Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkanka Rytwian żyje w katastrofalnych warunkach. Na własne życzenie?

Marcin JAROSZ [email protected]
Stefania Dorosińska mieszka przy ulicy Długiej w Rytwianach. 70-letnia kobieta mieszka w starym baraku (z tyłu), sama i bez rodziny. Mówi, że nikt jej nie pomaga.
Stefania Dorosińska mieszka przy ulicy Długiej w Rytwianach. 70-letnia kobieta mieszka w starym baraku (z tyłu), sama i bez rodziny. Mówi, że nikt jej nie pomaga. Marcin Jarosz
Starsza kobieta z gminy Rytwiany narzeka, że od kilku lat przeżywa gehennę. Mieszka w katastrofalnych warunkach, ale zdaniem urzędników jest tak na jej własne życzenie. - Ona nie chce żadnej pomocy - mówią. Czy to wystarczające usprawiedliwienie?
Tak wygląda od strony ulicy Długiej posesja Stefanii Dorosińskiej. Na pierwszym planie rumowisko po starym domu, w tle barak.
Tak wygląda od strony ulicy Długiej posesja Stefanii Dorosińskiej. Na pierwszym planie rumowisko po starym domu, w tle barak. Marcin Jarosz

Tak wygląda od strony ulicy Długiej posesja Stefanii Dorosińskiej. Na pierwszym planie rumowisko po starym domu, w tle barak.
(fot. Marcin Jarosz)

Kilka dni temu do naszej redakcji zadzwoniła kobieta. Nie chciała się przedstawić, ale prosiła, abyśmy zainteresowali się losem innej mieszkanki Rytwian. - Ona żyje w katastrofalnych warunkach. To jedno wielkie zapadlisko, znajdziecie je bez trudu - słyszymy w słuchawce. Jedziemy na miejsce.

RUMOWISKO, BARAK I STARSZA KOBIETA

Kobiecie zimą padły trzy sztuki bydła. Przez kilka miesięcy żyła z martwymi zwierzętami. Nikomu nie zgłosiła faktu, że zmarły. Twierdzi, że zostały
Kobiecie zimą padły trzy sztuki bydła. Przez kilka miesięcy żyła z martwymi zwierzętami. Nikomu nie zgłosiła faktu, że zmarły. Twierdzi, że zostały otrute. Marcin Jarosz

Kobiecie zimą padły trzy sztuki bydła. Przez kilka miesięcy żyła z martwymi zwierzętami. Nikomu nie zgłosiła faktu, że zmarły. Twierdzi, że zostały otrute.
(fot. Marcin Jarosz)

W pierwszej chwili nie wierzyliśmy, że ktokolwiek może tutaj mieszkać. A jednak. Pośród rumowiska starego domu i bezładnie rozłożonych materiałów budowlanych jest stary barak. W nim żyje 70 letnia kobieta. Mówi, że od lat przeżywa gehennę. Jest sama i nie ma nikogo bliskiego.

Na początku nie chce z nami rozmawiać, ale po krótkim wyjaśnieniu otwiera drzwi i wychodzi na zewnątrz. Nie ufa obcym. Okazuje się, że "swoim" też nie ufa. - Ja tu przeżywam gehennę. Nie mam spokoju. Przychodzą, rzucają kamieniami i wyzywają - mówi nam kobieta i pokazuje ślady po kamieniach i porozrzucane puste butelki po alkoholach. Policji nie wzywa, o pomoc nie zabiega. Mówi, że jak zgłaszała to i tak nic nie zrobiono w tej sprawie.

KILKA MIESIĘCY Z MARTWYMI ZWIERZĘTAMI

Dramat w jej domu jest znacznie większy. Kilka dni temu wyszło na jaw, że padły jej trzy krowy. Kobieta potwierdza i opisuje, ze szczegółami całą historię. Jej opis nie nadaje się do publikacji. Pokazuje miejsce, w którym zakopała zdechłe zwierzęta. Twierdzi, że zostały otrute. Padły kilka miesięcy temu, zimą. Do kwietnia leżały w stajni.
Może mieć z tego tytułu kłopoty, bo nie zgłosiła padniętego bydła do urzędu gminy. Na pytanie, dlaczego tego nie zrobiła, twierdzi, że tak poinstruowała ją… sołtyska wsi. Pytana przez nas Jadwiga Stawiarz stanowczo zaprzecza. - Nie było w ogóle takiej rozmowy między nami - mówi.

W poniedziałek na miejscu byli policjanci i lekarz z inspekcji weterynaryjnej. Na dziś nie można precyzyjnie stwierdzić czy rzeczywiście we wskazanym miejscu zostały złożone szczątki krów, oraz jaka była rzeczywista przyczyna ich śmierci. - To będzie można określić dopiero po odkopaniu tego miejsca. Wszystkie informacje, jakie do tej pory uzyskaliśmy bazują na oświadczeniu właścicielki zwierząt - mówi lekarz z inspekcji weterynaryjnej.

WARUNKI MIESZKANIOWE. W BARAKU PRĄD. WODA ZE STUDNI. ZIMĄ? SAMA RĄBAŁA DREWNO

Szczątki bydła trzeba natychmiast usunąć i zutylizować. Gmina wydając decyzję może nakazać właścicielce natychmiastowe jej wykonanie lub sama wynajmie firmę i zapłaci za koszty a potem będzie się ich domagała od kobiety. Kwota może wynieść grubo ponad tysiąc złotych.

To tylko jeden z problemów. Kiedy pytamy o to, czy kobiecie ktokolwiek pomaga, ta odpowiada, że radzi sobie sama, bo musi. Nikt do niej nie przychodzi. - Była pani z opieki społecznej w poniedziałek. Usłyszałam, że wywołałam wielką aferę. Wcześniej byli w grudniu. Akurat rąbałam drzewo, bardzo się zdziwili, że taką krzepę mam. Popytali i pojechali. Rok temu otrzymałam węgiel za pięćdziesiąt złotych - mówi Stefania Dorosińska. Pokazuje kwit na niespełna 54 złote. Kiedy pytamy, czy chce jakiejkolwiek pomocy odpowiada - A kto mi tutaj pomoże?. Jak przeżyła zimowe mrozy? - Jakoś dałam radę - odpowiada. Chcemy, aby kobieta wpuściła nas do środka. Odmawia, ale przez lekko uchylone drzwi widać, że w baraku jest łóżko, stolik i dwa pieski.

ŻYJE TAK NA WŁASNE ŻYCZENIE? URZĘDNICY NIE MAJĄ WĄTPLIWOŚCI

Stefanię Dorosińską znają w gminie prawie wszyscy urzędnicy. Kiedy opowiadamy o tym, co widzieliśmy w słuchawce słychać westchnienie. Kiedy pytamy o możliwości poprawy jej warunków życia, wszyscy twierdzą, że są bezradni. - Sytuacja z tą panią jest bardzo trudna. Nie da się tego opowiedzieć w krótkiej rozmowie przez telefon - mówi Ewa Majsak, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Rytwianach. Dodaje, że Stefania Dorosińska korzystała przez pewien czas z zasiłków. Po przejściu na świadczenie KRUS, jest jedynie w kręgu zainteresowań pracowników. Dlaczego?

- Pomoc proponujemy już od kilkunastu lat. Barak, w którym dziś mieszka został przekazany przez ośrodek, bo dotychczasowy dom groził zawaleniem. Przed laty proponowaliśmy inne miejsce do zamieszkania na terenie gminy, ale kobieta nie chciała nawet o tym słyszeć. Jest samodzielna finansowo. Ma pełną zdolność umysłową. Nie możemy jej do niczego zmusić, tym bardziej, że ona konsekwentnie odmawia naszej pomocy, nawet w kwestii zakupu czegokolwiek. To w tym momencie, w czym możemy jej pomóc. To jak ta pani żyje to jest jej własne życzenie - mówi kierownik OPS.

GMINA NIE JEST OD SPRZĄTANIA PRYWATNYCH PODWÓREK, ALE WÓJT PRZYJRZY SIĘ SPRAWIE

Wójt gminy Grzegorz Forkasiewicz, któremu zadaliśmy te same pytania odpowiada, że gmina w pierwszej kolejności ma obowiązek zabezpieczania zbiorowych potrzeb społeczności. Pytamy o możliwość uprzątnięcia posesji, choćby z pozostałości po starym domu, o kwestie oczyszczenia posesji z zarośli i krzaków. - To jest prywatny teren. Zaraz okaże się, że kilkanaście innych rodzin zgłosi się, żebyśmy posprzątali ich podwórza. Nie wiem naprawdę, w czym mógłbym tutaj pomóc - mówi włodarz gminy, ale zapowiada, że przyjrzy się tej sprawie i postara się znaleźć jakieś rozwiązanie.
- Ja to bym tak zrobiła, że komuś bym to przekazała, żebym tylko miała opiekę do śmierci. Już nawet grób mam - mówi Stefania Dorosińska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie