MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kulisy śledztwa pani doktor z Akademii

Sylwia BŁAWAT, <a href="mailto:[email protected]" target="_blank" class=menu>[email protected]</a>

To studenci z zaocznych, ale nie ci z pierwszego roku, tylko starsi mówili, że 32-letnia dziś pani doktor bierze łapówki - ustaliła prokuratura. Żacy przekazywali młodszym, jak załatwić pomyślne zaliczenie dla grupy - dać gotówkę w obcej walucie w euro albo w dolarach, a wtedy wszystko będzie dobrze.

Takie ustalenia poczynili prokuratorzy z Krakowa, którzy prowadzą śledztwo związane z aferą korupcyjną w Akademii Świętokrzyskiej. To oni kilka dni temu skierowali do kieleckiego sądu akt oskarżenia trzech kobiet: 32-letniej pani doktor pracującej jako adiunkt w tej uczelni oraz dwóch studentek studiów zaocznych, w tym pracownicy jednej z prokuratur w Świętokrzyskiem.

POCZĄTEK KORUPCYJNEJ AFERY

Afera ujrzała światło dzienne w czerwcu tego roku. Wówczas policjanci z wydziału zwalczającego korupcję Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach wkroczyli do jednego z akademików w Kielcach. Przyszli po 32-letnią panią doktor. Urodziła się na Łotwie, mieszkała na Ukrainie. W Akademii Świętokrzyskiej pracowała na stanowisku adiunkta, zaś jedna z kieleckich prywatnych uczelni zatrudniała ją na stanowisku profesora.

Tamtego czerwcowego dnia policjanci zaskoczyli ją w szlafroku. Była zdumiona. Gdy mówili, że zabiorą ją do komendy, wciąż chyba nie docierało do niej, o co właściwie chodzi. Tłumaczyła, że nie może jechać, bo za chwilę ma zajęcia ze studentami. A potem - jak opowiadali funkcjonariusze - podbiegła do okna. Wyglądało, jakby chciała przez nie wyskoczyć. Na szczęście nic takiego się nie stało.

Kobieta trafiła najpierw na policyjny dołek, potem przed oblicze prokuratora w Krakowie, a w końcu do aresztu. Z niego wyszła dopiero pod koniec września. Musiała zapłacić 15 tysięcy złotych poręczenia majątkowego, wydano jej zakaz opuszczania kraju połączony z zatrzymaniem paszportu.

ZALICZENIE BEZ KŁOPOTÓW

Prokuratorzy przedstawili pani doktor trzy zarzuty. Pierwsze dwa dotyczą kwietnia 2005 roku, kiedy na Wydziale Pedagogicznym i Nauk o Zdrowiu (tak się wtedy nazywał) prowadziła zajęcia ze studentami studiów zaocznych. Śledczy ustalili, że wówczas reprezentanci dwóch grup studentów wręczyli jej po 100 euro w zamian za pozytywne oceny z zaliczenia.

- Przedmiot, który wykładała podejrzana, uchodził za trudny. W toku śledztwa ustaliliśmy, że studenci pierwszych roczników od swych starszych kolegów dowiedzieli się, iż pani doktor za przychylne traktowanie przyjmuje pieniądze, ale najlepiej w obcej walucie - euro albo dolarach - relacjonuje ustalenia śledztwa prokurator Bogusława Marcinkowska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krakowie. - Studenci składali się po 20 złotych, gotówkę w kopercie, a do tego kwiaty przekazali kobiecie z prośbą o przychylne traktowanie, a ta miała oświadczyć im, że z zaliczeniem nie będzie kłopotów. I faktycznie, bez sprawdzania prac zaliczeniowych wszystkim wpisała pozytywne oceny.

"DOSTATECZNY" BEZ ZADAŃ

Trzeci zarzut, jaki usłyszała 32-letnia pani doktor, dotyczy marca roku bieżącego i kolejnej grupy studentów. I w tym przypadku - według prokuratora - kobieta miała dostać łapówkę, 700 złotych. Tym razem studenci mieli się składać po 30 złotych, całą sumę zaś - jak ustalono - włożyli do koperty, tę wsadzili w bukiet kwiatów.

- Taki "prezent" w imieniu grupy studentów w sali ćwiczeniowej wykładowczyni wręczyły dwie studentki, dziękując za przekazaną wiedzę i prosząc o łagodne potraktowanie - dodaje Marcinkowska. Opowiada, iż pani doktor przyjęła i kwiaty, i kopertę, po czym kazała zebrać od grupy indeksy, zaś ci, którzy napisali prace zaliczeniowe, mieli je włożyć do indeksów.

- W efekcie ci, którzy napisali pracę, dostali wpis z ocenami "bardzo dobry" lub "dobry", a studenci, którzy w ogóle nie przygotowali zadań "dostateczny" - opowiada rzecznik krakowskiej Prokuratury Okręgowej. Ten wątek śledztwa pociągnął jednak za sobą - prócz oskarżenia pani doktor - także inne następstwa. Przed sądem staną dwie studentki, które wręczały "nafaszerowane" kwiaty.

- Ponieważ o ich działaniach nie dowiedzieliśmy się od nich samych, tylko ustaliliśmy w toku śledztwa, kobiety zostaną pociągnięte do odpowiedzialności karnej za skorumpowanie funkcjonariusza publicznego - wyjaśnia prokurator Marcinkowska.

Jedna z oskarżonych studentek, 36-latka przyznała się do winy. Druga - 42-letnia zaprzeczyła, powiedziała, iż nie miała świadomości, że w bukiecie kwiatów są pieniądze i że chodzi o łagodne potraktowanie przy zaliczeniu.

- Uznaliśmy to za jej linię obrony, bo zebrany przez nas materiał i zeznania świadków przeczą temu - mówi Bogusława Marcinkowska. - Ustaliliśmy na przykład, że po wyjściu od pani doktor studentki przekazały reszcie grupy, że zaliczenie jest załatwione, a to dość jednoznaczna opinia - mówi.

ZDRZAŁY SIĘ PREZENTY

Przesłuchana w charakterze podejrzanej 32-letnia pani doktor z Akademii Świętokrzyskiej nie przyznała się do winy. Opowiadała na przykład, że owszem, w marcu tego roku dostała kwiaty od studentów, a w bukiecie znalazła kopertę.

- Mówi, że przyjęła "prezent", ale nie uzależniała od niego wyniku zaliczenia - relacjonuje prokurator. - Tłumaczyła także, iż wcześniej zdarzały się sytuacje, że studenci pytali ją, czy woli prezent, czy gotówkę, ale wtedy za każdym razem odmawiała. Jednocześnie przyznała, że zdarzało jej się przyjmować prezenty, na przykład alkohol czy słodycze. Mówiła również, iż studenci, którzy nie chcieli się uczyć, odgrażali się, że i tak znajdą sposób, by uzyskać zaliczenie.

Prokuratura w te wyjaśniania pani doktor nie uwierzyła. Za czyny, o które jest podejrzana wykładowczyni, grozi kara nawet do ośmiu lat więzienia. Taka sama odpowiedzialność grozi dwóm studentkom postawionym w stan oskarżenia razem z panią doktor.

Kto nie odpowiada za łapówki?

Prokurator Bogusława Marcinkowska:

- Nie podlega odpowiedzialności karnej ten, kto korzyść majątkową wręczył lub obiecał ją funkcjonariuszowi publicznemu, ale zgłosił to organom ścigania i szczegółowo opisał przebieg zdarzenia, nim one same się o tym dowiedziały.

Pan profesor

O przyjęcie 2000 złotych łapówki podejrzany jest profesor zwyczajny doktor habilitowany - legenda Akademii Świętokrzyskiej. Zatrzymany został we wrześniu, ale choć prokuratura wnioskowała o jego aresztowanie, sąd nie zdecydował się na taki środek. Mężczyzna wyszedł na wolność, zapłacił 20 tysięcy złotych poręczenia majątkowego, zawieszono go też w prawach wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego. Śledztwo w tej sprawie wciąż jeszcze się toczy.

Pani doktor

W tym samym dniu, w którym policjanci walczący z korupcją zatrzymali 32-letnią panią doktor, zabrali też do komendy 50-letnią wykładowczynię z Akademii Świętokrzyskiej, osobę bardzo znaną w uczelni. I jej także zarzucono, że od studentów studiów zaocznych Wydziału Pedagogicznego i Nauk o Zdrowiu przyjęła dwa komplety srebrnej biżuterii warte około tysiąca złotych. Pani doktor została aresztowana, ale już wyszła na wolność. Śledztwo ciągle się toczy.

Pani magister

W październiku policjanci walczący z korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach zatrzymali 49-letnią pani magister, która także - zatrudniona na umowę o dzieło - wykładała w Akademii Świętokrzyskiej. Jest podejrzana o przyjęcie od studentów 500 złotych. Żeby wyjść na wolność, musiała zapłacić 5000 złotych poręczenia majątkowego. Śledztwo ciągle się toczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie