Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspaniały jubileusz! Znany kielecki aktor i pedagog Lech Sulimierski jest już 55 lat na scenie. Zobacz zdjęcia

Lidia Cichocka
Spektaklem "Nie opłakała ich Elektra, nie pogrzebała Antygona" w Wojewódzkim Domu Kultury, Lech Sulimierski świętował jubileusz 55-lecia pracy na scenie.

Fascynację teatrem przekazali mu rodzice. - Zabierali mnie do teatru, często jeździliśmy też do teatru Słowackiego w Krakowie. Pamiętam, że jako 4-letni brzdąc zacząłem krzyczeć na widok pojedynku: Żabiją go, żabiją. Mama musiała wynieść mnie do szatni, gdzie w towarzystwie szatniarza do końca spektaklu oglądałem pocztówki - opowiada Lech Sulimierski.

Lech Sulimierski poezją zachwycał się od najmłodszych lat
Zachwyt poezją przyszedł w szkole średniej, w której zmuszony był nadrabiać braki z języka rosyjskiego. - Po freblówce u nazaretanek mówiłem po francusku, w gimnazjum Żeromskiego był rosyjski - opowiada Lech Sulimierski. - Z pomocą w nauce zaoferowała się babcia, ale nie był to dobry pomysł, bo ona mówiła tym rosyjskim sprzed rewolucji. Często dochodziło do nieporozumień. Ponieważ lubiłem poezję, by sobie pomóc zacząłem tłumaczyć wiersze Puszkina, Lermontowa.

Wpadły one w ręce nauczyciela rosyjskiego, Wypycha i on zaproponował Lechowi Sulimierskiemu prywatne, bezpłatne lekcje w swoim domu,

- On też namówił mnie by zdawać na rusycystykę. Byłem bardzo dobry, ale nie dostałem się na Uniwersytet Warszawski, bo nie należałem do żadnej organizacji. Nie chcieli mnie.

Marzenia Lecha Sulimierskiego o aktorstwie
Przez rok pracował w Biurze Zbytu Drewna. - Poznałem tam świetnych ludzi - mówi. To wtedy jeździł do Warszawy na kurs przygotowawczy do szkoły aktorskiej. - Bardzo chciałem być aktorem, chociaż nasz krewny Zygmunt Hubner bardzo mi to odradzał. Mówił o obowiązkach i niedogodnościach aktorskiego życia

Lech Sulimierski nie posłuchał doświadczonego aktora i by skrócić drogę na scenę, za radą kolegi zaoferował swe usługi dyrektorowi kieleckiego teatru Żeromskiego, Zdzisławowi Grywałdowi. 11 marca 1967 roku stanął na scenie i jako sekretarz sądowy w sztuce "Volpone", spędził na niej 20 minut. - Byłem wtedy bardzo szczęśliwy.

Spełnienie marzeń i pierwsza główna rola
Uczucie to towarzyszyło mu długo, ale po pewnym czasie poczuł niedosyt. - Chciałem wreszcie zagrać jakąś główną rolę, a w 80 osobowym zespole kielecko-radomskiego teatru miałem niewielkie szanse - mówi. Za radą koleżanki przeniósł się do teatru w Gorzowie Wielkopolskim. - Ten teatr to prawdziwa bombonierka. Po wojnie ukradziono z niego tylko żyrandol reszta została - wspomina. Na początek dostał nie jedną, a aż 7 ról w "Kordianie". - Przebierałem się co chwila, ale byłem zachwycony.

Spełnienie marzenia o głównej roli przyszło szybko. Drugim spektaklem były "Historie o sosnowym pieńku", w którym zagrał Pinokia. - Pamiętam, że próby trwały nawet w sylwestra a premiera miała miejsce 7 stycznia 1971 roku.

Po Gorzowie przyszła kolej na Kraków i teatr Groteska. - Lalkowy, z fantastycznymi maskami i planem żywym. Dużo się tam nauczyłem.

To wtedy postanowił zdawać egzamin eksternistyczny. - Przygotowywałem się do niego jeżdżąc do Zbyszka Koczanowicza. Łapałem okazję by punktualnie o wyznaczonej porze stawić się w Teatrze Dramatycznym.

Powrót do Kielc
Do egzaminu przystąpił w 1976 roku. Wcześniej znowu zmienił teatr, ponownie na Kielce. - Chciałem opiekować się mamą, która już tego wymagała - wyjaśnia. - Miałem szczęście, bo dzięki temu mogłem zareagować, kiedy dostała wylewu. Mama żyła jeszcze 13 lat.

Egzamin zdawał przed znamienitą komisją, której przewodniczył Jan Świderski. Obok niego zasiadali Krystyna Mikołajska, Andrzej Szczepkowski, w sumie 17 osób.

- Wymagania były duże, w części pisemnej 96 pytań i 45 minut na odpowiedzi. Dostałem maksymalną ilość punktów i zwolniono mnie z części ustnej. Tak jak każdy musiałem przygotować 3 role, poprosić kolegów o towarzyszenie, oczywiście zgodzili się jechać ze mną do Warszawy. Zagrałem Petersa z "Niemców" Leona Kruczkowskiego, Birbanckiego z "Dożywocia" Fredry i Mitię z "Systiema tieriewogi". Kiedy na koniec usłyszałem "Dziękujemy" myślałem, że to klapa, ale okazało się, że zdałem.

Bardzo osobisty Kordian
W Kielcach za czasów dyrektora Henryka Giżyckiego przygotował na małej scenie własną wersję "Kordiana". - Ten spektakl jest mi bardzo bliski ze względu na rodzinną historię. Pierwowzorem Kordiana jest Artur Zawisza Czarny, uczestnik wyprawy, czy też powstania Zaliwskiego w 1833 roku, w której brało udział bardzo wielu Sulimierskich. To po jego klęsce wielu z nich ruszyło z rodzinnych stron rozpraszając się po Polsce - wspomina Lech Sulimierski. Spektakl cieszył się powodzeniem, ale władze zakazały spotkań i rozmów z widzami. Szkoda, bo ludzie czekali na to. Być może nie spodobała się wymowa całości i to, że spektakl kończył się etiudą rewolucyjna graną przez młodziutkiego wtedy Artura Jaronia.

Lata 80. w kieleckim teatrze Lech Sulimierski uważa za wspaniały czas. - Wtedy powstało bardzo wiele dobrych sztuk. Niestety początek lat 90. był dla teatru bardzo trudny. Przy szalejącej inflacji zarabiałem 400 tys. zł a sprzątaczka w Wojewódzkim Domu Kultury 1 mln. Miałem dwoje dzieci i musiałem coś zmienić. Kiedy WDK zaproponował mi stanowisko wojewódzkiego instruktora teatralnego zgodziłem się. Łączyłem to z innymi zajęciami, byłem menadżerem w jednej z warszawskich firm, ale też asystentem Marii Fołtyn, kiedy ta przygotowywała w Kielcach "Straszny dwór".

Od Marii Fołtyn do Sobieskiego

Pani Maria była osobą bardzo wymagającą i o niezbyt łatwym charakterze. Jej życzenia trzeba było spełniać bez słowa, ale Lech Sulimierski miał odwagę mówić co myśli. - Kiedy zapytała co sądzę o IV akcie powiedziałem, że jest okropny i nudny. Zaproponowałem i tak zostało, by mazura z końca III aktu przenieść na finał. Świetnie to zagrało.

Sulimierski wspomina też, jak organizował do tego mazura balet, którego wtedy w Kielcach nie było, namawiał choreografa Przemysława Śliwę by zapomniał urazy i zgodził się na współpracę.

- Opera i finał wypadły wspaniale, na premierze było kilka bisów a owacja na stojąco trwała 45 minut.

Wykorzystując swoje doświadczenie założył Agencję Działań Artystyczno-Oświatowych Biały Koń i działające przy WDK Studio Teatralne LS.

- Dostałem kiedyś telefon od przedstawiciela Ligi Baronów z propozycją przygotowania inscenizacji wymarszu Sobieskiego z Wilanowa pod Wiedeń. Nie miałem za wiele czasu, ale spektakl dla 1,5 tys. widzów z udziałem aktorów i grup rekonstrukcyjnych się odbył. Podobne widowisko, tym razem powitanie Sobieskiego, odbyło się przy okazji otwarcia Regionalnego Centrum Naukowo-Technologicznego w Podzamczu Chęcińskim.

Niektóre ze spektakli grane były rekordowo często, "Zdążyć przed panem Bogiem" 2,5 tysiąca razy. - Ten spektakl robi ogromne wrażenie. Był rozmową Hanny Krall z Markiem Edelmanem, graliśmy go z Barbarą Cieślik.

Poezja i historia na scenie

Z myślą o młodym widzu pisał też scenariusze przedstawień. Z "Żywotem Jana", poświęconym twórczości Kochanowskiego występował ponad 400 razy. Ostatni, przygotowany przed pandemią był Czesław Miłosz, ale jego zagrali tylko 44 razy. Rok temu odbyła się premiera spektaklu "Ponad mogiły" o powstaniu listopadowym opartym na tekstach Słowackiego i Wyspiańskiego a we wtorkowy wieczór widzowie po raz pierwszy zobaczyli "Nie opłakała ich Elektra, nie pogrzebała Antygona".

-Ten spektakl poświęcony "Ince" Danucie Śledzikównie, współczesnej Antygonie chciałem zrobić już 5 lat temu, wtedy zabrakło pieniędzy, ale udało się teraz. Z młodzieżą ze studia, ułanami, tancerzami zespołu Kielce i Uśmiech, grupą rekonstrukcyjną Wilczyński.

Reżyser połączył tekst Sofoklesa z poezją z antologii komunistycznych i antykomunistycznych wierszy Bogdana Urbankowskiego "Czerwona msza, czyli uśmiech Stalina". - Szukałem sposobu na dotarcie do młodych ludzi, na opowiedzenie im o tych strasznych powojennych czasach, ale także o uniwersalnych prawdach i wartościach.

Do Studia Teatralnego Lecha Sulimierskiego co roku uczęszcza około 10 osób. Niektórzy, tak jak Rafał Zawierucha zostają aktorami, reżyserami, dla innych jest to przygoda. Dla Lecha Sulimierskiego teatr jest najważniejszą pasją, ale trzeba powiedzieć, że ma ich kilka.

Zamiłowania do teatru i pragnienia występowania na scenie nie przejęli synowie Mikołaj i Piotr. - Nadzieja jest w kilkuletniej wnuczce Juleczce, która ostatnio zagrała aniołka i zrobiła to śpiewająco - mówi z dumą dziadek.

Lech Sulimierski
Lat 75. Aktor, reżyser, pedagog, wychowawca wielu pokoleń aktorów. Jego pasją jest historia, drzewo genealogiczne Sulimierskich wywiódł od połowy XIII wieku. Jest kawalerem Zakonu Maltańskiego. Mieszka w Kielcach.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie