MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wielka wspinaczka Krystiana

Iza Bednarz [email protected]
Krystianek jest taki drobny, że trudno dostać na niego ubranko i ginie w niemowlęcej wyprawce na rękach mamy Anety Kołodziej.
Krystianek jest taki drobny, że trudno dostać na niego ubranko i ginie w niemowlęcej wyprawce na rękach mamy Anety Kołodziej. A. Piekarski
Nieprawdopodobna historia walki o życie małego człowieka - rodziców, lekarzy, pielęgniarek, księdza... Wszystko zakończyło się szczęśliwie.

Mama Krystianka, wcześniaka, którego kieleccy lekarze "hodowali" w inkubatorze od wagi zaledwie 800 gramów, opowiedziała nam jak walczono o życie dziecka.

- Rodzi się nam człowiek, który wita świat - zażartował doktor Andrzej Witczak, ordynator oddziału położniczego w Świętokrzyskim Centrum Matki i Noworodka w Kielcach, który przyjmował poród. Noworodek opuszczał ciało matki z jedną rączką podniesioną do góry. Był trzecim dzieckiem Anety i Sebastiana Kołodziejów. Miał być Julką i urodzić się jakieś 11 tygodni później. Wszystko poszło na opak. Poród nastąpił w 28 tygodniu, ale i tak Krystian miał więcej szczęścia niż jego starszy brat Piotruś, który przyszedł na świat w 22 tygodniu i nie miał szans na przeżycie.

- Czekałam na pierwszy krzyk Krystiana, jakby to miało być gwarancją, że będzie żył - opowiada Aneta Kołodziej. Wcześniak dostał 6 punktów w 10-stopniowej skali Apgar oceniającej kondycję dziecka w chwili urodzenia. Był nad kreską - miał 70 procent szans, że będzie żył. Był 4 grudnia 2006 roku.

MAGIA MATKI NIE DZIAŁA

- W pierwszej dobie Krystianek wyglądał bardzo ładnie, ważył prawie 1000 gram, ale w drugiej zaczął słabnąć. Zjechał z wagą do 800 gramów. Ubyła go prawie połowa, sterczały tylko cieniutkie rączki i nóżki - mówi mama. - Lekarze wytłumaczyli mi, że w pierwszych godzinach dziecko ma jeszcze siły od matki, ale potem ta magia już nie działa.

Wielka wdzięczność

Wielka wdzięczność

Aneta i Sebastian Kołodziejowie serdecznie dziękują pani doktor Annie Chojnackiej, doktorowi Adamowi Brodeckiemu i wszystkim lekarzom i pielęgniarkom ze Świętokrzyskiego Centrum Matki i Noworodka w Kielcach za wspaniałą opiekę nad ich synkiem.

Krystian powędrował do inkubatora. Najlepszego, jakim dysponował szpital, bo akurat przyszedł nowy sprzęt od Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. - To prawdziwa limuzyna, "najwyższa półka" jeśli chodzi o tego rodzaju sprzęt medyczny. Stale monitoruje wszystkie funkcje życiowe dziecka, utrzymuje odpowiednią wilgotność i temperaturę powietrza, jest dodatkowo wyposażony w lampę do fototerapii, żeby zmniejszyć żółtaczkę fizjologiczną i zapobiec dalszym spadkom masy ciała. Wart jest tyle, co maybach ojca Rydzyka - mówi doktor Anna Chojnacka, ordynator oddziału noworodków i jednocześnie konsultant wojewódzki neonatologii.

Ale z Krystianem wcale nie było dobrze. - Co zrobił kroczek naprzód i przybrał trochę na wadze, zaraz zjeżdżał o dwa kroki w dół - mówi Aneta Kołodziej.

Trzeba było wspomagać wszystko: układ oddechowy, pokarmowy, wydalniczy, krążenia. - Dziecko w tym stadium rozwoju jest zupełnie niedojrzałe pod wieloma względami. Nie potrafi samodzielnie oddychać, ma kłopoty z układem krążenia, z utrzymaniem właściwej ciepłoty i wilgotności ciała, nie jest w stanie samodzielnie przyswajać pokarmu. Natura jest bardzo precyzyjna i mimo ogromnego postępu techniki, doskonałości aparatury, zminiaturyzowania dawek leków, stosowania substancji odżywczych, które mają naśladować pokarm otrzymywany przez dziecko w łonie matki wraz z krwią przez pępowinę, nie zawsze udaje się nam ją oszukać.

Dlatego uratowanie takich maleństw jak Krystianek jest dla nas wielką radością. Niestety, nie zdarza się to tak często jak byśmy sobie tego życzyli - tłumaczy doktor Anna Chojnacka.

MSZA ZA WCZEŚNIAKA

W pierwszych tygodniach życia Krystianowi zdarzały się epizody niedotlenienia. - Było z nim krucho, robił się siny, pamiętam, że zdarzało się to nawet kilka razy dziennie. Bałam się o niego potwornie. Na każdy sygnał aparatury reagowałam paniką. Raz myślałam, że już nie żyje, a to był tylko alarm, że skończyła się kroplówka - Aneta nie odstępowała syna przez pierwsze tygodnie na krok. Od stania przy inkubatorze bolał ją kręgosłup, dostała obrzęków na nogach. - Ale wierzyłam, że tak mu pomogę, że będzie czuł, że jestem przy nim, że go kocham i wyjdzie z tego - tłumaczy.

Kiedy dostał zapalenia płuc - to się często zdarza wcześniakom pod respiratorem - poszła do szpitalnego kapelana zamówić chrzest i mszę za synka. Za tydzień ksiądz kapelan sam z własnej inicjatywy odprawił w kaplicy mszę za wcześniaka, który walczył o życie. - Przychodził do mnie i tłumaczył, że trzeba wierzyć - Aneta jest księdzu bardzo wdzięczna. - Nie wiem jak mam dziękować wszystkim, którzy nam pomagali i walczyli o życie Krystianka: doktor Chojnackiej, doktorowi Adamowi Brodeckiemu, ordynatorowi oddziału intensywnej terapii, wszystkim wspaniałym lekarzom i pielęgniarkom.

Był moment, kiedy straciła wiarę. - Którejś nocy, kiedy zaczął sinieć i zrobił się prawie czarny, uciekłam do sali, zostawiłam ratujących go lekarzy i pielęgniarki i ze strachem nasłuchiwałam kroków na korytarzu. Bałam się, że za chwilę ktoś wejdzie i powie, że moje dziecko... - Aneta ma łzy w oczach. - Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Że to naprawdę się zdarzyło w moim życiu. I dlaczego właśnie mnie? A jak przyszła pielęgniarka i powiedziała, że już wszystko w porządku, zaczęłam panicznie płakać...

100 GRAMÓW SZCZĘŚCIA

Założyła dziennik, w którym każdego dnia zapisywała postępy synka. Jak wysokości osiągnięte przez alpinistę, notowała kolejne wskazania wagi. Dużymi literami zapisywała ważne etapy, tak jak się zakłada obozy atakując górę: 1300 gramów, 1500 gramów,1800 gramów. Drukowanymi - ataki szczytowe, czyli: odłączenie od respiratora, przeniesienie z sali intensywnej terapii, podawanie pokarmu butelką, a nie przez sondę.

- Kiedyś pokażę go Krystiankowi, jak już na tyle dorośnie, żeby to zrozumiał - obiecuje. - Chcę zachować dla niego ten czas, żeby wiedział, co zdarzyło się w jego życiu, bo przeżył więcej niż niejeden dorosły.

- Nie jednemu z nas jakiś wcześniak mógłby pogrozić piąstką: ty mnie już zostaw, niedobry człowieku! - śmieje się doktor Chojnacka. - Mimo że staramy się do minimum ograniczyć wszystkie traumatyzujące zabiegi, intensywna terapia wcześniaków to wciąż masa bolesnych wkłuć, cewnikowania, zakładania wenflonów, karmienia przez sondę, podpinania dziecka do całej masy czujników monitorujących wszystkie jego życiowe funkcje. I mimo że medycyna robi już ogromne postępy, bólu nie da się całkiem wyeliminować. Dlatego prosimy rodziców i personel opiekujący się wcześniakami, żeby dotykali, przytulali te maleństwa, masowali, głaskali, dostarczając jak najwięcej pozytywnych bodźców. Bo dzieci to w jakiś sposób rejestrują w swojej świadomości. Dotarłam do badań amerykańskich na temat przeżyć dzieci z bardzo wczesnego okresu i wynika z nich, że wcześniaki reagowały płaczem nawet na zapach pielęgniarki w sali, bo skojarzyły go sobie z sytuacją, w której spotykało je coś złego.

WRESZCIE POCZUĆ SIĘ MAMĄ

Aneta bardzo długo bała się dotknąć Krystiana, bo wcześniaki właściwie nie mają systemu immunologicznego. Groźna jest dla nich każda bakteria. - Zanim włożyłam ręce do inkubatora, długo je myłam i dezynfekowałam, a mimo to nie byłam pewna, czy gdzieś pod paznokciem nie został jakiś mikrob. Zazdrościłam lekarzom i pielęgniarkom, że mogą dotykać tak często mojego synka - zwierza się. Nadrabiała innymi wyrazami czułości: czytała synkowi bajki, śpiewała piosenki, postawiła przy inkubatorze malutką, kolorową choinkę.

Wreszcie poczuła się mamą, kiedy Krystian przyjechał swoją "limuzyną" z oddziału intensywnej terapii i zamieszkał razem z nią w oddziale. - Ale ciągle nasłuchuję, czy oddycha - przyznaje się. Od kilku dni karmi synka piersią. Na razie więcej z tym zabawy niż jedzenia, ale maluch zjada coraz więcej. - Chyba już w końcu wszedł na ten swój Mount Everest, a ja ciągle się o niego boję - mówi Aneta. Mąż, który pracuje w pogotowiu ratunkowym jako pielęgniarz, uspokaja ją, że dadzą sobie radę z opieką nad synkiem.

W dzienniku "wspinaczki" Krystiana na jego wielką górę Aneta napisała też o jego najstarszym bracie 7-letnim Erneście, który przez cały czas kibicował bratu. - To dziennik dla nich obu. Nie chciałabym, żeby Ernest poczuł się mniej ważny, dlatego, że teraz moją uwagę zaprząta Krystian - wyjaśnia.

JUŻ W DOMU

Kilka dni temu Aneta i Krystian, który waży już prawie 2000 gramów, opuścili szpital i pojechali do domu. W inkubatorze, w którym do niedawna "mieszkał", wspina się teraz na swój Mount Everest Majka. Też urodziła się w 28 tygodniu ciąży. Na razie ma serce niewiele większe od owocu moreli. - Żona się tuczy Krystianowi - śmieje się Aneta Kołodziej i trzyma kciuki za Majkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie