Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarnobrzeg. Przed sądem była prezes upadłego Banku Spółdzielczego w Grębowie powiedziała, kto wyprowadził pieniądze klientów

Marcin Radzimowski
Marcin Radzimowski
Kolejny dzień procesu dotyczącego wielomilionowych przekrętów bankowych, które doprowadziły do upadku Banku Spółdzielczego w Grębowie, to ciąg dalszy przesłuchania 70-letniej Janiny K., byłej prezes banku. Przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu w środę 31 stycznia szczegółowo opisywała, gdzie trafiły pieniądze z lokat klientów banku.

Janina K.: - Powiedzieć dziś "przepraszam" to za mało

To kolejna odsłona procesu byłych pracowników Banku Spółdzielczego w Grębowie i członków rady nadzorczej tej placówki, którym prokuratura przestawiła szereg zarzutów: Bank Spółdzielczy w Grębowie doprowadzili do bankructwa, chcąc zarobić miliony na giełdzie.

Poznaj wcześniejsze wyjaśnienia oskarżonej Janiny K.:

Na wstępie środowego przesłuchania była prezes Banku Spółdzielczego w Grębowie, z pośrednictwem pełnomocniczki pokrzywdzonych klientów banku, zwróciła się do tych klientów.

- Powiedzieć dziś "przepraszam" to za mało. Oni oszczędzali całe życie, aby mieć dla siebie, dla dzieci, dla wnuków. Zostali w perfidny sposób okradzeni przez pracowniczki banku, do której miałam pełne zaufanie i z którą przepracowałam ponad 30 lat. Zostali oszukani klienci, zostałam oszukana ja. Liczę na sprawiedliwość i z bólem serca powiem "naprawdę przepraszam". Ci ludzie, którzy zaufali mi jako prezesowi i pracownikom. Niestety, zawiedliśmy się wszyscy

- powiedziała Janina K., ewidentnie mając na myśli współoskarżoną Bożenę Sz., co zresztą potwierdzała w złożonych niedługo później wyjaśnieniach.

Kobieta składając wyjaśnienia posiłkowała się swoimi zapiskami przygotowanymi w ramach "własnego śledztwa" w oparciu między innymi bankowe dokumenty oraz rozmowy z klientami upadłego banku. Przed sądem opisywała wyprowadzenie pieniędzy z lokat ponad dwudziestu osób (klientów), podając konkretne daty przeksięgowań lub wypłat gotówkowych. Było też kilka kont założonych na osoby fikcyjna, z których pieniądze (z zaciągniętych kredytów) także trafiały na konta osób związanych bezpośrednio z Bożeną Sz. najczęściej pieniądze z likwidowanych lokat przeksięgowywane były na konto matki Bożeny Sz., niekiedy na konto inwestycyjne w biurze maklerskim, należące do syna Bożeny Sz. Nie licząc kilku klientów, co do których nie ma śladu w dokumentacji bankowej(wpłaty nie zostały nigdy zaksięgowane w systemie), wszystkich tych przeksięgowań i wypłat dokonała Bożena Sz., a o czym Janina K. miała się dowiedzieć długo po odejściu Bożeny Sz. z pracy.

- Ona nawet przeksięgowała pieniądze z konta swojego kuzyna. Mężczyzna wcale się z tym nie krył, po Grębowie mówiąc "moja kuzyneczka mnie okradła". Jakiś czas później został pobity przy swojej posesji przez trzech zamaskowanych mężczyzn - wyjaśniała Janina K., która poprosiła też sąd o przesłuchanie kilkorga klientów banku na potwierdzenie prawdziwości swoich wyjaśnień.

Była prezeska Banku Spółdzielczego w Grębowie odniosła się również do treści wyjaśnień współoskarżonej Bożeny Sz. Przypomnijmy, iż kobieta stwierdziła, że wszelkie nielegalne operacje bankowe wykonywała na polecenie Janiny K., za co dwukrotnie dostała "pod stołem" po 2,5 tysiąca złotych, a dodatkowo w sumie 70 tysięcy złotych premii.

- To wszystko bzdura, nie dostała żadnych pieniędzy pod stołem, nie było też premii 70 tysięcy złotych. Sprawdziłam, przez osiem lat pracy, od 2004 do 2012 roku Bożenie Sz. jako pracownikowi wypłacone zostały premie łącznej wysokości 47,5 tysiąca złotych, więc rocznie to nieco ponad 5900 złotych, a miesięcznie 500 złotych - wyjaśniała Janina K.

Oskarżona kolejny raz przekonywała również sąd, że zarzuty prokuratorskie są zupełnie nietrafione. Chodziło chociażby o zarzut założenia i kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, bo - jak kolejny raz stwierdziła - żadnej grupy nie było. I polecenia służbowe wydawała jako prezes banku. Ponownie mówiła, że wszystkie braki na kontach klientów będące efektem zlikwidowania przez Bożenę Sz. ich lokat, pokrywała z własnego konta. I na ten cel, gdy jej prywatne pieniądze się skończyły, zaciągane były kredyty na członków rodziny K.

- Teraz wiem, że to był mój największy błąd w życiu, że postawiłam bank na pierwszym miejscu, natomiast rodzinę na drugim. Powinnam od razu zgłosić to na policję, ale wszyscy wiedzieli i nikt nie zgłosił, a mi nie pozwalali zgłosić. Gdyby nie było kradzieży pieniędzy z lokat, nie byłoby fikcyjnych kredytów na rodzinę K. - mówiła była prezeska banku.

Na kolejnej rozprawie sąd prawdopodobnie zdoła dokończyć przesłuchanie Janiny K., później będzie czas na konfrontacje z innymi współoskarżonymi, odpowiedzi na pytania i przesłuchania pierwszych świadków w tym procesie.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie