Problemy od początku
- Moja mama trafiła do tego szpitala 8 marca. Od początku lekarze sprawiali nam same problemy. Kilka dni po udarze dowiedzieliśmy się, że mama jest w stanie agonii i nie nadaje się do leczenia szpitalnego - opowiada Halina Szlompek.
Wyjaśnia, że najpierw usłyszała, że musi własnym samochodem zabrać mamę do Kielc, ale ostatecznie udało jej się uzyskać zgodę na przewiezienie mamy karetką.
- Wszystko było ustalone. Znalazłam mamie miejsce w zakładzie opiekuńczym w Kielcach, a z personelem szpitala w Staszowie ustaliłam, że przewiozą ją do Kielc w poniedziałek po godzinie 14, żebym wcześniej mogła przyjechać i załatwić wszystkie formalności. Niestety, kiedy o godzinie 12 zjawiłam się w szpitalu, sala gdzie leżała mama, była kompletnie pusta. W pierwszej chwili wybuchłam płaczem i myślałam, że serce mi pęknie. Pomyślałam, że mama odeszła, kiedy ja byłam 50 kilometrów od niej - ze łzami w oczach wspomina pani Halina.
Zabrali ją wcześniej
Na szczęście okazało się, że mama kielczanki wcale nie umarła, lecz wcześniej została przewieziona karetką do zakładu opiekuńczego w Kielcach.
- Jak to możliwe, że nikt ze szpitala nie poinformował mnie, co się dzieje z moją mamą? Zabrali ją w samej bluzce od piżamy, bo nie zdążyłam jej przywieźć nowych, czystych ubrań. Na dodatek nikt nie był w stanie poinformować mnie, gdzie konkretnie są papiery wypisowe. Podejrzewałam jedynie, że przekazano je do zakładu opiekuńczego w Kielcach - opowiada kielczanka. Jej zdaniem takie wywiezienie pacjenta w agonii ze szpitala, bez zgody rodziny, jest niedopuszczalne.
- Jak można tak traktować pacjenta. Oni zwyczajnie pozbyli się mojej ledwo żywej mamy, mimo tego, że nie podpisałam zgody na wypis. Jestem naprawdę oburzona postępowaniem lekarzy i ordynatora oddziału neurologicznego. Tego, co oni zrobili, nie można nazwać inaczej niż nieposzanowaniem godności pacjenta - twierdzi kobieta. Podkreśla, że chce nagłośnić sprawę po to, aby inne osoby nie zostały w przyszłości podobnie potraktowane.
Karetki nie można mieć na życzenie
Marek Tombarkiewicz, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Staszowie dokładnie zbadał sprawę i nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości w działaniach pracowników lecznicy.
- Już w piątek ustaliliśmy z rodziną pacjentki, że w poniedziałek zorganizowany zostanie dla niej transport - mówi dyrektor. Wyjaśnia, że przewóz karetką ze Staszowa do Kielc trwa około dwóch godzin i rodziny pacjentów nie mogą same decydować, o której godzinie ma się on odbywać, ponieważ karetki praktycznie cały czas są zajęte. Dyrektor nie widzi nic złego także w tym, że pani Halina nie została poinformowana o przewiezieniu jej mamy do Kielc i na darmo jechała 50 kilometrów, żeby ją ubrać i zabrać wypis. Twierdzi, że najważniejsze jest to, że kiedy przyszła do szpitala to pielęgniarki poinformowały ją, że jej mama nie umarła, lecz jest już w Kielcach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?