Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Popiel: „Nie mieszkać w Kurozwękach, to nie żyć”. Niezwykła historia słynnej rodziny [ZDJĘCIA]

Lidia Cichocka
Michał Popiel z rodziną - żoną i trzema synami obecnie
Michał Popiel z rodziną - żoną i trzema synami obecnie
Odpowiedzialność, to słowo najczęściej używane przez Michała, najstarszego syna Marcina ze znamienitego polskiego rodu Popielów. To ona sprawiła, że 9 lat temu przyjechał do Polski, by razem z ojcem ratować rodzinną schedę: pałac w Kurozwękach. Miejsce, które zasłynęło z hodowli bizonów, labiryntów w kukurydzy, a ostatnio z browaru.

Michał Popiel de Boisgelin, rocznik 1977, po polsku ciągle mówi z trudem, z bratem łatwiej mu dogadać się po angielsku, w domu podstawowym językiem jest francuski.

- Nie uczyłem się polskiego - tłumaczy swe problemy z językiem przodków. - W domu rozmawiało się po angielsku: ojciec urodzony w Brukseli, ma-ma Norweżka. Nikt nie przypuszczał, że kiedykolwiek wrócimy do Polski, do Kurozwęk.

Stryj mówi: wracajcie

Rodową siedzibę znał z opowieści ukochanej babci Ireny, ale temat powrotu pojawił się po raz pierwszy, gdy miał 12 lat.

- Pamiętam, jak odwiedził nas stryj Marcin. Był rok 1989. Powiedział rodzicom, że zaczął procedurę odzyskania majątku, rodzinnego pałacu. Przekonywał, że ojciec powinien wrócić i się nim zająć.

Stryj Marcin Popiel, brat Stanisława, ksiądz infułat, był wówczas proboszczem w Szewnej pod Ostrowcem Świętokrzyskim. Człowiekiem wielkiego serca, niezwykle zacnym i szanowanym. Czasami zaglądał do rodzinnych Kurozwęk i z bólem patrzył, jak majątek niszczeje. To on, po zmianach ustrojowych, jakie zaszły w Polsce, wystąpił o zwrot tego, co rodzinie Popielów zabrali komuniści.

Pierwszy był Paweł

Do 1944 roku Popielowie władali majątkiem w Kurozwękach. Byli gospodarzami w pochodzącym z XIV wieku pałacu i potężnym majątku.

Pałac wybudowali Kurozwęccy, potem przeszedł w posiadanie Lanckorońskich i Sołtyków. Popielowie pojawili się tu w 1833 roku, kiedy to Paweł Popiel ożenił się z Emilią Sołtykówną - przypomina historię Michał Popiel de Boisgelin. - To on, a potem jego syn rozbudowywał i unowocześniał siedzibę, rozwijał gospodarstwo.

Rodowe gniazdo przetrwało wojenne zawieruchy, chociaż Stanisław Popiel, głowa rodu, który był żołnierzem, wojnę spędził w niewoli, w niemieckim oflagu. Po zakończeniu działań wojennych nie wrócił do kraju. Nie było do czego, bo ludowa władza wyrzuciła prawowitych właścicieli z majątku.

- Babci Irenie udało się dotrzeć do męża, zamieszkali w Belgii. W Kurozwękach do 1947 roku została jedynie ciocia Jadwiga, to ona ratowała rodzinne pamiątki, obrazy, srebra, porcelanę. Lokowała je u przyjaciół, znajomych po całej Polsce. Wszyscy zobowiązali się przechować je i zwrócić, jeśli jakiś Popiel się po nie zgłosi. Tata miał od niej brulion zapisany nazwiskami, adresami. Dzięki pomocy tych osób udało się je ocalić i znowu zgromadzić w Kurozwękach.

Bo stryj Marcin dopiął swego. Pałac odzyskał, a jedyną osobą, która mogła podjąć się zadania odrestaurowania zdewastowanego pałacu i majątku, był syn Stanisława, urodzony w Brukseli, Marcin. I to on, Marcin Popiel wraz z żoną Karen i piątką najmłodszych dzieci zdecydował się przenieść do Polski, by w imię odpowiedzialności ratować rodową siedzibę.

Ze świata do Kurozwęk

- Trzeba powiedzieć jasno, po wojnie dziadek nie należał do zamożnych ludzi. Nie miał nic. Skończył studia, ale o pracę w Belgii było trudno, wraz z babcią pojechali do Konga Belgijskiego. Dziadek zaczynał pracę jako kasjer w banku, zrobił jakąś karierę, ale nic spektakularnego. W Kanadzie, gdzie ja się urodziłem, mieszkała z nami babcia Renia. To ona przekazywała wiedzę o historii rodziny, tradycjach. O powrocie do Polski się jednak nie mówiło, przynajmniej do czasu wizyty stryja - opowiada Michał Popiel de Boisgelin.

Pierwszy raz z ojcem i bratem Pawłem przyjechali do Polski w 1991 roku. - Odwiedzaliśmy rodzinę i pamiętam, że w Krakowie mama wuja Karola Rosłowskiego ugościła nas bigosem. Pamiętam krąg osób siedzących przy stole i jej wyprostowaną sylwetkę. Tak dobrego bigosu nie jadłem nigdy, ale nie wiedziałem też, że w Polsce jest zwyczaj dokładania i w efekcie razem z Pawłem pękaliśmy z przejedzenia.

Kurozwęki im obu wydały się magiczne. Zrujnowany pałac, gigantyczny zarośnięty park działały na wyobraźnię.

- Bez opamiętania ganialiśmy po budynkach, po dachach i piwnicach. Byliśmy w siódmym niebie, ale mogło się to skończyć tragicznie - wspomina Michał.

W czasie, gdy synowie bawili się w odkrywców Marcin Popiel oceniał zakres prac niezbędnych dla uratowania budynków, które tak jak wiele innych majątków w Polsce, zostały zdewastowane. Potem przez lata, krok po kroku remontował je, udostępniał turystom, a pieniądze, które zarabiał, wkładał w kolejne remonty.

Wszyscy słyszeli o bizonach

- Z rodzicami do Polski przyjechał Andrzej, najmłodszy brat i siostry. Jest nas ośmioro, ale reszta miała już poukładane życie, ja studiowałem i nie było takiej możliwości bym zostawił wszystko i przeniósł się do Kurozwęk - mówi Michał Popiel de Boisgelin.

Gdy on studiował filozofię, a potem prawo brytyjskie i francuskie, ojciec gospodarował w Kurozwękach. Starał się nie tylko odbudowywać, ale tak jak jego przodkowie, zapewniać pracę mieszkańcom Kurozwęk. Szukał pomysłów na firmy, na atrakcje turystyczne.

Takim strzałem w dziesiątkę była hodowla bizonów. Inna sprawa, że okupiona zdrowiem i nerwami, kiedy władza uznała ją za nielegalną i nakazała likwidację. Wielu zabiegów i medialnego szumu w całej Polsce trzeba było, by bizony w Kurozwękach ocalić. Dzisiaj to jedyne stado w Polsce. Atrakcja dla oka, a także na talerzu, bo to ekologiczne mięso podawane jest w miejscowej restauracji.

Cena sukcesu

Ta współczesna historia Kurozwęk, historia odradzania się, to opowieść o pracy, żmudnej, ciężkiej, ale wiodącej do celu. Marcinowi Popielowi udało się ożywić rodową siedzibę, zatrudnić zespół oddanych pracowników, ściągać tłumy turystów czy to na safari bizon, na koncerty, czy do buszowania w labiryntach wycinanych na polu kukurydzy czy konopi. Udało się utrzymać stadninę koni arabskich w pobliskim Kotuszowie, cały czas są tam potomkowie najbardziej utytułowanych klaczy i ogierów ze stada założonego w 1967 roku. Dokupić kilkaset hektarów ziemi, prowadzić hodowlę mlecznych krów. Kredyty wzięte na realizację tych zamierzeń Popielowie spłacają cały czas.

- To był ogromny wysiłek. Za to wszystko ojciec i matka zapłacili też utratą zdrowia. Kiedy spotkaliśmy się w 2011 roku, zobaczyłem bardzo zmęczonych rodziców. Zrozumiałem, że muszę im pomóc. Razem z żoną Aurorą jednego dnia podjęliśmy dwie decyzje: że przenosimy się do Kurozwęk i staramy o dziecko. Wkrótce urodził się Ludwik.

Do tej pory dużo podróżowali, ale zrezygnowali z tego trybu życia bez żalu. Zamieszkali w Kotuszowie, obok stadniny, od wieków dumy Popielów.

- Podzieliliśmy między siebie obowiązki, ja odpowiadałem za finanse, prawną obsługę, stadninę, ojciec za resztę - wyjaśnia Michał Popiel de Boisgelin.

Ten trudny język polski

Najtrudniejsze w tych pierwszych dniach było porozumiewanie się, po polsku. - Uczę się języka od współpracowników, od brata, bo młodszy ode mnie o 17 lat Andrzej tu się wychował. Po polsku mówią także moi trzej synowie: Ludwik, Paweł i Karol. Żona dopiero się uczy, ale do tej pory większość czasu spędzała z chłopcami.

Nauczycielem języka, przyjacielem i wielkim pomocnikiem był także zmarły niedawno Jacek Gruszkiewicz, przyjaciel ojca i babci, który połowę roku spędzał u siebie w Poznaniu a połowę w Kurozwękach. To on pomagał przy remoncie kaplicy, przy tworzeniu rodzinnego muzeum i galerii z obrazami Czapskiego.

Mechatronik piwowarem

Po trzech latach ojciec i mama mogli przejść na zasłużoną emeryturę. Zastąpił ich Andrzej. Co prawda nie planował takiego obrotu rzeczy, ale jak dzisiaj mówi, wyszło to zupełnie naturalnie. Zdążył skończyć studia za granicą i w Krakowie, jest inżynierem mechatronikiem, ale w Kurozwękach najbardziej znany jest jako piwowar. To on doprowadził dwa lata temu do otwarcia w pałacu lokalnego browaru.

- Jest nas czworo: Marcin, Iza, Piotr i ja i robimy takie piwo, jakie nam smakuje: dunkiel, koźlak, pils, marcowe - mówi.

Nie tylko im piwa z Browaru Popiel smakują, zdobywają wszak nagrody, a w tym roku pojawiła się nowość: piwo konopne. - Mamy ambicję, by wykorzystywać lokalne produkty, a konopie są w Kurozwękach od dawna. Raz mieliśmy nawet labirynt w konopiach. Te nasze konopie mają niewielką zawartość związków uzależniających THC, za to dużo bardzo korzystnie działającego na organizm CTB. I dlatego stworzyliśmy to piwo - mówi Andrzej.

Andrzej Popiel przyznaje, że wypracowanie tego smaku nie było łatwe. - Musieliśmy zachować równowagę, bo same konopie smakują sianem, są dosyć mdłe. Nam udało się wyciągnąć z nich to, co dobre i nadać naprawdę ciekawy smak. Warto spróbować tego piwa.

Nazwy piw związane są z historią rodowej posiadłości. Na etykiecie jednego z nich: Pan Paweł, widnieje Paweł Popiel, nie ten, który ożenił się z Emilią w 1833 roku, ale ten, który żył na przełomie XIX i XX wieku i był znawcą koni. Na innej pokazano Czarne orły z herbu Popielów Sulima. Jest także Złoto Kurozwęk. Inspiracją dla nazwy były tutejsze pola i łąki, ale Michał Popiel de Boisgelin mówi, że tak naprawdę złotem Kurozwęk są tutejsi ludzie.

Więcej o browarze w Kurozwękach Pierwsze polskie piwo konopne warzą w Kurozwękach [WIDEO, ZDJĘCIA]

Złoto Kurozwęk

- Na stałe zatrudniamy 60 osób, to, co robimy jest także dla nich. Posiadanie czegoś, w tym przypadku majątku, to obowiązek wobec nich, wobec historii, rodziny. Zwłaszcza w tych trudnych czasach, kiedy z powodu epidemii turyści nie mogą nas odwiedzać. Na szczęście stadnina, gospodarstwo rolne działa. Postanowiliśmy piwo i pizzę dostarczać do domów, Andrzej sam je rozwozi. Nie rezygnujemy z planów. Podpisaliśmy już umowę na projekt „Pałac Popielów - ucz się przeszłością, doświadczaj teraźniejszości, patrz w przyszłość” o wartości 15 milionów złotych. Chcemy dokończyć remont pałacu, przygotować nowe atrakcje, przywrócić wodę w fosie. Liczymy, że nam się uda, że ludzie docenią to, co dobre i polskie - mówi Michał Popiel de Boisgelin.

- Cały czas zapraszamy do Kurozwęk. Motto mojego przodka Pawła Popiela brzmiało „Non vivere in Kurozweki, non es vivere”, czyli: nie mieszkać w Kurozwękach, to nie żyć. Też tak uważam dodaje Michał Popiel de Boisgelin.

Kurozwęki

W skład zespołu pałacowo--parkowego wchodzą: pałac, pawilon wschodni zwany oficyną, pawilon zachodni zwany oranżerią, budynek stajni cugowej z dobudowanym na początku XIX wieku i strzeżonym przez dwa lwy portalem kolumnowym oraz zachowana część krajobrazowego parku angielskiego, którego prawdziwą ozdobą są platany. W okresie międzywojennym majątek obejmował 6000 hektarów pól, lasów, stawów rybnych i słynął ze stadniny koni anglo-arabskich.

W latach 90. XX wieku dawni właściciele odzyskali pałac, który systematycznie remontują. W pobliżu prowadzą jedyną w Polsce hodowlę bizonów amerykańskich, można je oglądać w trakcie safari-bizon. W pałacu działa muzeum prezentujące historię rodu Popielów, galeria z kolekcją obrazów Józefa Czapskiego, restauracja, pizzeria i browar. Do dyspozycji gości: minizoo, konie ze stadniny w Kotuszowie oraz labirynt w kukurydzy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie