Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muszę mieć skórę słonia

Anna KRAWIECKA<br />Maciej BANACHOWSKI

- Dopiero teraz ruszają w Kielcach duże inwestycje, w przyszłym roku będzie ich aż dwadzieścia! Zanim jednak do tego doszło, musiałem się zorientować jakim majątkiem dysponuje miasto i podległe mu jednostki.

- Urzędników oceniam różnie. Myślę, że do końca roku wspólnie z wiceprezydentami będziemy to oceniać i nie wykluczam, że zapadną decyzje personalne. Myślę oczywiście o dyrektorach, bo ja nie oceniam ich podwładnych.

- Czy wystartuję za dwa lata w wyborach? Nie podjąłem jeszcze decyzji. Ale to będzie zależało od mojej kondycji, zarówno psychicznej, jak i fizycznej. Dzisiaj myślę, że nie.

- Jeśli chodzi o mojego następcę, to mam takiego kandydata. Ale dzisiaj nie zdradzę kogo mam na myśli. To świetny kandydat.

* W ulotkach, które dzisiaj (rozmawialiśmy w środę) rozwieszono po Kielcach, napisano, że nie dotrzymał pan żadnej wyborczej obietnicy. Zasłużył pan na tak surową ocenę?

- Na pewno nie.

* Żałuje pan, że wystartował po prezydenturę?

- Płacę dużą cenę. Te dwa lata były niezwykle ciężkie psychologicznie, zdrowotnie, rodzinnie, przyjacielsko, finansowo. To zresztą widać, choćby po tych ulotkach, które czytam nie tylko ja, ale i moi bliscy. Ich autorzy są anonimowi, a więc bezkarnie mogą napisać wszystko.

* Czy warto więc było zostać prezydentem?

- Dla Kielc czy dla mnie? Dla miasta w moim odczuciu warto, bo uporządkowałem je trochę. A dla mnie? Deklarowałem podczas wyborów, że kocham Kielce i tak jest, więc też odpowiem twierdząco, mogłem coś wymiernego dla swego miasta zrobić.

* A co pan w Kielcach uporządkował?

- Od początku swoje plany podzieliłem na dwa etapy. Pierwszy to było porządkowanie majątku miasta i przygotowywanie dokumentacyjne zadań z każdej dziedziny. A drugi to zmiana obrazu Kielc, co musi potrwać, gdyż od decyzji o podjęciu inwestycji do jej realizacji upływają z racji załatwiania formalności minimum dwa lata. Dlatego dopiero teraz ruszają w Kielcach duże inwestycje, w przyszłym roku będzie ich aż dwadzieścia! Niektóre, jak stadion, gmach dla Muzeum Zabawek, już wystartowały. Zanim jednak do tego doszło, musiałem się zorientować jakim majątkiem dysponuje miasto i podległe mu jednostki. Zastałem go w opłakanym stanie. Prokuratura zajmuje się tym do dziś, szczególnie gdy chodzi o Miejski Zarząd Budynków. To dżungla, w której też poniosłem porażkę, bo doszło do wymiany obsadzonych przeze mnie dyrektorów.

* W urzędzie też będzie ich pan wymieniał?

- Tak naprawdę to dwa lata temu dobrałem sobie najwyżej pięć procent pracowników. Resztę zastałem. Wiceprezydentów uważam za fachowców w swoich dziedzinach. Jak każdy z nas, mają jakieś wady i zalety. Ale oceniam ich bardzo wysoko. Przypominam, że miasta takie jak Kielce mają czterech zastępców, ja mam tylko dwóch. Urzędników oceniam różnie. Myślę, że do końca roku wspólnie z wiceprezydentami będziemy to oceniać i nie wykluczam, że zapadną decyzje personalne. Myślę oczywiście o dyrektorach, bo ja nie oceniam ich podwładnych. Dyrektorzy mają pełną swobodę w sprawach kadrowych. A ocena dyrektorów będzie też podyktowana tym, jak oni oceniają swoich podwładnych.

* Wróćmy do inwestycji. Nie wszystkie podobają się mieszkańcom. Parking między magistratem a Zakładem Ubezpieczeń Społecznych oprotestowali.

- Protestowali tylko niektórzy i to dopiero wówczas, gdy konkurs na projekt wygrał młody chłopak, a nie "propozycja nie do odrzucenia". Stowarzyszenie Architektów, któremu lokalizacja się nie podoba, nie przedstawiło żadnych przekonywających argumentów, by ją zmienić. Uważam, że ta jest najlepsza. Chodzi o przyszłość naszego miasta, o to, aby centrum tętniło życiem, nie przypominało pustyni. Gdy nie będzie można dojechać do sklepów, kawiarni, banków, to one ze śródmieścia znikną, a ich właściciele zlikwidują miejsca pracy. Niektóre miasta już tego doświadczyły. Dlatego o parking będziemy walczyć. O termomodernizację szkół także. Jeśli chodzi o nią, jesteśmy pionierem w Polsce, służymy za królika doświadczalnego. Ale doświadczenia w przetargach już mamy. Dlatego, aby żadne lobby nie pokrzyżowało nam planów, z ofertą ocieplania szkół wyjdzie także Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej, by wymusić dobre warunki na rynku podzielonym między wielkich zawodników.

* O termomodernizację nikt się pana nie czepia, ale o to, że w Kielcach nie zbudowano za pana kadencji żadnego mieszkania socjalnego, jest mnóstwo pretensji.

- Najpierw powinno się mnie zapytać, czy ja mogłem je zbudować. Poprzednicy, którzy się tego domagają, nie zostawili mi żadnej dokumentacji. Gdyby to zależało tylko od pieniędzy, to bloki by już stały.

* O najbliższych planach komunikacyjnych miasta było ostatnio głośno. Ale nie zdradził pan wszystkich rewelacji?

- Czekam z utęsknieniem na przyjazd do Kielc wiceministra infrastruktury Ryszarda Kurylczyka, który zadzwonił i poinformował mnie, że ma dobre dla mnie wiadomości. Tutaj podziękowania dla pana wojewody Włodzimierza Wójcika, który zaangażował się w pomoc. Ja składałem do ministra trzy propozycje. Tak naprawdę chodzi o to, czy mamy sami robić te drogi, czy z pomocą państwa. Moim celem było przerzucenie drogi 74 do Wiśniówki, a później do "Exbudu" i do Cedzyny. Jeśli dostaniemy 50 procent od państwa, to oznacza, że tylko 50 procent będziemy musieli wyłożyć na remont ulicy Radomskiej i budowę węzła przy Krasickiego. Mamy w ten sposób załatwione dwa wyloty z Kielc, w kierunku Warszawy i Rzeszowa. Podobnie będzie z 73 Tarnów - Warszawa. Państwo dołoży, a ja zrobię drogi w mieście.

* Zapowiadał pan także przyjście przemysłowych inwestorów, a tu ani widu, ani słychu.

- Kielce, które dawniej były siedzibą przemysłu ciężkiego, nie są dziś dla nich atrakcyjnym miejscem. Staramy się tworzyć klimat, ale raczej Kielce nie są atrakcyjnym miejscem do inwestowania. Przyczyna jest jedna, tak naprawdę nie mamy terenów, na których moglibyśmy się rozwijać. Gdyby inwestor chciał na przykład zainwestować na 30 hektarach ziemi, to Kielce nie mają takiego terenu. Dlatego współpraca z sąsiednimi gminami jest tutaj taka ważna. Musimy więc wykorzystać nasze atuty, postawić na turystykę, rodzinną rekreację i sport, aby ludzie tu chcieli przyjeżdżać. Baza, jaką zastaliśmy, była fatalna, źle zarządzana. To, co mogliśmy, na przykład baseny, przekazaliśmy w dzierżawę, wyremontowaliśmy stadion Budowlanych i ruszamy z wielkimi inwestycjami. Już dziś zapowiadam akcję "Pekin 2008", czyli stworzenie warunków dla lekkiej atletyki i gier zespołowych. Jej motto przewodnie jest takie: nie pytajmy, ile Polska zdobędzie medali w Pekinie, pytajmy co zrobiliśmy, aby było lepiej. Ważne, że mamy dobry układ z "Kolporterem", któremu zależy nie tylko na wynikach, ale na rozwoju sportu w mieście.

* Ale nie zapomina pan o narciarzach? Co będzie ze skocznią?

- Nie zapominam. Robimy teraz analizy, pytamy kielczan co chcą, bo są różne głosy. Dzisiaj wybudowanie takiej skoczni, jaką mamy w Kielcach, to koszty przynajmniej kilkunastu milionów złotych. Budują taką w Wiśle. A u nas, moim zdaniem, po niewielkich zabiegach za niewielkie pieniądze w sumie można położyć igielit i jeździć po nim przez cały rok. Skocznia jest w niezłym stanie technicznym, poza tym trzeba wyciąć kawał lasu. Ale wszystko trzeba robić systemowo, przygotować dokładnie. Najważniejszą sprawą jest zrobienie nasypu, bo dzisiaj, gdy zawodnik by wyskoczył, miałby pod sobą kilkanaście metrów do ziemi. To niebezpieczne, nie może mieć więcej niż 3-4 metry. Wymaga to inżynierskich zmian.

* Nie samym sportem człowiek żyje.

- No tak. Sprawa kultury w mieście, a najważniejsze to Muzeum Zabawek. Chciałbym cały plac Wolności przekazać dzieciom, matkom z dziećmi. Planuję wyłączyć ruch w jednej części placu. Obiekt jest piękny, cukierkowy, świetnie się nadaje na muzeum zabawek. Myślę, że będą tutaj przyjeżdżali ludzie nie tylko z Polski, by tutaj się zabawić. Propozycje tego, co ma się tam dziać, są naprawdę świetne. Podam jedną. Chcemy dać szansę teatrowi "Kubuś", by miał tam swoją drugą scenę historyczną. Żeby wrócić do XVIII-, XIX-wiecznych lalek włoskich lub innych i aby te teatry wyglądały tak, jak 200-300 lat temu. Powrót do edukacyjnej roli zabawki jest celem podstawowym. Dzisiaj dzieci są zagrożone grami komputerowymi. Myślę, że drewniana zabawka czy coś, co zafascynuje młodego człowieka, musi mieć źródło w historii, tradycji. Kielce będą takim ośrodkiem. Uważam, że opłaca się to zrobić po to, by uaktywnić to miasto. Również Muzeum Miasta Kielc przy ulicy Świętego Leonarda. To jest pytanie, kim jesteśmy, skąd pochodzimy. Chciałbym w przyszłym roku zakończyć roboty budowlane i przekazać to miejsce. Myślę, że świetnym kandydatem, by poprowadzić takie muzeum jest pan doktor Jan Główka, najlepszy chyba specjalista z zakresu regionu. A wszystko będzie działało przy ścisłej współpracy z Muzeum Narodowym w Kielcach.

* Była rewolucja w służbie zdrowia. A Zakład Opieki Zdrowotnej wciąż istnieje... zaś dług obarcza miasto.

- Jeżeli przeanalizujemy długi, to one na pewno nie przyrastały z działalności operacyjnej. Za to dług kosztuje i przyrost tego długu wynika tylko z odsetek. Pytanie teraz, czy mamy to zapłacić. Jeśli radni podejmą taką decyzją, to ja zapłacę. Ale muszą wziąć pełną odpowiedzialność za to. Ja uważam, że nie powinno się płacić teraz, bo na przykład za miesiąc rząd może dać pieniądze na zapłacenie albo umorzy te długi. Za zwlekanie z płaceniem biorę całkowitą odpowiedzialność. Bo to mi się opłaca. Miasto powinno zapłacić, ale niechby to było rozciągnięte na dwadzieścia lat, tak aby nie obciążało zbytnio budżetu.

* Wystartuje pan w wyborach na prezydenta Kielc za dwa lata?

- Nie podjąłem jeszcze decyzji. Ale to będzie zależało od mojej kondycji, zarówno psychicznej, jak i fizycznej. Dzisiaj myślę, że nie.

* A nie będzie się pan obawiał, że to, co pan osiągnął i zbudował, następcy zmarnują?

- Nie, bo jeśli nie będę startował w wyborach, na pewno obstawię swojego następcę, którego będę forował i wykorzystam do tego "Samorząd 2000". A taka formacja ponadpartyjna, prosamorządowa będzie miała najwięcej szans. Lewica szybko nie wróci do łask, a prawica w niełaski popadnie po wielu niepopularnych decyzjach, które będzie musiała podjąć w pierwszym roku kierowania krajem.

* Ma pan już takiego kandydata? My słyszeliśmy, że pana następcą ma być radny Grzegorz Banaś. To dobry kandydat?

- Nie odpowiadam na takie pytania. Pan Banaś jest radnym, ma jeszcze dwa lata czasu w tej kadencji, by przekonać wyborców. A jeśli chodzi o mojego następcę, to mam takiego kandydata. Ale dzisiaj nie zdradzę, kogo mam na myśli. To świetny kandydat.

* Zmienił się układ w Radzie Miejskiej - to dla pana dobrze?

- Największe rozczarowanie, jakie przeżyłem, to stosunek lewicy do mojej osoby. Przez dwa lata próbowałem się układać. Uważam, że jest tam naprawdę kilku mądrych i wartościowych ludzi. Wiadomo, że ja swoich poglądów nie zmienię, ale wydawało mi się, że dla dobra miasta. Kiedy zauważyłem, że ta walka ze mną przenosi się na walkę z miastem, to uważam, że ta zmiana układu sił w Radzie Miasta jest korzystna. Nie sądzę, że będzie lżej, ale wierzę, że nie będzie wykorzystywana rada na niekorzyść miasta. Ale podkreślam, że cały czas jestem partnerem również dla lewicy. Jestem prezydentem wszystkich kielczan. Politycznie nie jestem dewiantem. Choć poglądy mam centroprawicowe, bardzo dobrze mi się współpracuje z wojewodą Włodzimierzem Wójcikiem, z szefem Polskiego Stronnictwa Ludowego Alfredem Domagalskim, także z szefem Socjaldemokracji Jerzym Suchańskim, dobrze do tej pory współpracowało mi się z przewodniczącym rady Markiem Piotrowiczem, także z marszałkiem województwa Franciszkiem Wołodźką.

* A co się dzieje w "Wodociągach"? To wygląda jak walka o stołki.

- To nie jest walka o żadne stołki, mnie nie zależy na stołkach. Ale boję się o miasto. Istnieje bardzo realny, czarny scenariusz, w którym możemy przestać mieć realny wpływ na to, kto będzie nam dostarczał wodę i odbierał ścieki. W pewnym momencie głośno powiem jakie to zagrożenie widzę.

* Myśli pan, że "Wodociągi" zostaną sprzedane?

- Boję się. "Wodociągi" można sprzedać zwykłą większością głosów, a taką większość mają trzy gminy. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży, po operacjach unijnych, czyli ogromnym zastrzyku gotówki na inwestycje, będą koszmarnie wielkie dla tych gmin. Chciałbym, żeby ten scenariusz się nigdy nie sprawdził.

* Jakie miasto zostawi pan po sobie?

- To można będzie powiedzieć jakieś dwa, trzy lata po upływie mojej kadencji. Myślę, że wtedy nie będę musiał odpowiadać na pytanie, jakie miasto zostawiłem po sobie. Dlatego że dzisiaj jest to wszystko skażone pewną sytuacją i tylko perspektywa czasu pozwoli na to spojrzeć spokojnie. Jeśli chcemy zabłysnąć w kraju, w Unii, musimy być lepsi od innych. A taką szansę widzę tylko w traktowaniu miasta i samorządu jak przedsiębiorstwa, którym trzeba dobrze zarządzać.

* Nie popełnił pan żadnych błędów przez te dwa lata?

- Popełniłem mnóstwo błędów. Chociażby w obsadzie kadrowej w niektórych przypadkach. Ale nie ma takiego błędu, który nie dawałby mi spać po nocach. Choć jest wiele sytuacji, które spać mi nie dają. Choć mam charakter dyktatora, to jednak staram się konsultować ze współpracownikami swoje pomysły, swoje decyzje, zasięgać ich opinii. Cenię pracowników, którzy mają swoje zdanie i walczą o nie, ale musi być ono poparte mądrością, wiedzą, doświadczeniem. Prezydent to taka funkcja, w której jest się narażonym na ciągłe ataki, krytykę. Często bezpodstawną. Muszę mieć skórę słonia i coraz bardziej ją mam. Nie wiem jak to będzie w przyszłości.

* Dziękujemy za rozmowę.

W poniedziałek zadzwońcie do prezydenta!

W poniedziałek "Głośny telefon" z prezydentem Wojciechem Lubawskim o tym, co zrobił dla Kielc i co jeszcze planuje. Zapraszamy Państwa, dzwońcie 15 listopada od godziny 13 do 14 pod numer 368-22-19. Pytania można też zadawać poprzez pocztę elektroniczną - [email protected]. Zapraszamy też do dyskusji i oceny dwóch lat na naszym forum - www.echo-dnia.com.pl.

Wojciech Lubawski ma 50 lat. Jest absolwentem Wydziału Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Ma żonę Małgorzatę i dwoje dzieci - syna Wojciecha oraz córkę Małgorzatę. Przez dwadzieścia lat związany był z kielecką firmą "Chemadin", gdzie przeszedł wszystkie szczeble kariery zawodowej - od majstra do prezesa firmy. W 1999 roku został wojewodą świętokrzyskim. W wyniku zwycięstwa w drugiej turze wyborów samorządowych wybrano go na prezydenta Kielc, 19 listopada 2002 roku złożył na sesji przysięgę: "Obejmując urząd prezydenta miasta, uroczyście ślubuję, że dochowam wierności prawu, a powierzony mi urząd sprawować będę tylko dla dobra publicznego i pomyślności mieszkańców miasta. Tak mi dopomóż Bóg". Ma przed sobą jeszcze dwa lata kadencji na stanowisku prezydenta miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie