Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cios w sadowników. Wiele gospodarstw może zbankrutować. Ratunek? Jeść dwa razy więcej jabłek

Redakcja
Cios w sadowników. Wiele gospodarstw może zbankrutować. Ratunek? Jeść dwa razy więcej jabłek
Cios w sadowników. Wiele gospodarstw może zbankrutować. Ratunek? Jeść dwa razy więcej jabłek sxc.hu
Wprowadzone przez Rosję embargo na polskie owoce i warzywa mocno uderzy w sandomierskich plantatorów. - Jeśli nie będzie pomocy ze strony Brukseli, sytuacja będzie tragiczna, wiele gospodarstw może zbankrutować – mówią zgodnie sadownicy.

      Obowiązujące od piątku embargo dotyczy między innymi świeżych jabłek, gruszek, wiśni, śliwek, czereśni oraz wszystkich odmian kapusty i kalafiorów. Powodem wprowadzenia restrykcji mają być, według strony rosyjskiej,  nieprawidłowości dotyczące jakości owoców, a także zaniedbania formalne. - To nic innego jak represje polityczne - tak odpowiadają nie tylko sadownicy.  
  - Sankcje, jakie Unia Europejska nałożyła na Rosję, wywołały natychmiastową reakcję w stosunku do naszego kraju. Znaleźliśmy się na linii strzału – komentuje Ryszard Ciźla, prezes Świętokrzyskiej Izby Rolniczej

         STRATY BĘDĄ OGROMNE

Na Sandomierszczyźnie, w sadowniczym zagłębiu, nikt nie  ma wątpliwości, że embargo mocno uderzy w tutejszych producentów, oznacza dramatyczny spadek sprzedaży i dochodów. Może skończyć się nawet bankructwami gospodarstw.
Zbigniew Rewera, prezes grupy „Refal”, mającej siedzibę w Łukawie przyznaje, że straty z tytuły rosyjskiego embarga w jego spółce będą duże. Skali na razie nie potrafi oszacować.  - Do Rosji sprzedawaliśmy 60-70 procent jabłek deserowych. Nie będzie łatwo zastąpić ten rynek innym  - zaznacza Zbigniew  Rewera.  
Do Rosji eksportuje się 60 procent produkowanych w Polsce jabłek. Podobnie jest w rejonie Sandomierza. - Skala eksportu na Wschód sprawiła, że wiele gospodarstw nastawiło się na uprawę odmian, które są kupowane właśnie tam. To choćby idared - mówi Ryszard Ciźla. 
Ryszard Ciźla podkreśla, że cios został zadany  ogrodnikom w bardzo trudnym momencie: w tym roku plantatorom nie udało się zarobić na porzeczkach i wiśniach, ceny skupu były tak niskie, że w wielu przypadkach nie opłacało się zbierać owoców. Sytuacji nie poprawia duży urodzaj jabłek.

 

POMOC BRUKSELI KONIECZNA

Marek Sawicki, minister rolnictwa zapowiedział, że rząd będzie zabiegał o pomoc dla polskich rolników z Brukseli. Na to liczą również sandomierscy sadownicy. Ryszard Ciźla mówi, że pomoc Unii Europejskiej to konieczność. – Zbiór jabłek zacznie się za półtora miesiąca. Tyle mamy czasu na rozwiązanie problemu. Trzeba jak najszybciej podjąć działania - podkreśla prezes.
Jak zaznacza szef Świętokrzyskiej Izby Rolniczej, trzeba uruchomić interwencyjny skup jabłek, z przeznaczeniem na koncentrat jabłkowy. Taki koncentrat można przechowywać trzy lata. Ściągając z rynku owoce gorszej jakości, zrobi  się miejsce dla tych lepszych, deserowych.  - Rozwiązanie problemu leży w interesie nas wszystkich. Rosji chodzi przecież o zdestabilizowanie sytuacji w Polsce i Unii Europejskiej – stwierdza Ryszard Ciźla.
Opinię tę podziela Wojciech Borzęcki, przewodniczący komisji rolnictwa Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego, jednocześnie szef grupy producenckiej „Sad Sandomierski”. Podkreśla on, że embargo jest konsekwencją polityki zagranicznej Polski. Trzeba upominać się o rekompensatę.

W POSZUKIWANIU NOWYCH RYNKÓW

W całym kraju, w reakcji na wprowadzenie embarga, ogłaszane są akcje pod hasłem: „Jedz jabłka”. Chodzi o to, aby poprzez zwiększenie konsumpcji złagodzić skutki braku eksportu do Rosji.
W opinii Wojciecha Borzęckiego, to dobry sposób na częściowe zrekompensowanie skutków embarga. Przypomina, że podobne akcje, promujące picie mleka czy jedzenie ryb, przyniosły efekty.
Ryszard Ciźla jest bardziej sceptyczny. Przytacza dane: eksport jabłek do Rosji wynosił około miliona ton rocznie, w kraju sprzedaje się w ciągu roku 600-800 tysięcy ton owoców, a zatem, by zrekompensować straty, trzeba byłoby zwiększyć konsumpcję ci najmniej dwukrotnie. - Teoretycznie jest to możliwe, ale w praktyce trudne do osiągnięcia – stwierdza prezes Świętokrzyskiej Izby Rolniczej.

Szefowie grup producenckich mówią zgodnie: trzeba szukać innych rynków zbytu. Wojciech Borzęcki podkreśla, że działania prowadzone w tym kierunku musi wesprzeć rząd i agendy rządowe. – Będzie to jednocześnie dywersyfikacja rynku oraz zabezpieczenie przy okazji takich sytuacji, jak ta w Rosji – stwierdza Wojciech Borzęcki.
Zmiana kierunku sprzedaży, podkreśla Borzęcki, nie jest łatwa. Ze względu na duże odległości, jak na przykład  w przypadku Afryki północnej, to poważne wyzwanie logistyczne. Poza tym odmiany doceniane na rynku rosyjskim nie zawsze trafiają w gusta odbiorców w innych krajach.
Na podbój nowych rynków, między innymi arabskiego,  ruszyła utworzona pół roku temu z inicjatywy pięciu sandomierskich grup producenckich firma San-Export-Group - spółka specjalizująca się w eksporcie płodów rolnych, głównie jabłek. Prezes Janusz Stasiak podkreśla, że do Rosji sprzedawano niewielkie ilości owoców. - Prowadzimy starania o wejście na rynek chiński i w krajach arabskich – informuje prezes San-Export-Group.
Zbigniew Rewera mówi, że mimo restrykcji ze strony Rosji, nie rezygnuje z wyjazdu na targi rolne do Moskwy. Liczy, że uda się tam nawiązać kontakty z handlowcami z zachodniej Europy czy Afryki północnej.

(GOP)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia