MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zgotowaliśmy sobie piekło. Starsze małżeństwo z Kielc rozpacza, że przepisali bratanicy dom

Iwona ROJEK, [email protected]
Kobieta płacze, że wolałaby przepisać swój dom na Dom Dziecka, niż dać go bratanicy i chciałaby cofnąć darowiznę.
Kobieta płacze, że wolałaby przepisać swój dom na Dom Dziecka, niż dać go bratanicy i chciałaby cofnąć darowiznę. Fot. Iwona Rojek
- Zrobiliśmy największy błąd w życiu, przepisaliśmy cały nasz dorobek, wielki dom i działkę na bratanicę w zamian za opiekę, a ona nawet nie poda nam talerza zupy, tylko wysyła nas do domu opieki - płacze 75-letnia kielczanka Aniela Sowińska.

Aniela Sowińska:

Adam Sowiński narzeka, że jest bardzo schorowany, a domowa sytuacja go wykańcza.
Adam Sowiński narzeka, że jest bardzo schorowany, a domowa sytuacja go wykańcza. fot. Iwona Rojek

Adam Sowiński narzeka, że jest bardzo schorowany, a domowa sytuacja go wykańcza.
(fot. fot. Iwona Rojek)

Aniela Sowińska:

- Jesteśmy zrozpaczeni, kto się za nami starszymi ujmie. W sądach nie chcą nas w ogóle słuchać, nie mamy własnych dzieci, a bratanica nami pomiata. Dlaczego nie można cofnąć darowizny, jak to była nasza własność.

- Jesteśmy z mężem wykończeni, na stare lata zgotowaliśmy sobie piekło - dodaje.
Bratanica odpiera zarzuty, mówi, że ciocia z wujkiem nie chcą od niej żadnej opieki, boją się brać jedzenia, bo twierdzą, że ich otruje. Jak je zanosiła to oddawali je. - Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie, ja też przeżywam z rodziną gehennę - mówi 31-letnia Maria. - Jakbym wiedziała co mnie czeka, nie przyjmowałabym od nich tego domu.

DOM

400-metrowy dom położony przy ulicy Posłowickiej w Kielcach i działka o powierzchni ponad 6 tysięcy metrów wyglądają bardzo okazale. Powyżej pierwszego piętra domu są dobudowane kolejne pomieszczenia, gdzie można urządzić trzecie duże mieszkanie. Na parterze mieszkają starsi ludzie. - Ten dom to nasza ciężka praca, nasza krwawica - mówi 77-letni Tadeusz Sowiński. - Ponad czterdzieści lat pracowałem w Kieleckim Przedsiębiorstwie Robót Mostowych, a żona trzydzieści lat w handlu. Tak nam się ułożyło życie, że nie doczekaliśmy się własnych dzieci, dlatego postanowiliśmy pomóc bratanicy, ale to, co zrobiliśmy, obróciło się przeciwko nam.

Pani Aniela mówi, że pierwsze jej dziecko, chłopczyk, żył tylko kilka godzin, drugą ciążę poroniła i już nie mogła mieć więcej dzieci. - Bardzo przeżyliśmy to, że będziemy bezdzietni, ale na szczęście to nie zniszczyło naszego małżeństwa, wytrwaliśmy ze sobą na dobre i na złe - mówi starsza kobieta. - Żyliśmy w miarę szczęśliwie, aż do czasu tego nieszczęsnego zapisu. W 2003 roku przepisaliśmy cały dom bratanicy, bo wierzyliśmy, że się nami zaopiekuje. Jako dziecko bywała u nas bardzo często. Ulitowaliśmy się, bo jej ojciec, a mój brat prawie nic nie widzi, to chcieliśmy pomóc jego dzieciom. Bratanek dostał od nas działkę i się pobudował, trzy lata u nas kiedyś mieszkał, bratanicy podarowaliśmy cały dom. Mieliśmy być jak rodzina. A tu zamiast miłości i opieki mamy tylko groźby i nienawiść. Wszyscy się teraz przeciwko nam sprzysięgli, brat, bratowa i ich dzieci. Niszczą nas, a my siedzimy jak szczury w norze, boimy się wyściubić nosa. Dwa lata już nie byliśmy u nich na górze. Czemu byliśmy tacy głupi, trzeba było ten dom lepiej przepisać na Dom Dziecka, to może państwo by nam bardziej pomogło.

PARTER

W piśmie notarialnym można przeczytać, że obdarowani nieruchomością i działką mieli przyjąć darczyńców jak domowników, dostarczać im wyżywienia, ubrania, zapewnić odpowiednią opiekę i
pielęgnację w czasie choroby i urządzić za własne pieniądze pogrzeb.

- Nic z tego nie otrzymaliśmy, a z tego ostatniego na pewno by się ucieszyli - rozpaczają Sowińscy. - Na początku bratanica tylko kilka razy przyniosła nam jedzenie, które jej samej ugotowała teściowa. Potem zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Skradziono nam wszystkie dokumenty z szuflady związane z tym domem, faktury, plan działek, pozwolenie na budowę, akty własności, zniknęły dolary i biżuteria - wylicza pani Aniela. - Wywiązała się awantura, w czasie której ona powiedziała nam, że i tak wylądujemy w domu opieki. Tak się tym przejęłam, że dostałam udaru. Oboje z mężem podkreślają, że stosunki w domu są fatalne i przypłacą to zdrowiem, a może i życiem. - Ja też jestem po udarze i nie mogę żyć w takim stresie na co dzień - skarży się pan Tadeusz. - Jak idę do sklepu, to z powrotem przywozi mnie do domu pan sklepikarz, bo nie mam siły dojść. - A ja w ogóle z domu nie wychodzę, co będzie jak jeszcze gorzej zasłabniemy i nie będziemy mogli chodzić, kto się nami zajmie? Bratanica wykrzyczała mi niedawno: zamknij się, bo możesz nagle zniknąć i nikt się o tym nie dowie. Boimy się wychodzić w nocy do łazienki, ja mam wiaderko koło łóżka, do czego to doszło, że u siebie nie czujemy się bezpiecznie. A oni się wydarli, że już nic tu nie jest nasze, bo wszystko im daliśmy. Poniszczyli nasze pamiątki rodzinne. Żeby chociaż byli trochę ludzcy, powiedzieli: masz ciotko kawałek chleba czy miskę zupy, ale gdzie tam znieczulica, jak w ostatnią Wigilię po kolejnej awanturze zasłabłam i upadłam, to nawet nie przyszli zobaczyć czy żyję.

PIĘTRO

Piętro wyżej zamieszkuje bratanica Maria razem z dwoma synkami - cztero- i półtorarocznym oraz mężem, oskarżani o złe traktowanie wujostwa. Często bywa u niej matka, która pomaga jej w opiece nad dziećmi. - To, co opowiada ciocia z wujkiem to są bzdury wyssane z palca - broni się obdarowana bratanica. - Kiedyś było między nami dobrze, ale dwa lata temu wszystko zepsuło się przez to, że zostaliśmy niesłusznie posądzeni o kradzieże dokumentów dotyczących domu, pieniędzy, biżuterii, a nawet o to, że chcemy ich otruć - opowiada młoda kobieta. - Teraz ciocia z wujkiem niczego od nas nie przyjmują, nie chcą, żebyśmy u nich sprzątali ani robili im zakupów. Odizolowali się od nas i o wszystko nas oskarżają. Nigdy nie wyganialiśmy ich do domu opieki. Swoje mieszkanie własnościowe sprzedałam, wyremontowaliśmy za te fundusze piętro, nie mamy teraz gdzie pójść. Utrzymujemy cały dom, opłacamy należności za energię elektryczną, opał, wodę, wywóz śmieci, płacimy podatki. Na wiosnę zrobimy sobie oddzielną klatkę schodową z drugiej strony, to może będzie lepiej, nasze relacje się poprawią.

Mąż bratanicy Adam, dopowiada, że żona poszła w Wigilię z opłatkiem, żeby się w końcu z wujostwem pogodzić, a została oskarżona o to, że ukradła kawałek ryby. Jego kiedyś oskarżono, że ukradł wujkowi spodnie ze skórzanym paskiem. Wujostwo ciągle podaje ich na policję posądzając o przewinienia, których się nie dopuścili. Obydwoje uważają, że część konfliktów wynika z różnicy pokoleń. - Ciocia z wujkiem chcieli, żebyśmy tutaj mieli kury, świnie, a my się do tego nie nadajemy - tłumaczy mężczyzna. - Mamy swoje zawody, musimy być elegancko ubrani, funkcjonujemy w innym świecie. Po podwórku biegają kury cioci, nam to nie przeszkadza, może sobie uprawiać ogródek warzywny czy kwiatowy, ale my nie będziemy prowadzić tu żadnego gospodarstwa.

SĄD

Państwo Sowińscy wystąpili do sądu o cofnięcie darowizny ze względu na rażącą niewdzięczność bratanicy, ale sprawę przegrali. - Ten wyrok świadczy chyba o naszej niewinności - uważa bratanica. - W sądzie nie traktowano nas poważnie, nie chciano nas wcale słuchać, teraz liczy się wszędzie młodość - ubolewa rozżalony pan Adam. - Sprawa się skończyła, a konflikt między nami się zaostrzył.
Kielczanka Lesława Wichrowska, bliska znajoma starszych ludzi, uważa, że ten dramat nie może dłużej trwać, bo zakończy się tragedią. - Obserwuję tę sytuację, często bywam w tym domu i uważam, że ci państwo nie mają należytej opieki ze strony bratanicy - wyraża swoją opinię. - Często robię im zakupy, zwykle w sobotę, zawoziłam pani Anieli ciepłe posiłki jak przebywała w szpitalu, bo nikt jej nie odwiedził, bardzo ubolewa nad tym, jak są z mężem traktowani we własnym domu. Moim zdaniem wystarczyłoby trochę serca, które by im ci młodzi okazali za tyle majątku, jaki otrzymali od nich. Gdyby ta młoda kobieta powiedziała: ciociu, zapomnijmy o przeszłości, ugotowałam ci obiadek, ucałowała ją, to na pewno byłoby inaczej. A jak od tych młodych może wieje chłód, zarozumialstwo, to jak ci starsi wiekiem mają się czuć. Powinien tam wkroczyć jakiś pracownik socjalny i przeprowadzić mediację, próbować zwaśnione strony pogodzić.

Bratanica razem z mężem wymyślili inne rozwiązanie. - Skoro ciocia z wujkiem nie chcą od nas żadnej pomocy, a jesteśmy do niej zobowiązani to założyliśmy sprawę w sądzie, podczas której chcemy się zobowiązać, że będziemy płacić za opiekunkę i panią do sprzątania, żeby wujostwo czuło się dobrze i bezpiecznie - mówi bratanica.

Ale Aniela i Adam Sowińscy oburzają się, że nie chcą żadnych 250 złotych miesięcznie od bratanicy, które zaproponowała, zamiast opieki. Mówią, że sami sobie płacą za opiekunkę, która do nich przychodzi z Polskiego Czerwonego Krzyża. - Mamy swoje emerytury, a potrzebowaliśmy na starość kogoś bliskiego, kto okazałby nam zainteresowanie, ciepło i serce - mówi rozżalona pani Aniela. - Ale tego niestety nie dostaliśmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie