gieroń. - Rozpoznajemy teren, doskonalimy współpracę z policja, pogotowiem, służbami ochrony zakładu, sprawdzamy, jak działa system alarmowania.
Manewry zakończyły się sukcesem. Po dwóch godzinach "pożar" był ugaszony, a "ranni" opatrzeni przez lekarzy. - Na szczególną pochwałę zasługują pracownicy firmy Samson, ochraniający zakład - podkreśla Dariusz Gieroń. - Mają za sobą szkolenie w zakresie udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej. I świetnie się spisali w sytuacjach, gdy trzeba było pomóc "rannym".
To były jedne z największych strażackich manewrów zorganizowanych w powiecie włoszczowskim. Wzięło w nich udział 74 strażaków, tych ze służby państwowej i ochotniczej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?