MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kucharki ze Szkoły w Koprzywnicy boją się utraty pracy

Michał LESZCZYŃSKI
Elżbieta Toś, Zofia Adamczyk, Małgorzata Wolska – kucharki ze Szkoły Podstawowej w Koprzywnicy walczą o pracę.
Elżbieta Toś, Zofia Adamczyk, Małgorzata Wolska – kucharki ze Szkoły Podstawowej w Koprzywnicy walczą o pracę. Michał Leszczyński
- W kwietniu tego roku zostałyśmy poinformowane, że burmistrz chce zrobić reorganizację polegającą na zamknięciu kuchni w szkole - mówi Elżbieta Toś, kucharka w tej szkole z 21-letnim stażem.

- Burmistrz chce, żebyśmy założyły firmę i od szkoły wzięły kuchnię w ajencję - dodaje Zofia Adamczyk, kucharka z 29-letnim stażem pracy w tej szkole.

WSAD DO KOTŁA

Kobiety niechętnie podchodzą do pomysłu burmistrza. Obecnie jeden posiłek kosztuje dwa złote i jest robiony po kosztach. Jedyny koszt to tak zwany wsad do kotła. Jednostki budżetowe samorządu gminnego nie mogą prowadzić działalności gospodarczej, czyli nie mogą zarabiać. Wszystko musi być robione po "kosztach". Od nowego roku szkolnego obiady i tak zdrożeją, gdyż drastycznie drożeją produkty, a po nowym roku stawka żywieniowa nie była zmienia. Do góry poszedł też vat.

Gdyby kucharki założyły firmę, to koszt posiłku wzrósłby o kilkaset procent, gdyż do "wsadu do kotła" kucharki muszą doliczyć czynsz, który trzeba zapłacić szkole za dzierżawę kuchni, opłaty za prąd i gaz, a przecież same też muszą mieć pensje, muszą też odprowadzać składki do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

- Tu jest tak małe środowisko, że chcąc na tym wyjść, musielibyśmy dziennie gotować, co najmniej tysiąc porcji. Teraz gotujemy dla ponad dwustu osób. To dzieci ze szkoły podstawowej i nauczyciele - dodaje Małgorzata Wolska, kucharka z 20-letnim stażem pracy w tej szkole.
Obiady jedzą też uczniowie gimnazjum i innych szkół z gminy Koprzywnica. Dla tych placówek gotują i przywożą firmy cateringowe.

Kucharki dodają, że wraz ze wzrostem ceny jednej porcji, mniej dzieci skorzysta z darmowych obiadów, gdyż gminna pomoc społeczna nie będzie w stanie opłacić biednemu dziecku obiadu, bo nie będzie jej na to stać.

TYSIĄC DWIEŚCIE ZŁOTYCH

Kuchnia w Szkole Podstawowej w Koprzywnicy w ubiegłym roku przeszła generalny remont. Zakupiono nowe urządzenia, pomalowano, na podłodze położono płytki. Kuchnię dostosowano do wymagań sanitarnych.
- Ksiądz kropił kropidłem, było wielu znamienitych gości, każdy się zachwycał - wspomina Elżbieta Toś.

Kobiety mówią, że założenie działalności gospodarczej i wzięcie kuchni w ajencję jest nieopłacalne i one na takie rozwiązanie raczej nie pójdą.

- Nawet gdybyśmy gotowały nie tylko dla dzieci z podstawówki, to musimy zainwestować w pojemniki do przewozu, a może kupić specjalny samochód. Z czego? My tu zarabiamy tysiąc dwieście złotych - twierdzą kobiety. - A co w wakacje, święta, ferie? Wtedy kuchnia stoi. Jak wtedy zarobimy?

Kobiety chciałyby, aby burmistrz utrzymał kuchnię na dotychczasowych warunkach. - Żebyśmy, chociaż godnie dociągnęły do emerytury. Kto nas, z pięćdziesiątką na karku weźmie do pracy? - pytają. I dodają, że w czasie powodzi były do dyspozycji 24 godziny na dobę i gotowały strażakom.

- My szkole to jesteśmy od wszystkiego: sprzątania, plewienia, pilnowania dzieci. Zgadzamy się na to, bo nasza praca jest dla nas wszystkim - mówią.

RODZICÓW NIE BĘDZIE STAĆ

Kobiety twierdzą, że dla zewnętrznych firm cateringowych może i dowożenie obiadów jest opłacalne, bowiem większość prowadzi restauracje, organizuje wesela, komunie, a latem chrzciny.
- Najbardziej szkoda nam dzieci. To one ucierpią. Którego rodzica będzie stać zapłacić 7 złotych za obiad albo więcej? Jest wiele dzieci, dla których posiłek w szkole jest jedynym ciepłym, albo w ogóle jedynym w dzień. Poza tym, u nas dzieci jedzą do oporu. Sama byłam świadkiem, jak dziecko dziesięć razy przychodziło po dokładkę. Kiedy obiady zapewnia firma cateringowa, porcje są wyliczone - mówią kobiety. - Jedno dziecko, jeden talerz.

Marek Jońca, burmistrz Koprzywnicy (Prawo i Sprawiedliwość) zdenerwowaniem kobiet jest zaskoczony.
- Proszę państwa, to tylko plany - mówi samorządowiec. - Na razie jesteśmy na etapie analiz. Reorganizacja nastąpiłaby do końca tego roku, a nie od września. Chciałbym, aby jedna z pań założyła firmę i wzięła w opiekę swoje koleżanki albo założyły spółkę - wyjaśnia burmistrz. - Jeżeli tak się stanie, to kuchnia gotowałaby obiad dla co najmniej 500 osób. Obsługiwałyby szkoły w gminie, do tego gotowałyby dla osób starszych - obiecuje burmistrz. - Oczywiście jak założą firmę, to będę musiał ogłosić przetarg, ale tak go napiszemy, by był korzystny dla pań. Ja nawet im mówiłem, "jak założycie firmę", zarobicie więcej, półtora tysiąca złotych.

Ale kucharki nie wierzą w zapewnienia burmistrza. Boją się, że wszystko zmierza w kierunku pozbawienia ich pracy i likwidacji kuchni, a obiady dla dzieci przyjadą z innej miejscowości, ugotowane przez firmę cateringową.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie