Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mediolan - stolica mody

Jarosław PANEK
Najnowsze modele torebek Prady można kpić w Mediolanie już za 3 tysiące euro
Najnowsze modele torebek Prady można kpić w Mediolanie już za 3 tysiące euro
Zakupy w Mediolanie - to zdanie elektryzuje elegantki z całego świata i słusznie. W tym mieście można znaleźć wszystko, co najlepsze i najdroższe.

Specjalnie dla czytelniczek Echa Dnia odwiedziliśmy mediolańskie świątynie mody!

W świecie mody z każdym rokiem Mediolan zyskuje coraz bardziej na znaczeniu.

   Dawno już wyprzedził nieco skostniały Paryż i niekiedy nazbyt ekstrawagancki Londyn. Bo w Mediolanie, jak przystało na finansową stolicę Włoch, wszystko przelicza się na pieniądze i żaden projektant nie pozwoli sobie na wyprodukowanie czegoś, co z powodu zbyt dużej ekstrawagancji nie znajdzie nabywców.

   Tutejsza moda, choć dyktuje trendy całemu światu, musi być jednocześnie użyteczna, a większość tego, co pokazują włoscy projektanci na wybiegach, nadaje się od razu do noszenia, czego nie można powiedzieć ani o ekscentrycznej Brytyjce Vivienne Westwood, czy równie kontrowersyjnym Jean Paul Gautierze. Ale nawet oni, jeśli decydują się sprzedawać swoje ubrania w Mediolanie, wystawiają tu rzeczy tak piękne i zarazem praktyczne, że trudno uwierzyć, iż wyszły spod igły tak szalonych designerów. 

   **Koneserzy piękna  **

    Mediolan to miasto żyjące z designu. Bo przez niego rozumie się nie tylko modę, ale także wnętrza, samochody, itp. Istniejące w mieście instytuty projektowania, studia mody i atelier mniej znanych, choć równie dobrych krawców, co ci najwięksi, każdego dnia czynią wszystko, co możliwe, aby wymyślić jeszcze doskonalszy wzór.

   Tak jak kwintesencją życia wielu Mediolańczyków jest projektowanie pięknych rzeczy, tak celem innych mieszkańców miasta jest ich kupowanie. Bo mylił by się ten, kto sądzi, że wszystko nabywają turyści. Nieprawda! Będą w Mediolanie można odnieść, że wielu jego bardo zamożnych mieszkańców, a tych jest tu na pęczki, żyje tylko po to, by ciągle kupować coś nowego. Moda zaś to prawdziwa biblia tutejszych świątyń konsumpcji. Modą się żyje, o modzie się dyskutuje podczas mocnego porannego espresso i popołudniowego apertivo, czyli szybkiego drinka w barze z przekąską.


     Katedra mody

      Tak zwane "ofiary mody”, a tych więcej jest tylko w Tokio, już od rana rozpoczynają łowy w sklepach. Wielu zagranicznych turystów kieruje swe kroki przede wszystkim do centrum miasta. Tu wielka świątynia wiary chrześcijańskiej, jaką jest czwarta na świecie pod względem wielkości katedra Duomo, sąsiaduje z katedrą luksusu i przepychu, eleganckim domem towarowym La Rinascente. Od samego parteru klientów otacza lepszy świat.

   Parter sklepu to same najlepsze kosmetyki, rozlokowane na firmowych stoiskach najdroższych marek świata. Nie sposób tędy przejść, nie będą spryskanym przynajmniej kilkoma nowymi zapachami. Tej jesieni Mediolan oszalał na punkcie nowej linii kosmetyków pielęgnacyjnych Armaniego, który do tej pory słynął raczej z zapachów niż kremów. Ale teraz promuje linię Cremo Nero w cudownych czarnych opakowaniach, które już same w sobie stanowią małe dzieła sztuki. Pierwsze piętro domu towarowego La Rinascente zajmują same torebki.

   Kilkaset wzorów Gucciego Prady, Armaniego, Dolce&Gabbany, Fendi, Ferregamo i kilku innych domów mody prezentują się na osobnych stoiskach każdego z nich. Kolejne piętra to już ubrania. La Rinascente jest dla "średniaków”. Tu można bowiem kupić tanie marki typu Esprit, ale też tańsze linie domów mody, typu Versace Classic, Missoni Sport, czy R.E.D. Valentino. 

   "Tańsze” nie oznacza tanie, bo za bluzeczkę z nowej kolekcji trzeba zapłacić przynajmniej 150 euro. Na szczęście prawie zawsze, nawet gdy nie ma sezonu wyprzedaży, na kilku wieszakach, zarówno w dziale damskim jak i męskim, zawsze znajdziemy trochę rzeczy przecenionych nawet o połowę, przy czym panowie mają większy wybór.

   Generalnie zresztą Mediolan to dziwne miasto, w który można odnieść wrażenie że mężczyznom niekiedy bardziej zależy na dobrym wyglądzie niż kobietom. Młodzi mężczyźni na równi z kobietami pasjonują się modnymi strojami i wnikliwie lustrują swoich rówieśników, czy któryś z nich nie nosi przypadkiem czegoś nowszego i modniejszego. Panowie w średnim wieku nie gonią już tak za modą młodzieżową, wybierając eleganckie garnitury, głównie od dwóch najlepszych męskich krawców z firm Kiton i Brioni.

   Te mało znane w Polsce marki, w Mediolanie i całych Włoszech uchodzą za szczyt luksusu i jakości. I rzeczywiście bliższe zapoznanie się z czymkolwiek, co nosi metkę Kiton lub Brioni budzi zdumienie jakością i precyzją wykonania. Niestety budzi zdumienie także ceną. O ile za garnitur Armaniego trzeba zapłacić około 1,5 tysiąca euro o tyle na taki sam garnitur Brioni trzeba już przygotować prawie… cztery tysiące euro.

 

    **Złoty kwadrat**

   Z domu towarowego La Rinascente większość turystów kieruje swe kroki w kierunku najsłynniejszej modowej dzielnicy miasta, tak zwanego Złotego Kwadratu (Quadtrilatero d'Oro). To niewielki obszar miasta, ograniczony wąskimi uliczkami: Via Monte Napoleone, Via Sant' Andrea, Via Della Spiga oraz Via Borgospesso. Po drodze klienci mijają jeszcze ogromne kilkupiętrowe butiki Max Mary oraz popularnej hiszpańskiej Zary, która w Mediolanie chce pretendować do klasy o wiele wyższej niż jest.

   Jej ogromny dom towarowy tuż przy Duomo urządzono z tak wielkim przepychem, że bardziej przypomina operę niż sklep, w którym sprzedaje się rzeczy, wytrzymujące kilka prań w pralce. W Zarze jest nawet odźwierny, którego obowiązkowo zatrudnia każdy tutejszy butik. W modzie jest mieć odźwiernego Murzyna, najlepiej rosłego, bardzo czarnego, odzianego w czarny garnitur i złote oprawki okularów. Odźwierny to jednak ledwie część ceremoniału, jakim jest kupowanie czegokolwiek w mediolańskich butikach.

   Każde mierzenie i płacenie, nie mówiąc o pakowaniu zakupionej odzieży, urasta w tym mieście do rangi duchowego przeżycia. Na przykład we flagowym butiku Armaniego przy Via Manzoni, który i tak nie zmieścił się z całą swoją ofertą na trzech kondygnacjach i musiał jeszcze otworzyć kilka sklepów w promieniu 200 metrów, każdego klienta zainteresowanego zakupem, obsługuje kilku sprzedawców. Ale nie są nachalni.

   Sklep jest elegancki, lecz przewijają się przez niego takie tłumy, że dopóki wyraźnie nie powiemy, że chcemy coś kupić lub przymierzyć, nikt się nami nie zainteresuje. Można wręcz powiedzieć, iż panuje tu trochę atmosfera jak w supermarkecie, tyle, że ceny w euro za cokolwiek są trzycyfrowe. Dopiero gdy chcemy coś przymierzyć, dopada nas trzech sprzedawców, starających się przychylić nieba.

   Nawet jeśli znajdziemy coś w swoim rozmiarze, usłużny personel niemal nas zmusi, żebyśmy jeszcze przymierzyli tę samą rzecz w kilku innych rozmiarach. Potem następuje rytuał płacenia. Jeśli kto naiwnie myśli, że pójdzie tak po prostu do kasy z kartą kredytową jest w dużym błędzie. Trzeba poczekać, aż sprzedawca podejdzie ze stalową tacą, oczywiście z logiem Armani i przyniesie rachunek. Na tacę kładzie się kartę kredytową i czeka aż kasjer przyjdzie z wydrukiem z terminala do podpisu.

   Następnie rozpoczyna się ceremoniał pakowania. Jeden firmowy papier, drugi papier ogromna firmowa czarna torba. Wreszcie odprowadzenie do drzwi i niski ukłon odźwiernego, który je nam otworzy. To wszystko w butiku Armaniego, który sprzedaje tylko… tańsze linie. Bo buty, torebki i stroje sygnowane pełnym nazwiskiem, czyli Giorgio Armani są dostępne w zupełnie innym, jeszcze bardziej luksusowym sklepie. 

   **Butik obok butiku**

   No właśnie i to kolejna tajemnica zakupowego światka włoskiej stolicy mody. Trzeba wiedzieć, który sklep, co sprzedaje i wtedy się nam wyjaśni, dlaczego obok siebie w jednym miejscu są trzy sklepy Dolce&Gabbany. Bo jeden oferuję kolekcję męską, drugi damską, trzeci tańszą linię D&G, a czwarty tylko torebki i buty.

   Samo wnętrze każdego z takich butików przyprawia i zawrót głowy. Można bowiem odnieść wrażenie, że każdy salon to architektoniczne cudo, na którym pracował sztab stylistów i tak jest w istocie. Tylko stałe bywalczynie tutejszych sklepów poruszają się po nich bardzo pewnie.

   Osoba przybywająca do Mediolanu po raz pierwszy, stąpa po tych salonach jak… kot po gorącej blasze. Wytworne wnętrza pełne luster, dodatkowych pomieszczeń, przezroczystych podłóg i szklanych schodów bez jakichkolwiek stalowych elementów są niezwykle zdradliwe. Nigdy nie wiadomo, czy zeszliśmy już z klatki schodowej, czy może przed nami jeszcze jeden stopień.

    Nigdy nie wiadomo, czy wielkie pomieszczenie przed nami, to kolejna sala sprzedaży, czy może tylko ogromne lustro. Czasami takie lustro okazuje się być drzwiami otwieranymi na fotokomórkę, więc za pierwszym razem trzeba uważać. Co ciekawe stare, czasem ponad stuletnie włoskie marki odzieżowe, takie jak choćby Cerruti czy Ferragamo kreują swoje butiki na bardzo nowoczesne studia sprzedaży. Dla odmiany marki młode i zagraniczne, próbują się na siłę "postarzeć”.

    Dla przykładu amerykański projektant Ralf Lauren, który zasłynął głównie dzięki koszulkom polo i modzie typu casual, zajął w centrum Mediolanu całą kamienicę na swój flagowy sklep i urządził go w stylu brytyjskiego klubu dla gentlemanów. Już od wejścia uderza specjalnie rozpylany zapach tytoniu, cynamonu i męskich perfum, na ścianach wiszą pseudo-portrety przodków, wnętrza oświetlają stylowe kandelabry, a całość zdobią typową męskie i kolonialne dodatki, a to zostawione na stolikach pudełka cygar, a to końskie siodło, a to kufer podróżny z czasów imperium brytyjskiego.

    Na podłogach niby niedbale rozrzucono klasyczne domowe dywany w tureckie wzory. Każda winda to prawdziwy salon. Panuje atmosfera stuletniej tradycji, które amerykański projektant zwyczajnie nie zna, ale całość tworzy niezwykle solidne wrażenie i pozwala osiągać ceny wyższe niż w innych sklepach tej marki na świecie. Tej zadziwiającej, jak na prostotę kolekcji, ostentacji butiku Ralfa Laurena przeczy równie zadziwiająca skromność Donatelli Versace słynącej wszak z barokowych ocierających się o kicz projektów.

    Główna siedziba firmy mieści się w samym centrum Złotego Kwadratu przy ulicy Via Gesu 12. To całkiem spory pałac z wielkim ogrodem ukrytym wewnątrz, w którym znajduje się atelier Versace. Ale tylko zainteresowani wiedzą jak tu trafić, bo o siedzibie tego modowego imperium informuje niewielka kilkunastocentymetrowa złota tabliczka. Za to jeden z pałaców Armaniego, który z kolei słynie ze skromności i prostoty kolekcji z daleka krzyczy napisami i nie pozostawia złudzeń, do kogo należy. 

   **Coś bardziej dla mas **

   Będąc w Mediolanie nie sposób nie odwiedzić także słynnej galerii Wiktora Emanuela, najstarszego pasażu handlowego w mieście, który od samego początku był budowane właśnie z myślą o kupcach. Dziś z powodu niebotycznych cen wynajmu tylko najdroższe marki stać na utrzymywanie tutaj sklepu. Bardziej opłaca się to restauracjom, stąd Prada sąsiaduje z Mc Donald'sem i w ten sposób pozory równej dostępności klientów do tego miejsca zostały zachowane.

    Na zakupy w Złotym Kwadracie czy galerii Wiktora Emanuela stać tylko najbogatszych. Mniej zamożni wybierają ulicę Corso Buenos Aires. Tu jeden ze swoich największych sklepów ma inny odzieżowy gigant Benetton. Corso Buenos Aires to długa ulica, pełna sklepów na każdą kieszeń, na której kupimy dużo lepsze i dużo tańsze buty niż w Polsce i ciekawsze niż u nas ubrania w cenach z naszych sklepów. Oczywiście trzeba cały czas pamiętać, że teraz na początku zimowego sezonu, ceny w mediolańskich sklepach są raczej wysokie. Ale 7 stycznia, gdy rozpoczynają się wyprzedaże, spadają często o połowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia