Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bar mleczny Miś w Starachowicach bije rekordy popularności

Monika Nosowicz-Kaczorowska [email protected]
Bar mleczny Miś w Starachowicach bije rekordy popularności Coś dla wielbicieli klasyki. Przykręcone do stołu miski i sztućce na łańcuchach prezentuje szef kuchni Wojciech Olszewski.
Bar mleczny Miś w Starachowicach bije rekordy popularności Coś dla wielbicieli klasyki. Przykręcone do stołu miski i sztućce na łańcuchach prezentuje szef kuchni Wojciech Olszewski. Monika Nosowicz-Kaczorowska
Karmią smacznie, serwują spore porcje za nieduże pieniądze, a na jedzenie czeka się maksymalnie kilka minut. Przedstawimy jadłodajnię Miś, laureata plebiscytu „Echa Dnia” w kategorii jadłodajnie

Bar mleczny Miś w Starachowicach w maju obchodził swoje pierwsze urodziny. Mimo, że jest stosunkowo młody na kulinarnej mapie miasta, jest dobrze znany wielu jego mieszkańcom, a w porze obiadowej kolejki stoją na schodach.

- Nie narzekamy na brak chętnych do zjedzenia u nas śniadania czy obiadu – przyznaje szef kuchni Wojciech Olszewski.

Historia baru mlecznego zaczęła się ponad półtora roku temu. Grupa trojga bezrobotnych: Joanna Pawelec, Grzegorz Kuminek i Anna Barszcz dowiedzieli się, że Agencja Rozwoju Regionalnego ogłosiła konkurs na utworzenie spółdzielni socjalnej i rozpoczęcie działalności gospodarczej. Warunek otrzymania 100 tysięcy złotych był jeden – spółdzielnię socjalną musi poprowadzić minimum pięć osób.

- Popytaliśmy wśród znajomych, przeszliśmy szkolenia w Agencji Rozwoju Regionalnego, napisaliśmy biznesplan. Grupa powiększyła się o mnie, Artura Ozimka i Czesława Jańca. Znaleźliśmy dobrą lokalizację w Starachowicach Zachodnich, w lokalu, gdzie przez ostatnie lata znajdowały się bary. Miejsce kojarzyło się z jedzeniem i postanowiliśmy to wykorzystać. W dodatku lokal miał gotowe zaplecze gastronomiczne, co automatycznie oznaczało mniejsze koszty – opowiada Wojciech Olszewski.

Pomysłodawcy wiedzieli, jak ma wyglądać ich bar. Zamiast zmieniać zastany w lokalu wystrój postanowili go wykorzystać i nawiązać do klimatów PRL-u. Inspirację był film Stanisława Barei „Miś”. Na stołach pojawiły się ceraty w biało czerwoną kratę i wazoniki z goździkami – oczywiście sztucznymi. Ścianę przy barze przyozdobiono plakatami rodem z PRL-u, z których możemy dowiedzieć się, że „Klient w krawacie jest mniej awanturujący się” czy zachęcający panie, żeby przesiadły się na traktory. Na ścianach umieszczono zdjęcia Starachowic. Obok zdjęcia archiwalnego, przedstawiającego miasto sprzed kilkudziesięciu lat wiszą fotografie tych samych miejsc, ale aktualne. Przy jednym stoliku, na którym stoi stary radioodbiornik, klienci siadają głównie po to, żeby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Na stoliku królują miski przykręcone do blatu, a obok leżą sztućce przymocowane solidnym łańcuchem. Przy wejściu stanęła słomiana kukła sporej wielkości misia wykonana przez spółdzielnię socjalną na Mazurach.
- To jest miś na miarę naszych możliwości – mówi z uśmiechem Wojciech Olszewski.

Pomysł przyjął się. Teraz zdarza się, że stali klienci sami przynoszą elementy PRL-owskiej zastawy stołowej czy ozdoby na meble. Jeden z klientów przyniósł nawet maszynkę do kręcenia mięsa z 1903 roku wyprodukowaną w starachowickich zakładach.

Smacznie i niedrogo

Kiedy powstawała spółdzielnia socjalna, jej założyciele planowali, że będą prowadzić kilka rodzajów działalności. W planach było – oprócz baru mlecznego – sprzątanie mieszkań, porządkowanie ogrodów i opieka nad starszymi osobami. Teraz spółdzielnia skupia się przede wszystkim na gastronomii.

- Prowadzimy bar mleczny, dowozimy jedzenie do sporej liczby biur i firm oraz do domów osób, którym wyjście z domu sprawia kłopot. Wygraliśmy też przetarg na prowadzenie stołówki przy RR Donnelly. Na inną działalność po prostu nie ma już czasu – przyznaje Wojciech Olszewski.

Podstawowy cel grupy założycieli był jeden – stworzyć miejsce, gdzie klienci będą chcieli wracać na smaczne i niedrogie jedzenie. W Misiu serwowane są śniadania i obiady. Lokal jest czynny od godziny 5.30, bo o tej porze na śniadania przychodzą osoby idące do pracy na pierwszą zmianę. Śniadania serwowane są mniej więcej do południa. Potem zaczyna się pora obiadowa.

- Podajemy dania kuchni polskiej: dobrze znane, smaczne. Codziennie jest danie dnia: zupa, danie główne i kompot. W porze obiadowej na danie dnia czeka się 15 – 20 sekund. Trochę dłużej, do pięciu minut trzeba poczekać na pierogi. Pierogi z różnymi farszami też robimy sami, a że najlepsze są gorące trzeba chwilę poczekać – mówi Wojciech Olszewski. – Najlepiej „schodzą” klasyczne kotlety schabowe, panierowane filety kurczaka i kotlety mielone. W piątki mamy filet z dorsza atlantyckiego. Codziennie jest spory wybór surówek. W niedzielę serwujemy klasykę. Na pierwsze danie rosół gotowany z kilku rodzajów mięs, na drugie danie ziemniaczki, schabowy i surówkę.

Latem podajemy sporo zup z sezonowych warzyw. Stawiamy na tradycyjne smaki i serwujemy kartoflankę, grochową, krupnik, zalewajkę, szczawiową. Produkty do gotowania przywozimy codziennie. Ciasta, które można zamówić, są pieczone przez nas. Mięsa pieczemy w piecu konwekcyjno-parowym, przez co są zdrowsze i mniej kaloryczne niż smażone. Gotujemy z produktów naturalnych, bez polepszaczy czy sztucznych barwników i nasi klienci to doceniają. Jedyne narzekanie, które zdarza się niekiedy słyszeć, to takie, że porcja była za duża.

Do tego dochodzi atrakcyjna cena. W ciągu tygodnia w Misiu obiad można zjeść za 12, 13 złotych. Zestaw niedzielny jest trochę droższy. Kosztuje około 15 złotych.

Dobra decyzja

Założyciele spółdzielni socjalnej podkreślają, że była to najlepsza decyzja w ich życiu. Dziś pracują na siebie, zatrudniają też osoby spoza spółdzielni. Łącznie w spółdzielni pracuje dziś 14 osób. Przy rekrutacji założyciele patrzą zarówno na doświadczenie zawodowe potencjalnego pracownika jak i na to, jak długo jest bez pracy.

- Myśmy nie zapomnieli jak to jest nie mieć za co żyć. Ta praca daje satysfakcję, ale to jest zajęcie dla osób systematycznych i pracowitych. Myśmy w tę firmę włożyli bardzo wiele. Udało nam się stworzyć domową atmosferę, a to bardzo ważne, bo spędzamy tu mnóstwo czasu. Pracujemy na dwie zmiany, od rana do późnej nocy. Tu nie ma szefa, pracują wszyscy. Teraz mamy coś swojego i warto o to walczyć – podkreśla pan Wojciech.
 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia