MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Podzielimy się cudownym smakiem

Iwona SINKIEWICZ, Współpraca Wioletta Wojtkowiak, Anna Drela, Janusz Petz

Świętokrzyski miód spadziowy, krówki opatowskie, wędzone śliwki z Szydłowa, kiełbasa z Markowej czy bajgle z Odrzywołu. Nasz region chce zawojować Unię Europejską rodzimymi, tradycyjnymi produktami. Jakie są szanse? Sprawdziliśmy jak smakują produkty, które mają być naszą dumą oraz kto je wytwarza.

Trudno znaleźć kogoś, kto nie zna sera mozzarella. A przecież kiedyś znany był tylko we Włoszech. Dzięki promocji w ramach Unii Europejskiej stał się znany - i kupowany - w całej Europie. Bo zasada jest prosta - trzeba wytwarzać produkty lepsze niż inni, oparte na tradycyjnej, mającej przynajmniej ćwierć wieku recepturze czy charakterystyczne tylko dla danego terenu. Takie produkty można zarejestrować w Europejskim Systemie Rejestracji i Ochrony Nazw Produktów, otrzymać obowiązujące w całej Unii oznaczenia i pieniądze na promocję takiego superproduktu w kraju i poza jego granicami.

Oryginalność pod ochroną

Wszystkie produkty, które znajdą się na unijnej liście mają chronioną nazwę, a dzięki obowiązującym w całej Unii Europejskiej jednakowym oznaczeniom, są rozpoznawalne na wspólnotowych rynkach. - Europejczycy chętnie po nie sięgają, bo wiedzą, że to wyrób bardzo dobry, oparty na tradycyjnej recepturze, ekologiczny - podkreśla Agnieszka Duda z oddziału terenowego Agencji Rynku Rolnego. To właśnie Agencja Rynku Rolnego wspólnie z urzędami marszałkowskimi prowadzi w Polsce akcję informacyjną i zachęca producentów do rejestracji wyrobów regionalnych i tradycyjnych. W Europejskim Systemie Rejestracji i Ochrony Nazw Produktów są już zakopiański oscypek, bryndza podhalańska, staropolskie miody pitne oraz miód wrzosowy z Borów Dolnośląskich. Nasz region nie chce być gorszy i już szykuje się swoje tradycyjne produkty i potrawy, którymi zamierza zawojować europejski rynek.

Najszybciej zareagował Świętokrzyski Związek Pszczelarzy, który w Urzędzie Marszałkowskim w Kielcach już złożył dokumenty do rejestracji, jako produktu regionalnego świętokrzyskiego miodu spadziowego. - Miody pszczele produkowane w Górach Świętokrzyskich są po prostu znakomite. Potwierdzają to badania. Trudno się dziwić - pszczoły zbierają pożytki z czystych ekologicznie, a czasami wręcz dziewiczych terenów Puszczy Jodłowej - podkreśla Maciej Giermasiński.

Nietrudno też będzie udowodnić, że bartnictwo w rejonie Gór Świętokrzyskich ma długą tradycję. Miód spadziowy produkuje się tam nie tylko od wymaganego w Unii ćwierć wieku, ale od... 380 lat! Pierwsze zapiski dotyczące pozyskiwania miodu spadziowego z Puszczy Jodłowej pochodzą już z 1629 roku. - Nasz miód ma znakomitą opinię nie tylko w kraju, ale i za granicą. Potwierdzały to opinie klientów z Hamburga, gdzie nasze miody trafiały za sprawą pośredników - przekonuje Janina Kozak, dyrektor Biura Świętokrzyskiego Związku Pszczelarzy w Kielcach. - Teraz chcielibyśmy sprzedawać je pod własnym szyldem i uzyskać za nasz miód lepszą cenę.

A dzięki wpisowi do unijnego rejestru świętokrzyscy pszczelarze liczą na pieniądze, które pozwolą im wypromować swój produkt. Na program "Oryginalność pod ochroną" Polska dostała z Unii Europejskiej do wykorzystania w ciągu dwóch lat 1 milion 400 tysięcy euro. Pieniądze są przeznaczone na promocję polskich produktów regionalnych. Unia może dofinansować nawet 80 procent kosztów akcji promocyjnej. Ale liczą się nie tylko pieniądze na promocję, chociaż małym producentom z reguły trudno wygospodarować fundusze na akcje marketingowe. - Ważne jest przede wszystkim to, że wyróżnienie produktu unijnym znakiem pochodzenia zwiększa jego wiarygodność w oczach klientów - wyjaśnia Maciej Giermasiński. - Taki produkt postrzegany jest, jako wyjątkowy, o regionalnym pochodzeniu, recepturze lub metodzie wytwarzania. A zarejestrowanie chronionej nazwy daje producentom z danego obszaru geograficznego wyłączność na używanie tej nazwy - podkreśla.

Wędzona spod Szydłowa

To właśnie z tych dobrodziejstw chcą skorzystać sadownicy ze słynącego śliwkami Szydłowa w powiecie staszowskim. Tamtejsi rolnicy chcą wypromować tamtejsze śliwki suszone szydłowskie. Ten produkt może stać się perełką regionu. - twierdzi Kazimierz Zarzycki z Grupy Producentów "Dobry Sad" z Szydłowa. - Poza tym jak się człowiek zajmuje produkcją śliwek i suszonych śliwek, to nie ma czasu na co innego. Śliwowicę musiałby robić kto inny - żartuje.

- Suszenie śliwek to najprostsza metoda przedłużania jej przydatności do spożycia - tłumaczy Kazimierz Zarzycki z Grupy Producentów "Dobry Sad" z Szydłowa. - W Szydłowie suszyło się je od zawsze. To tradycja przekazywana tu z pokolenia na pokolenie. Kiedyś suszyło się owoce na tak zwanych laskach, skrzyniach z desek, których dno wyłożone było leszczynowymi gałęziami. Leszczyna daje długie pędy, stąd te "laski".

Metoda właściwie nie zmieniła się do dziś. Tyle że nikt już nie stosuje pojedynczej tacy - laski, tylko cały ich zestaw, wsuwany jedna nad drugą do specjalnych suszarni. Te jak dawnej opalane są drewnem z drzew owocowych lub liściastych - dębu, buku lub grabu. Suszone w ten sposób śliwki mają niepowtarzalny smak. Również dlatego, że procesowi suszenia, a właściwie wędzenia, poddawane są śliwki starej, nie uprawianej już w innych rejonach lokalnej odmiany damacha. Te śliwki mają wielu zwolenników, zwłaszcza wśród starszego pokolenia, są ponoć najlepsze na kompot. Ale w Szydłowie suszy się również zwykłe węgierki czy odmianę stanley. - Tej robimy najwięcej - Kazimierz Zarzycki pokazuje tace pełne podsuszonych owoców. Na wyprodukowanie kilograma suszonych śliwek potrzeba czterech kilogramów świeżych owoców. Sadownicy z grupy producentów "Dobry Sad" przygotowują rocznie około 100 ton suszonych śliwek. - Nasza grupa producencka, Stowarzyszenie Producentów Owoców i Warzyw oraz Kółko Rolnicze chcemy wspólnie wystąpić o przyznanie naszym śliwkom suszonym statusu produktu o chronionym oznaczeniu geograficznym. Liczymy, że w ciągu miesiąca uda nam się przygotować wniosek - mówi Kazimierz Zarzycki. - Trochę jest z tym roboty, bo muszą być przeprowadzone wszystkie badania jakościowe, a to zabiera czas. Ale dla nas największym problemem jest udokumentowanie, że te śliwki są u nas produkowane od przynajmniej ćwierć wieku. Niby wszyscy to wiedzą, ale potrzebne są źródła pisane.

Słodka specjalność z Opatowa

Podobny problem ma Jarosław Gumuła, prezes Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Opatowie, który chciałby do unijnego rejestru produktów regionalnych wpisać krówkę opatowską. - Kiedyś te cukierki robiła spółdzielnia "Kielczanka", ale ta nie istnieje już od 1992 roku. Na razie szukamy dokumentów historycznych i wypełniamy wniosek. Badania już mamy zrobione - mówi prezes Gumuła. Według prezesa, krówka może być regionalnym hitem. - Już przed wejściem do Unii nasze krówki były degustowane w Brukseli i cieszyły się wielkim wzięciem.

Co się dziwić - kruche cukierki z charakterystyczną ciągnącą się "łezką" w środku działają na każde podniebienie. - A przy tym produkowane są tradycyjną metodą, w oparciu o stare receptury. Masa dojrzewa 14 dni, obróbka jest ręczna, a cukierki mają 90 dni trwałości i przez cały ten czas są kruche z odpowiednią "łezką" w środku - zapewnia Jarosław Gumuła. W Opatowie produkuje się ich około 25-30 ton miesięcznie. Dzięki unijnemu systemowi prezes liczy na szersze rozpropagowanie tego lokalnego cukierniczego specjału.

Na to samo liczą też sadownicy z rejonu Ożarowa, którzy w Europejskim Systemie Rejestracji i Ochrony Nazw Produktów chcieliby zobaczyć swoje wiśnie, odmiany słupia nadbrzeżna - nazwa związana z miejscowością w gminie Tarłów. To stara odmiana, odroślowa, czyli rozmnażająca się od korzenia. Za to jej sok ma wyjątkowy smak, znacznie lepszy niż odmian szczepionych. W rejonie Tarłowa i Ożarowa słupi nadbrzeżnej zbiera się co roku około pięciu tysięcy ton. Henryk Kuchnicki, prezes działającej od roku Spółdzielni Producentów Owoców i Warzyw "Nadwiślanka" w Ożarowie, cieszy się, bo wiśniami zainteresowała się francuska firma. Gotowa jest kupić trzy tysiące ton tych owoców za gwarantowaną cenę. - Walory smakowe i barwa naszych wiśni powodują, że jest ona idealnym owocem do produkcji soków i dżemów - zachwala Henryk Kuchnicki. - Uprawiana jest na naszym terenie od 100 lat, a od 50 lat ta uprawa jest udokumentowana. Dlatego już szykujemy wniosek do Agencji Rynku Rolnego. Liczymy na promocję. Na razie owoców, ale może z czasem zajmiemy się też przetwórstwem? - zastanawia się Kuchnicki.

Szef kieleckiego oddziału Agencji Rynku Rolnego, Maciej Giermasiński, na rejestrację produktów regionalnych patrzy nie tylko jako człowiek, który ma tę akcję promować, ale też jako zwykły klient. I jako taki w unijnym rejestrze najlepszych regionalnych produktów chętnie widziałby majonez kielecki, produkowany przez Wytwórczą Spółdzielnię Pracy "Społem" w Kielcach. - Ten majonez jest po prostu rewelacyjny - uważa. - Jesteśmy po rozmowach z producentem. Problem polega na tym, że w procedurach unijnych wymagane jest podanie szczegółowych receptur... - No właśnie, to nas trochę zniechęca - przyznaje Jerzy Misiak, prezes Wytwórczej Spółdzielni Pracy "Społem". - Poza tym to musi być produkt wytwarzany na bazie lokalnych surowców, a my kupujemy najlepszy olej, ale nie w województwie świętokrzyskim. U nas nie ma olejarni. Na razie to wszystko analizujemy i zastanawiamy się nad wejściem do programu...

Odrzywolskie bajgle i sałatka z papryki

Apetyt na statut produktu regionalnego mają też obwarzanki z Odrzywołu w dawnym województwie radomskim. Czy staną się wizytówką regionu?

Zakład Józefa Liwińskiego jest jednym z sześciu w gminie Odrzywół, które oprócz chleba i bułek pieką pulchne ciasteczka z dziurką, nawleczone na papierowy sznurek, czyli obwarzanki. Wszystkie robią to według starej regionalnej receptury. - Takie bajgle wypiekał jeszcze mój dziadek w piecu opalanym drewnem, chociaż piekarzem wcale nie był - zarzeka się Józef Liwiński z Odrzywołu. - Wszyscy w okolicy piekli takie obwarzanki. Nie mogę zdradzić przepisu. Jest prawie identyczny, jak stary, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Jedyne zmiany wynikają z zachowania współczesnych przepisów sanitarnych.

Przy wypieku obwarzanków pracują całe rodziny. Lokalne władze przypuszczają, że tych legalnych i nielegalnych piekarni obwarzanków jest w gminie około stu. Do Odrzywołu przyjeżdżają po nie kupcy z okolic Warszawy. Tutejsze wypieki podobno można spotkać nawet w rejonie Krakowa. - Sezon zaczyna się pod koniec marca i trwa do późnej jesieni. Najwięcej zamówień jest latem, kiedy odbywa się najwięcej imprez plenerowych, odpustów, jarmarków. Szczytem są jednak uroczystości Wszystkich Świętych - mówi Józef Liwiński. Odrzywolskie obwarzanki mają na tyle długą tradycję, by móc ubiegać się o status produktu regionalnego.

W powiecie przysuskim trzy gminy, Potworów, Klwów i Przytyk, stały się polskim zagłębiem uprawy papryki. Warzywo to gości na stołach pod różnymi postaciami. Być może kiedyś specjalnością tego regionu stanie się kiszona papryka. - To wartościowe warzywo można przechowywać na surowo nie dłużej niż półtora miesiąca. Dlatego wciąż poszukujemy skutecznych metod konserwacji, jedną z nich jest kiszenie - mówi Katarzyna Wojcieszczyk z powiatowego zespołu doradców Mazowieckiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Warszawie. - Po wyjęciu ze słoja papryka jest twarda, jak świeża. Smakuje tak samo, tylko jej zapach nie każdemu może odpowiadać.

Na razie kiszenie papryki to eksperyment. Jeśli się powiedzie wówczas lokalne władze będą się starać o rangę produktu regionalnego i zainteresowanie kiszeniem papryki, przetwórców. Ale choć jak widać region radomski potencjalnie ma z czym "wystartować" na razie żaden produkt czy potrawa nie zostały zgłoszone do unijnego rejestru produktów regionalnych. - Nie wiem dlaczego tak się dzieje - przyznaje Marcin Rzońca, dyrektor Departamentu Rolnictwa i Żywności Urzędu Marszałkowskiego w Warszawie. - Najwyraźniej w regionie radomskim nie ma się kto zająć propagowaniem tej akcji - kwituje.

Od powideł po kiełbasę

Nie wie, co dobre, kto choć raz nie spróbował krzeszowskich powideł i proziaków, chleba flisackiego z Ulanowa czy kiełbasy markowskiej spod Łańcuta. W byłym województwie podkarpackim choć nie brakuje słynnych produktów - nie ma jeszcze żadnego bliskiego uzyskania unijnego wpisu. Dzisiaj największe szanse na pozytywne rozpatrzenie wniosku w Brukseli mają producenci kiełbasy markowskiej z Markowej koło Łańcuta. - Bardzo chcemy powołać stowarzyszenie i starać się o ochronę nazw naszych wędlin - mówi Jan Fołta, jeden z czterech producentów kiełbasy markowskiej. - Może zniknie wtedy problem ich podrabiania. Nasze opaski i banderole nie są zbyt skuteczne.

Zdobycie znaczka unijnego, czyli wpisanie do Europejskiego Systemu Rejestracji i Ochrony Nazw Produktów, to zdaniem urzędników i producentów mistrzostwo świata. Procedura jest długa, wymagania co do jakości i warunków sanitarnych produkcji spore. Ale i po stronie zysków niemało - na wspólnotowym rynku rolnym i spożywczym jakość i oryginalność są w cenie. Dlatego podlegają specjalnej ochronie. Ale ta ochrona, to także gwarancja lepszej ceny za dany produkt. Znalezienie się w unijnym systemie to szansa, że w świętokrzyskim miodzie spadziowym, szydłowskich śliwkach wędzonych, krówkach z Opatowa czy w kiełbasie markowskiej z Podkarpacia rozsmakują się nie tylko Polacy, ale mieszkańcy innych europejskich krajów. A przecież regionalnych produktów spożywczych, którymi możemy się szczycić jest znacznie więcej - mamy truskawki w Bielinach, sadownicze zagłębia w rejonie Sandomierza i Grójca ze znakomitymi owocami, mamy wreszcie tradycyjne kulinaria - wypiekane tradycyjnymi metodami chleby, robiona od lat przez gospodynie z Rakowa kiszka zwana "dzioniem", przygotowywane według starych receptur nalewki... Ale jest jeden problem - o rejestrację znaku mogą się starać grupy producentów. A tych, niestety, wciąż jest za mało. - W krajach starej Unii produkty regionalne rejestrowane są od wielu lat. Dla nas ta droga dopiero się zaczęła. Mamy nadzieję, że tych zarejestrowanych produktów będzie przybywać - liczy Maciej Giermasiński z Agencji Rynku Rolnego.

Regionalni potentaci

System rejestracji produktów regionalnych i tradycyjnych istnieje w Unii Europejskiej od 1992 roku i obejmuje około 740 produktów, potraw czy tradycyjnych wyrobów. Potentatami w tej dziedzinie są Francja i Włochy - oba te kraje mają zarejestrowanych po 170 produktów regionalnych i tradycyjnych. Wszystkie zarejestrowane w systemie produkty otrzymują certyfikaty i jeden z trzech obowiązujących w całej Unii znaczków: "Chroniona Nazwa Pochodzenia", "Chronione Oznaczenie Geograficzne" lub "Gwarantowana Tradycyjna Specjalność". Wśród zarejestrowanych w unijnym systemie produktów regionalnych są między innymi włoski ser mozzarella, hiszpański miód z prowincji Alcarria - Miel de La Alcarria, greckie sery sfela i kasseri, szynka z Ardeny - Jambon d'Ardenne, hiszpańskie ciastka panellets czy piwo belgijskie - lambic. Polski produkt regionalny, który stara się o rejestrację w unijnym systemie musi najpierw zostać zatwierdzony na poziomie krajowym. Dopiero wówczas wniosek danego producenta trafia do Brukseli, do Komisji Europejskiej.

Tradycja w cenie

W państwach Unii Europejskiej konsumenci poszukują tradycyjnych produktów czy wyrobów wytwarzanych według starych receptur. Gotowi są za nie więcej zapłacić niż za te produkowane przemysłowo, na masową skalę. Tę prawidłowość zaczyna być widać także w Polsce. Dlatego tradycyjne produkty służą nie tylko zachowaniu dziedzictwa kulturowego poszczególnych regionów, ale także ich rozwojowi. - Bo jeśli ktoś zobaczy, że odpowiadają mu produkty pochodzące z naszego regionu, to może zechce ten region poznać. I przyjedzie tu na wakacje. Choćby do gospodarstwa agroturystycznego, gdzie jeszcze dodatkowo będzie mógł popróbować specjałów miejscowej kuchni. To naprawdę może nakręcać koniunkturę - uważa Maciej Giermasiński z Agencji Rynku Rolnego w Kielcach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie