Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kielczanka Marianna Błaszkiewicz, była świadkiem gehenny Polaków na Wschodzie

Marek MACIĄGOWSKI [email protected]
Marianna Błaszkiewicz do dziś zachowała rosyjski paszport, jaki dostała we Lwowie
Marianna Błaszkiewicz do dziś zachowała rosyjski paszport, jaki dostała we Lwowie M. Maciągowski
Mariannę Błaszkiewicz przed wojną los rzucił z kieleckiego na Wołyń i do Lwowa. Zanim zdołała wrócić do Kielc, przeżyła gehennę. Widziała ucieczkę Polaków z ukraińskiej wsi i rozstrzeliwania we Lwowie. Do dziś nie może tego zapomnieć.

We Lwowie miała rosyjski paszport na panieńskie nazwisko Janowska. Ten paszport przywiozła ze sobą ze Lwowa i zachowała do dziś. Wśród dokumentów, leży tuż obok niemieckiego ausweisu, który dostała, gdy podjęła pracę telefonistki na stacji w Sędziszowie. Stamtąd jej meldunki o każdym przejeżdżającym pociągu trafiały do placówki Armii Krajowej.

NA WOŁYŃ I DO LWOWA

Rodzice Marianny mieli 50 morgowe gospodarstwo w Gniewięcinie koło Sędziszowa. Ojciec dodatkowo pracował w Sędziszowie. W domu było ich siedmioro. Rodzicom zależało na kształceniu dzieci. Siostra Marianny pojechała do Suwałk do Seminarium Nauczycielskiego, jeden z braci służył w broni pancernej w Żurawicy. Ona sama po skończeniu szkoły pojechała uczyć się w szkole handlowej do siostry aż do Tarnopola. Szwagier był tu agronomem, pomagał w prowadzeniu gospodarstw polskim kolonistom. Było im dobrze, mieszkali w domu wynajmowanym od rodziny żydowskiej.

Potem, we wrześniu 1939 roku Tarnopol zajęli Rosjanie. Zaczęły się aresztowania Polaków. Którejś nocy przed pierwszą, dwie Żydówki, córki właścicieli domy wpadły do ich mieszkania i ostrzegły, ze zaraz będzie wywózka. Wiadomość przekazał im brat - komunista. Wzięli tylko to, co było pod ręką, Żydówki schowały ich w drwalce. Kolega szwagra zawiózł ich furmanką do Lwowa. Jechali tylko w dzień, w nocy chowali się, bo bali się Ukraińców. Znajomi znaleźli im pokój z kuchnią u rodziny w Krzywczycach pod Lwowem. Siostra urodziła córeczkę, szwagier poszedł do pracy, ona musiała zająć się zdobywaniem jedzenia i opału. - Nie mieliśmy nic. To, co ludzie mogli nam dać, to dali. Stałam w kolejkach po parę godzin, chodziłam do lasu po drzewo. Musiałam zająć się domem, bo szwagier poszedł do pracy.
We Lwowie też nie było bezpiecznie. Ksiądz z Winnik dał jej świadectwo urodzenia, odmłodził ją o cztery lata, żeby uniknęła wywózki. Dzięki temu dostała rosyjski paszport i mogła szukać pracy. Znalazła ją w administracji "Gazety Lwowskiej" na Sokolej.

- Chodziłam po Lwowie, widziałam więzienia na Kleparowie i Zamarstynowie, gdzie byli więzieni Polacy. To był ciągły strach. W Krzywczycach gdzie mieszkaliśmy był kamieniołom. Przywozili tu ludzi na rozstrzelanie. Sprowadzali ich do lasu i rozstrzeliwali. Chodziłam tam, widziałam świeżo przysypane groby przykryte liśćmi paproci. Kiedyś naliczyłam tam siedemnaście dużych grobów. Kogo tam rozstrzeliwali, nie wiem. Ale na pewno Polaków - mówi Marianna Błaszkiewicz w Kielcach, ponad sześćdziesiąt lat od tamtych wydarzeń.

W lesie w Krzywczycach, w tym samym miejscu, gdzie rozstrzeliwania Polaków przez Rosjan widziała Marianna Błaszkiewicz, Niemcy tuż po wkroczeniu do Lwowa rozstrzelali profesorów Uniwersytetu Lwowskiego.

Po wkroczeniu Niemców nie byli już oddzieleni granicą, mogli wrócić w rodzinne strony.

"TULIPAN" NA CENTRALI

Marianna wróciła do rodziców. Musiała pracować, żeby uniknąć wywózki. Ponieważ znała niemiecki i rosyjski dostała pracę na stacji kolejowej w Sędziszowie. To był duży i ważny węzeł kolejowy, z zapleczem technicznym i parowozownią. Pracowała na pierwszym piętrze, na zmiany. Obsługiwała telefon i telegraf. Wiedziała o każdym transporcie. Meldowała o tym Rajskiemu, dyżurnemu ruchu, który był w wywiadzie Armii Krajowej. Naczelnikiem stacji był mężczyzna z Wiednia. Gdy jechał do żony Marianna szykowała mu prowiant ze wsi.

W tym czasie, dzięki dokumentom z pracy i biletom pracownika kolei mogła jeździć na tajne komplety do Krakowa. Uczyła się na Madalińskiego w domu lotnika, kapitana Szpytmana. Jak się okazało kapitan Szpytman, zginął na kieleckim dworcu od wybuchu bomby lotniczej we wrześniu 1939 roku. Na jego charakterystyczny grób z samolotowym śmigłem na kieleckim cmentarzu długo po wojnie przyjeżdżała wdowa po kapitanie. Zatrzymywała się wówczas w Kielcach w domu dziewczyny, która kiedyś jeździła do niej na komplety.

W nocy z 30 maja na 1 czerwca 1944 roku partyzanci Armii Krajowej dokonali napadu na stację kolejową w Sędziszowie. Wśród napastników był jej brat i brat cioteczny. Brat uprzedził ją o akcji, bo miała być wówczas na dyżurze. Po usłyszeniu walenia łomem w drzwi miała upaść na ziemię.

W akcji brało udział około 90 partyzantów z oddziału "Spaleni" oraz grup sabotażowo - dywersyjnych. W czasie akcji doszło do walki z użyciem broni maszynowej i granatów. Zabito kilku i raniono około 10 Niemców, przy 4 własnych rannych. Rozbrojono kilkunastu niemieckich kolejarzy i zdobyto karabiny, pistolety, granaty i sporo amunicji. Zniszczono w znacznej części instalację elektryczną, sieć telefoniczną i uszkodzono urządzenia sygnalizacyjne i nastawnicze. Poważnej awarii uległa obrotnica parowozów. Zdewastowano także warsztaty naprawy wagonów towarowych. Szkody wyrządzone okupantowi były dość znaczne, gdyż zaburzenie w ruchu pociągów trwało ponad dobę.

Na drugi dzień Niemcy ustawili pod ścianą wszystkich polskich pracowników stacji. - Uratował mnie naczelnik, wiedeńczyk, który powiedział, że za mnie gwarantuje. Dzięki niemu przeżyłam, bo Niemcy rozstrzelali wtedy w lesie pod Krzelowem 44 osoby, moje koleżanki, kolegów, znajomych, mówi Marianna Błaszkiewicz.
Nie wróciła do pracy, bała się. Uciekła wówczas do Krakowa do pani Szpytmanowej.

POZNANA W POCIĄGU

Przyszły mąż zauważył ją w pociągu, gdy jechała do rodziców. Poprosił kolegę kolejarza, żeby zainteresował się i sprawdził dyskretnie, co to za ładna panna jeździ często pociągiem. Rodzice i brat przestraszyli się najpierw, kto się nią interesuje, myśleli, że niemiecki szpicel. Okazało się, że nie.

Ślub wzięli we wrześniu 1944 roku. W marcu 1945 roku Państwowa Komisja Weryfikacyjna uznała jej maturę zdobytą na tajnych kompletach. Postanowili z mężem iść na studia. Wybrali prawo we Wrocławiu. Ale trzeba było z czegoś żyć i oboje na studia nie mogli sobie pozwolić. Zrezygnowała po roku. Mąż skończył prawo, zajął się aplikacją. Pracował w sądzie.

- To były inne czasy. Mąż był Kielczaninem, skończył Liceum Żeromskiego. Przyjeżdżali koledzy, mówili - jedź do Warszawy, będziesz miał stanowisko. Namawiali go do Sądu Najwyższego. Warunek był jeden - wstąp do partii. Ale mąż miał inne poglądy - nie wstąpił - mówi Marianna Błaszkiewicz.

W tym czasie, wykorzystując znajomości i łapówki starała się o uwolnienie z więzienia swojego brata. Stanisława Janowskeigo, Urząd Bezpieczęństwa zgarnął z ulicy Sienkiewicza w Kielcach. Przedwojenny "pancerniak", żołnierz Armii Krajowej dostał wyrok śmierci, zamieniony potem na 15 laty więzienia. Siedział niedaleko w ubeckim areszcie na Buczka, a oni mieli stary dom na Równej. - Dawni koledzy męża przychodzili do domu, mówili wprost: Julek, daj wódki i pieniądze. Dawał, ale uratował szwagra.

Julian Błaszkiewicz, został cenionym w Kielcach adwokatem. Słyszał potem, gdy córka nie mogła iść na studia do Warszawy: - To ty nie wiesz, że ludzie dają samochody, a ty chcesz, żeby na studia dostała się z takim pochodzeniem.
Córka - Małgorzata Pytlik i tak skończyła studia medyczne na akademii w Białymstoku, jest w Kielcach znanym ginekologiem.

Marianna Błaszkiewicz podjęła pracę w Przedsiębiorstwie Budownictwa Kolejowego. Przepracowała tam trzydzieści lat, aż do emerytury. Właśnie skończyła 88 lat. Spotyka się z kombatantami z ugrupowania "Jodła" Armii Krajowej. Dokumenty swojego polskiego losu trzyma starannie poukładane w teczkach. - Byłam kilka razy we Lwowie, Gródku, Samborze, w miejscach, gdzie przeżyłam tak straszne chwile. Coraz trudniej sobie wszystko przypomnieć, coraz mniej się pamięta. Tak tylko myślę czasem, czy ktoś jeszcze będzie pamiętał o tych ludziach rozstrzelanych tak kiedyś we Lwowie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie