Zobacz też: 10 osób w szpitalu po zatruciu czadem koło Radomska (TVN 24 / xnews)
To cud, że żyjemy, niewiele już brakowało, by zatruła się w dymie cała rodzina - Katarzyna Siwiec ukradkiem ociera łzę z oka, przytulając do piersi dwoje małych dzieci. - To Kacper nas uratował, nasz bohater - mówi z dumą patrząc na syna.
Akurat Kacperek, jak każde dziecko w tym wieku, lubi sobie pospać. Rano zawsze trzeba chłopca ściągać z ciepłego łóżka, bo trzeba iść do szkoły. Ale tej nocy to właśnie Kacper, jako jedyny, miał sen lekki, jak piórko.
Sen, brat śmierci
Tego feralnego dnia, a właściwie nocy śmierć już chodziła koło progu domu i zdawało się - nie było odwrotu od tragicznego końca. Wszystko wydarzyło się jeszcze przed świtem 5 października.
- Co tu dużo kryć: nie mieliśmy światła w domu, bo na opłacenie rachunków już nie starczyło pieniędzy. Nie przelewa się nam. Myśleliśmy z mężem, że jakoś damy radę, ale przyszły wydatki na początku miesiąca, wyprawka do szkoły i prąd nam odcięli. Musieliśmy świeczki palić, żeby w domu było jaśniej - opowiada Katarzyna Siwek.
Gospodyni powtarza, że zawsze, każdego wieczoru, zanim wszyscy szli spać, dokładnie sprawdzała, czy kuchenka zgaszona, czy gdzie okno niedomknięte. Nikt do dziś nie wie, ale pewnie o jednej świeczce, palącej się na lodówce w kuchni, domownicy zapomnieli.
- O drugiej w nocy wstałam jeszcze do córki, która śpi w pokoju razem z Kacprem. Ona ma pięć lat, trzeba sprawdzić, jak śpi, czy dziecko nie jest odkryte. Nic złego w domu się nie działo, nie było żadnego dymu - mówi pani Katarzyna.
Do drzwi po omacku
Około godziny piątej nad ranem duszący dym przykrył już nie tylko sufit w domu, ale rozprzestrzenił się po całym mieszkaniu. Tliły się plastiki z lodówki, książki i papiery ułożone na lodówce. Sadze wdzierały się w każdą szczelinę i gęsta poducha czarnego smogu przytuliła się ciasno od sufitu, niemal po podłogę.
Siedmioletni Kacper zwykle wstaje dopiero o siódmej, kiedy trzeba iść do szkoły. Tej nocy zerwał się jednak, poczuł gęsty, gryzący dym, który dusi oddech i zatyka gardło. Miał czarną twarz od sadzy, zwłaszcza wokół ust i pod nosem. Chłopiec przestraszył się, krzyknął. Na jego okrzyk poderwała się mama.
- Uciekajcie wszyscy - matka zdążyła poderwać resztę rodziny.
Po omacku wszyscy ruszyli szukać wyjścia i choć każdy zakamarek domu dobrze znają, nie potrafili dojść do drzwi. Gospodyni opowiada, że choć do progu było parę kroków, to nie mogła natrawić na wyjście. Najpierw natknęła się na okno, otworzyła je. Kacperek ruszył do drzwi i wypchnął jeszcze przodem swą siostrzyczkę na zewnątrz, nie patrząc na to, że Alicja jest bosa, w samej koszulce i zupełnie zdezorientowana.
Buchnął ogień
Przez otwarte już drzwi i okno do domu wdarło się powietrze. Napływ tlenu spowodował, że dym i ogień buchnęły w mieszkaniu na dobre. Ojciec rodziny, pan Piotr, zdążył jeszcze wrócić się na chwile do domu i zabrać buciki i kurtki. Ubrania już śmierdziały i były pełne sadzy.
Trzęsącymi się rękoma pani Kasia zadzwoniła po straż pożarną. Przejechali strażacy i dogasili sprzęt w domu.
- Dopiero następnego dnia, kiedy płacząc wyrzucaliśmy okopcone rzeczy z kuchni zrozumiałam, jak niewiele brakowało, byśmy wszyscy zginęli - mówi Katarzyna Siwek.
Potem ruszyli sąsiedzi z pomocą. Każdy dawał, co miał: buty, ubrania, farby na wymalowanie kuchni. Pomoc gminna dała na zakup nowej lodówki.
- Bardzo im wszystkim dziękuję, to duża pomoc. Będziemy jakoś żyć - mówi Katarzyna Siwek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?