MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z rączki do rączki

Sylwia BŁAWAT

10 dolarów za promile za kierownicą, 1900 złotych za przymknięcie oka na podrobione kwity samochodu, 400 złotych za bagażnik pełen narkotyków. Takie łapówki oferowano świętokrzyskim policjantom w ciągu ostatnich miesięcy, a w każdym razie - o takich próbach korupcji oni sami powiadomili swoich przełożonych. Czy policjanci biorą w łapę? Oni zaprzeczają, stereotypy jednak chcą czego innego. Jedno pozostaje chyba bezdyskusyjne. Ta grupa zawodowa jest bodaj jedyną, która przyznaje się, że ktoś próbował z nią coś załatwić za pieniądze.

Polacy, pytani o najbardziej skorumpowane środowiska, mówią o urzędach, polityce, szpitalach, komendach (w tym ostatnim przypadku, zwłaszcza ruchu drogowym). Na taką opinię składają się być może stereotypowe wyobrażenia i plotki, ale pewnie też smutne doświadczenia. Stereotyp pierwszy: chcesz coś załatwić szybciej i lepiej w urzędzie - zapłać. Stereotyp drugi: chcesz przepchnąć ustawę? Zapłać. Stereotyp kolejny: chcesz, by w szpitalu dobrze się tobą opiekowano? Zapłać. Stereotyp następny: chcesz pojechać dalej, mimo że na liczniku masz setkę, a za zakrętem stoi radiowóz? Zapłać. Ale... Czy ktoś słyszał o lekarzu w Świętokrzyskiem, który przyszedłby do prokuratury i powiedział - obywatel próbował mi wręczyć łapówkę? Czy komuś obiła się o uszy historia, w której to urzędnik z naszego regionu powiadomiłby stosowne organa, że próbowano z nim coś załatwić za pieniądze pod stołem? Albo o polityku, co mówi, że ktoś obiecywał mu fortunę albo na ten przykład wypasionego "mercedesa" za "pomoc" w załatwieniu czegoś? Ja nie słyszałam. Policja też nie.

- Nie przypominam sobie ani jednej takiej historii od lat - mówi nadkomisarz Elżbieta Różańska-Komorowicz, rzecznik prasowy świętokrzyskiej policji. - Ani jednej. Jeśli ktoś w ogóle zgłaszał, że chciano go skorumpować, to mówili o tym policjanci.

Czy to oznacza, że są kryształowo czyści? Nie, bo przecież zdarzają się smutne przypadki, w których policjanci przyjęli łapówki albo wręcz je wymuszali. Smutny przykład z ostatnich miesięcy - dwaj funkcjonariusze kieleckiej "drogówki", już osądzeni za to i skazani. Tak, zdarzają się takie przypadki. Ale to w tej grupie są też ludzie, którzy, gdy ktoś chce dać im pieniądze, żeby przymknęli oko na przewinienia, nadają sprawie bieg.

Kilka baniek za życie

Tak było w bardzo bulwersującej sprawie z drugiej połowy października tego roku w podopatowskim Gołębiowie. Tam doszło do dramatycznego wypadku drogowego - "opel vectra" na prostym odcinku drogi zjechał na przeciwny pas ruchu i potrącił prawidłowo jadącego motocyklistę. 34-latek z motoru zginął na miejscu.

41-letni kierowca "opla" porzucił auto na miejscu wypadku, a sam uciekł. Nie na wiele to się zdało, bo jeszcze tego samego wieczoru policjanci znali jego nazwisko i adres. Pojechali go szukać, znaleźli w okolicach domu, kilka kilometrów od miejsca tragedii.

Mówią, iż wtedy mężczyzna zaproponował policjantowi, który go zatrzymywał, że da mu "kilka baniek", jeśli ten odstąpi od czynności. Jeśli puści wolno człowieka podejrzanego o spowodowanie śmiertelnego wypadku i ucieczkę z jego miejsca. Policjant pieniędzy nie chciał, 41-latka dowieziono do komendy. Tu mężczyzna nie chciał się poddać badaniu na alkomacie. Trzykrotnie pobrano mu krew do badań na obecność alkoholu w organizmie. Czy był pijany, czy trzeźwy, to z punktu widzenia prawa nie ma znaczenia - za oba te przestępstwa - gdy kierowca powoduje śmiertelny wypadek, a jest pod wpływem alkoholu albo ucieka z jego miejsca - grozi taka sama kara: do 12 lat więzienia. Mężczyźnie przedstawiono ten drugi zarzut, dodano do tego próbę skorumpowania policjantów. Ta się nie powiodła, a 41-latek wylądował na najbliższe trzy miesiące za kratami.

Kasa za narkotyki

Łapówki odegrały też pewną rolę w dwóch dużych, niedawnych sprawach narkotykowych. Pierwsza rozegrała się w lipcu. Wówczas dwóch policjantów z komisariatu w Chęcinach cywilnym autem nocą patrolowało teren. Przy wjeździe do lasu zauważyli dwa samochody, obok nich stojących mężczyzn.

- Policjanci zachowali czujność, do lasu nie wolno było wjeżdżać, bo był zakaz. Postanowili zatem tamtych ludzi wylegitymować i skierować przeciw nim wnioski o ukaranie - relacjonuje nadkomisarz Elżbieta Różańska-Komorowicz. Funkcjonariusze podeszli do mężczyzn, poprosili o dokumenty, zastanowiło ich też, co ci panowie mogą robić nocą w lesie, postanowili zatem na wszelki wypadek sprawdzić, co jest w samochodach. Nim zajrzeli do bagażnika jednego z nich, usłyszeli "interesującą" propozycję. Po 200 złotych dla każdego, jeśli dadzą sobie spokój. Efekt był odwrotny niż proponujący zakładali. Policjanci nie dość, że zajrzeli, to już po chwili ludzi skuli i wezwali posiłki. W aucie było bowiem półtora kilograma marihuany i trzy tysiące tabletek "ecstasy". Narkotykowy hurt.

Podobną przygodę kilka miesięcy później mieli policjanci z Buska Zdroju. W październiku w gminie Stopnica do kontroli, o której mówią rutynowa, zatrzymali "renaulta lagunę" na lubelskich numerach rejestracyjnych. Ich uwagę przyciągnął fakt, że wóz - choć powinien - nie miał włączonych świateł. Autem podróżowało dwóch mężczyzn. Kiedy policjanci wzięli ich dokumenty do sprawdzenia, jeden z podróżnych zaproponował im sto złotych, żeby odstąpili od kontroli. Nie odstąpili, auto zbadali. I było warto - znajdowała się w nim torba, w której było osiem rulonów, każdy długości około 20 centymetrów, a w nich sprasowana marihuana i to najwyższej jakości tak zwany skun, czyli narkotyk uzyskiwany z kwiatów konopi indyjskich. Łączną czarnorynkową wartość znaleziska - dziewięciu kilogramów narkotyków - policja szacuje na blisko 300 tysięcy złotych.

Oko na fałszywkę

Znacznie większa korupcyjna oferta padła w sierpniu tego roku w Kielcach. Chodziło o akcję w Urzędzie Celnym, który sprawdzał kwity wozów sprowadzonych z zagranicy, chodziło o to, czy nie zaniżano ich wartości. Celnikom towarzyszyli policjanci z sekcji do walki z przestępczością gospodarczą. I faktycznie, w przypadku jednego pana dokument wzbudził ich wątpliwości. Zaprosili go zatem do pokoiku, tu zaczęli rozmowę, ale on był zdecydowany zrobić wiele, by dali mu spokój. Najprostszym pomysłem, jaki mu przyszedł do głowy, były pieniądze. Ponoć obiecał funkcjonariuszom (a było ich czterech), że da im dwa tysiące, jeśli o wszystkim zapomną. Mimo że się nie zgodzili - tak przynajmniej utrzymują - na biurku zostawił kopertę i wyszedł w pośpiechu. W kopercie znajdowało się... 1900 złotych, o sto mniej niż obiecał. Mężczyzna swoje kłopoty podwoił, bo nie dość, że będzie się musiał tłumaczyć sądowi z przerobionego dokumentu, to jeszcze odpowie za próbę skorumpowania policjantów.

Z płaceniem podatków czy ściślej - akcyzy - stał na bakier inny człowiek, podejrzany o przestępstwo korupcyjne. Chodzi o 28-letniego kielczanina. Policjanci w centrum miasta przeszukali należącego do niego "renaulta". Nos ich nie zwiódł - na tylnym siedzeniu auta i w bagażniku znaleźli 119 butelek z alkoholem, każda o pojemności 0,7 litra, wszystko bez znaków akcyzy. Gdy brali go na komisariat, człowiek przemówił ponoć w te słowa:

- Chłopaki, dajcie spokój. Macie po flaszce i po stówie, i sprawy nie ma.

Chłopaki się nie zgodziły. Sprawa nabrała biegu.

Pieniążki za promile

Alkohol zresztą jest właśnie tym bodźcem, który najczęściej skłania mieszkańców województwa świętokrzyskiego do prób wręczania policjantom łapówek. Tak było kilkanaście dni temu w Sandomierzu. Tu policjanci z patrolu prewencji zauważyli, że jedną z ulic miasta pod prąd podąża "fiat ducato". Zadziwiło ich to niezmiernie, więc auto zatrzymali, jego kierowcę wylegitymowali. Okazało się, że to 35-letni obywatel Ukrainy. Ale, że czuli od niego woń alkoholu, postanowili sprawdzić, czy aby na pewno jest trzeźwy. Badanie wykazało, że w wydychanym powietrzu miał nieco ponad 0,2 promila alkoholu. Wedle polskiego prawa prowadzenie w takim stanie to wykroczenie, za które karze Sąd Grodzki. Ale najwyraźniej obywatelowi się spieszyło i z polskim wymiarem sprawiedliwości nie chciał mieć do czynienia, bo znalazł "polubowne" załatwienie sprawy. Policjantom w zamian za to, żeby mu pozwolili jechać dalej, zaproponował łapówkę. Całe 10 dolarów na dwóch.

- W warunkach polskich może się ta kwota wydawać nieduża, ale na Ukrainie to czwarta część miesięcznej pensji - opowiadają policjanci. Łapówki nie przyjęli. Wyjaśniło się natomiast, czemu Ukrainiec tak szybko chciał sprawę załatwić.

- Wygląda na to, że za kierownicę auta wsiadł zaraz po libacji alkoholowej, bo stężenie alkoholu w jego organizmie rosło w tempie zastraszającym. Półtorej godziny później badanie wykazało już dwa promile - mówią policjanci. Oni też przypominają inną sandomierską historię sprzed kilku lat, kiedy to na krajowej dziewiątce zatrzymali do kontroli samochód Polaka z obywatelstwem niemieckim. Miał dwa promile, policjantom za święty spokój chciał dać dwa tysiące marek. Nie wzięli.

Inny obywatel, zupełnie niedawno, bo w styczniu tego roku, za przymknięcie oczu na wynik badania alkomatem obiecywał mundurowym z Pińczowa 700 złotych. Zaczęło się od tego, że patrol zainteresował się jadącym "żukiem". Mimo że policjanci dawali mu znaki do zatrzymania się, kierowca nie reagował. Radiowóz pojechał za "żukiem". Auto zatrzymało się, szofer wypadł z niego, a potem zaczął uciekać. Jeden z policjantów dogonił go, drugi zajął się w tym czasie pasażerem "żuka", mieszkańcem gminy Busko, który w wydychanym powietrzu miał podobno około 2,4 promila alkoholu.

Podczas legitymowania, kierujący zaproponował policjantom, by wzięli od niego 700 złotych i zapomnieli o zajściu. Nie wzięli i nie zapomnieli, sprawa ma finał w sądzie.

Łapówka umorzona

Pewnym ewenementem była historia z początku ubiegłego roku, kiedy to 66-letnia mieszkanka podkieleckiej wsi próbowała... skorumpować wysoki sąd. Kobiecina, która od ośmiu lat zabiega o przyznanie jej drugiej grupy inwalidzkiej i zasiłku pielęgnacyjnego, podczas rozprawy wręczyła sędzi trzy koperty. W jednej były dokumenty dotyczące stanu zdrowia 66-latki, w dwóch pozostałych - 1500 złotych. Pani sędzia oczywiście natychmiast zawiadomiła stosowne służby, sprawą zajęła się prokuratura, która kilka miesięcy później dochodzenie umorzyła. Biegli stwierdzili bowiem, że 66-latka w chwili popełniania przestępstwa nie była zdolna rozpoznać znaczenia swojego czynu i pokierować swoim postępowaniem, a więc nie popełniła przestępstwa. Nie miała świadomości, iż próbując wręczyć sędzi łapówkę, łamie prawo. Myślała, iż w ten sposób sprawę załatwi łatwiej i taniej niż gdyby wynajęła adwokata.

Nie chcieli do Izby

Sto złotych miała proponować policjantowi kielecka lekarka za to, by nie odwozili jej do izby wytrzeźwień. Chodzi o głośną w ubiegłym roku sprawę pani doktor, która pracowała w kieleckiej przychodni, mimo że miała w wydychanym powietrzu 2,14 promila alkoholu. Mundurowi na ofertę się nie skusili, pani doktor trafiła do przybytku. Gdy już wytrzeźwiała, tłumaczyła, że wcale nie chciała skorumpować policjantów, a tylko dać im na... benzynę, żeby ją odwieźli do domu.
Z kolei nietrzeźwy 24-letni kielczanin, kierując się identycznym motywem jak lekarka, chciał mundurowym wręczyć 20 złotych. Zabrali go z ulicy, zbadali alkomatem, a gdy chcieli wieźć do izby, on wyciągnął banknot.

Ilu bierze i wpada?

Wedle danych statystycznych Komendy Głównej Policji w 2003 roku 141 policjantów w całej Polsce było podejrzanych o przyjęcie łapówki. Czy to dużo? Zważywszy, że funkcjonariuszy jest sto tysięcy? W województwie świętokrzyskim w ubiegłym roku o takie przestępstwo podejrzanych było trzech mundurowych (w garnizonie służy trzy tysiące stróżów prawa), w tym roku dwóch. Niewielu, ale... może innym, którzy biorą, po prostu się ciągle udaje - przecież z reguły nie jest w interesie ani biorącego, ani dającego nagłaśnianie sprawy. A może świętokrzyscy policjanci są na wskroś uczciwi i jak tylko ktoś pokaże im banknot, choćby z daleka, natychmiast zawiadamiają przełożonych, żeby nie padło na nich podejrzenie?

Stop korupcji

Od stycznia do listopada tego roku policji świętokrzyskiej zgłoszono pięć przestępstw dotyczących przyjmowania łapówek. Prowadzono natomiast 22 postępowania związane z podejrzeniem o to, że ktoś obiecuje lub wręcza korzyść majątkową. Za przyjmowanie i żądanie łapówek może grozić nawet do 12 lat więzienia, tyle samo za dawanie i obiecywanie. Wysokość kary zależy od tego, kto komu i ile daje albo kto ile bierze. W sierpniu tego roku uruchomiono w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Kielcach specjalny numer telefonu antykorupcyjnego (041)34-34-911, pod który mogą dzwonić mieszkańcy Świętokrzyskiego i zgłaszać przypadki korupcji. - W pierwszych dniach telefon dzwonił prawie bez przerwy, ale większość doniesień była albo nie na temat, albo w ogóle wyssanych z palca - opowiadają policjanci. - Teraz aparat odzywa się raz na dwa, trzy dni.
Wymiernym efektem działania tego telefonu są trzy śledztwa dotyczące korupcji wśród gminnych samorządowców. Jakich i gdzie, to śledczy na razie trzymają w tajemnicy.

O łapówkach...

Słyszeli państwo o tych, którzy nagminnie biorą lub dają łapówki? Które waszym zdaniem grupy zawodowe biorą najwięcej? Zapraszamy do dyskusji na naszym forum - www.echo-dnia.com.pl i głosowania w sondażu. Prosimy też o telefony - numer ulgowej infolinii 0801-164-279.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie