Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ziobro: - Można mówić, że jestem wampirem, który wysysa krew dziewicom

Paweł Więcek
Zbigniew Ziobro po pięciu latach spędzonych w Parlamencie Europejskim wraca do polskiego Sejmu. Będzie reprezentował w tej izbie województwo świętokrzyskie.
Zbigniew Ziobro po pięciu latach spędzonych w Parlamencie Europejskim wraca do polskiego Sejmu. Będzie reprezentował w tej izbie województwo świętokrzyskie. Piotr Smolinski
Rozmowa ze Zbigniewem Ziobrą, który w ostatnich wyborach został wybrany posłem na Sejm.

Kiedy w końcu uległ Pan namowom do startu do Sejmu ze świętokrzyskiego, jaki założył sobie Pan plan minumum?

Dostać się do parlamentu. Ale wcale nie byłem tego pewien. Kiedy jechałem z Mariuszem Goskiem (szefem sztabu wyborczego Zbigniewa Ziobro oraz Jacka Włosowicza - przyp. red.) z jednego ze spotkań, zauważyliśmy, że mieszkańcy miło mnie przyjmują, ale mówiono mi: „Szkoda, że pan kandyduje z Krakowa”. Nie było więc świadomości, że startuję ze Świętokrzyskiego. Byłem postrzegany jako polityk ogólnopolski, nie kojarzony przez mieszkańców z ziemią świętokrzyską.

Imponujący wynik pokazuje, że jednak udało się Panu przebić do świadomości wyborców.

Tak. Wynik rzeczywiście zrobił na mnie wrażenie. Nie spodziewałem się takiego rezultatu.

Usiadł Pan z wrażenia, jak zobaczył tę liczbę?

Tak, zwłaszcza uderzyła mnie różnica między moim wynikiem a Grzegorza Schetyny, lidera listy PO. To postać numer dwa w Platformie Obywatelskiej, polityk powszechnie rozpoznawalny, był Marszałkiem Sejmu, wicepremierem, a teraz jest ministrem spraw zagranicznych. Sądziłem, że to on uzyska w regionie najlepszy wynik. Mariusz Błaszczak kiedyś mnie pytał, czy pokonam Schetynę. Powiedziałem, że startując z ostatniego miejsca to nie będzie możliwe. Tymczasem pokonałem go i to o kilkadziesiąt tysięcy głosów.

Jak wyglądała Pańska kampania wyborcza?

Przede wszystkim w wielu miejscach spotykałem się z mieszkańcami województwa. Aktywnie tez współdziałałem z mediami i dziękuję Państwu za rzetelne informowanie o kampanii. Jednak była ona dla mnie zupełnie inna niż poprzednie. Zawsze wysyłałem listy wszystkim mieszkańcom okręgu, z którego startowałem. Miałem też dużo billboardów. Teraz miałem małe banery i siedem dużych w Kielcach, które były regularnie niszczone. Trzymałem się litery prawa, jeśli chodzi o limity. Nie wydałem dużo na kampanię. Ale rozwiązania dotyczące limitów wydatków na kampanię są nieżyciowe. One stawiają w trudnej sytuacji osoby, które mają słabszą pozycję na liście. Trzeba to zmienić, bo to rodzi dyskomfort u osób, które mając ograniczone limity chciałyby prowadzić bardziej intensywną kampanię. Co do kwot, wydałem najmniej od 2001 roku. Żartując, moja żona nie ma powodu, by tym razem „suszyć mi głowę”, że byłem zbyt rozrzutny.

W piątek przed wyborami Pańska żona urodziła dziecko. Jak ona znosi Pańską nieobecność w domu? Jak przeżywa to Pański pierworodny - Jasiu?

Jesteśmy małżeństwem od dziewięciu lat. Żona przyzwyczaiła znosić się moje nieobecności, bo taki jest zawód polityka. Jako minister wstawałem wcześnie rano, zwykle żona robiła dla nas śniadanie. Wtedy trochę rozmawialiśmy. Potem z reguły wracałem, jak już spała, nierzadko po północy. W tej chwili dla mnie większym wyzwaniem jest synek.

Wczoraj zabrałem Jasia od teściów i po raz pierwszy od kilku dni spędziłem z nim całe popołudnie. Zastanawiam się, jak godzić obowiązki ojca z pracą w dłuższej perspektywie.

Na pewno nie będę mógł pozwolić sobie na takie zaangażowanie w pracę, jak to było w okresie, kiedy pełniłem urząd ministra sprawiedliwości. Dziś muszę pamiętać, że mam dwóch synów i obowiązku wobec nich.

Imię dla bobasa już wybrane?

Synek przyszedł na świat o miesiąc wcześniej niż przewidywali lekarze. Ujmując żartobliwie, toczy się spór w rodzinie co do imienia, bo synek nas zaskoczył. Żona chce dać jemu imię Andrzej, nawiązując do patrona Polski świętego Andrzeja Boboli, Jasiu woli Tomka, a ja imię nawiązujące do ewangelistów albo apostołów. Będziemy negocjować.

Zdobył Pan ponad 76 tysięcy głosów. Co by Pan chciał powiedzieć wszystkim, którzy obdarzyli Pana zaufaniem?

Dotąd zawsze startowałem z pierwszego miejsca, byłem liderem listy. Zadawałem sobie wtedy pytanie, ile osób głosuje na mnie dlatego, że jestem liderem, a ile dlatego, że mi zaufali. Okazuje się, że te ponad 67 tysięcy ludzi zdecydowało się poszukać na liście to konkretne nazwisko. To jeszcze bardziej zobowiązuje. Będę rzetelnie pracował. Świat nie jest idealny, ja też nie jestem ideałem, ale będę, na ile potrafię, rzetelnie pracował dla Polski i Województwa Świętokrzyskiego. Będę zabiegał o interesy mieszkańców, bo oni mnie wybrali. Sądzę, że moje doświadczenie się przyda.

Będzie Pan dostępny dla mieszkańców?

Tak, ale wszystko zależy od tego, jakie zadania będę pełnił. Inaczej ułożą się sprawy, jeśli nie wejdę do rządu, a inaczej, jeśli wejdę. Nawet w przypadku tego drugiego scenariusza będę, może nie tak intensywnie, przyjeżdżał do regionu i spotykał się z ludźmi. Nie stanie się tak, że zniknę na cztery lata, jak niektórzy moi konkurenci opowiadali.

Ma Pan ambicje wejścia do rządu?

Nauczyłem się w życiu tego, że odnosiłem sukcesy tam, gdzie była dobra drużyna, a porażki ponosiłem tam, gdzie pojawili się ludzie słabi lub nawet niekompetentni. Dobrzy ludzie to klucz do sukcesu, system - to druga sprawa. Tym się różnię od Kukiza. Stawiam na drużynę. Mam swoje zobowiązanie, wiem, co znaczy lojalność, więc to nie jest tak, że muszę być w rządzie.

Ile w dzisiejszym PiS jest PiS-u z lat 2005-2007? I skąd lęk przed tą formacją?

Mam wrażenie, że ten lęk nie miał podstaw w faktach. Przecież za rządów PO było więcej podsłuchów! Wszystko można ludziom powiedzieć i nastraszyć. Można mówić, że jestem wampirem, który wchodzi przez strych do domów i wysysa krew dziewicom. Albo że pożeram niemowlaki na dachu Sejmu. Można odpowiadać różne bzdury. Na przykład, że Grzegorz Schetyna wieczorami napada na staruszki. Media są w stanie niemal każdą bzdurę wykreować. Jeśli nie zmienimy mediów, sądzę że drogą do tego jest m. inn. upodmiotowienie dziennikarzy, to zajdzie niebezpieczeństwo ulegania przez media interesom i przyprawiania politykom gęby. Trzeba zmienić rzeczywistość medialną w Polsce. Wówczas nie będzie strachu przed fałszywym obrazem IV RP. Prawdą jest, że mają powody obawiać się mojego powrotu groźni kryminaliści albo ci, którzy doprowadzili do aferalnej prywatyzacji i zniszczenia takiego przedsiębiorstwa jak KKSM.

Kwestia spadochroniarzy. Dlaczego mieszkańcy województwa tak chętnie głosowali na ludzi spoza regionu. Dali się zwieść magii znanych nazwisk. A może jest to wyrazem niesamowitego łaknienia czy zapotrzebowania społeczeństwa na prawdziwych liderów politycznych, którzy będą skutecznie reprezentować nasze sprawy na szczeblu centralnym?

Mieszkańcy chcą, by ta ziemia miała reprezentację, która skutecznie zadba o ich interesy. Głosują na tego, kto będzie potrafił skutecznie zabiegać o sprawy Świętokrzyskiego i daje gwarancje dobrych zmian w Polsce.

Może to zatem lepsze dla Świętokrzyskiego?

Można to różnie oceniać. Osobiście sądzę, że lepsza jest sytuacja, w której województwo ma silną reprezentację polityczną. To przekłada się na skuteczność.

Chce Pan odegrać podobną, jeśli nie większą rolę od Przemysława Gosiewskiego?

Przemek był wyjątkowy i niezastąpiony. Nie miał aparycji hollywoodzkiego aktora, a mimo to potrafił pozyskiwać sympatię ludzi swoją otwartością, empatią, a nade wszystko gotowością do tytanicznej pracy. Sądzę, że jestem człowiekiem pracowitym, ale Przemek był nie do pobicia. Nie poznałem, i to w żadnej formacji politycznej faceta, który by ciężej pracował niż on. Przemek Gosiewski był niepowtarzalny. Nie będę więc Przemkiem, ale dam z siebie wszystko. Na miarę swoich możliwości będę ciężko pracował dla Polski i województwa Świętokrzyskiego. Jeszcze raz wszystkim dziękuję za zaufanie.

Dziękuję za rozmowę.

O wyborach, skromnej kampanii, spadochroniarzach, lęku przed PiS oraz kreowaniu przed media rzeczywistości - rozmowa ze świętokrzyskim posłem Prawa i Sprawiedliwości Zbigniewem Ziobro.

Zbigniew Ziobro

Ma 45 lat. Żonaty, dwóch synów. Urodził się w Krakowie. Absolwent prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Odbył aplikację prokuratorską. Do Sejmu po raz pierwszy dostał się w 2001 roku z listy Prawa i Sprawiedliwości. Zasiadał w komisji śledczej zajmującej się tak zwaną aferą Rywina. W 2005 roku objął stanowisko ministra sprawiedliwości oraz prokuratora generalnego. Miał wówczas 35 lat. Był wiceprezesem Prawa i Sprawiedliwości. W 2009 roku wybrany na posła do Parlamentu Europejskiego w okręgu małopolsko-świętokrzyskim. W 2011 roku usunięty z Prawa i Sprawiedliwości. Założył partię Solidarna Polska i stanął na jej czele.

Rekordzista

Rok temu Solidarna Polska, Polska Razem oraz Prawo i Sprawiedliwość zawiązały wyborczy sojusz. Na mocy tej umowy Zbigniew Ziobro wystartował do Sejmu z ostatniego 32. miejsca na liście Prawa i Sprawiedliwości w województwie świętokrzyskim. Polityk dokonał czegoś praktycznie niemożliwego. Z tak niekomfortowej pozycji zdobył 67,238 głosów. To najlepszy indywidualny wynik spośród wszystkich kandydatów zarejestrowanych w wyborach do Sejmu w regionie. Przed Zbigniewem Ziobro nikt nie zanotował najlepszego wyniku w okręgu startując z ostatniego miejsca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie