MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jeszcze nie jestem aktorką

Artur SZCZUKIEWICZ

* Kiedy ty i twoja siostra byłyście małe, wasza mama - Joanna Szczepkowska - powiedziała w jednym z wywiadów, że zrobi wszystko, byle byście nie były aktorkami...

- Naprawdę tak powiedziała? Nawet jeśli rzeczywiście coś robiła, byśmy nie poszły w jej ślady, ja tego nie odczułam, bo nigdy nie myślałam tak naprawdę, że będę grała. Wiadomo, że każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej, a zawód aktora to bardzo ciężki zawód. Nigdy nie wiadomo, co będzie... Mama zawsze chciała, żebyśmy tak ułożyły sobie życie, abyśmy miały jak najlepiej.

* Była zadowolona, gdy zdecydowałaś się zdawać na psychologię?

- Bardzo się cieszyła, że wybrałam akurat ten kierunek.

* Kiedy przyszło ci do głowy, żeby jednak spróbować swoich sił w aktorstwie?

- Już jako studentka psychologii zgłosiłam się do agencji aktorskiej, chodziłam na castingi do reklam i do epizodów, żeby sobie... dorobić. Każdy student ma na to swój sposób, a ja znalazłam akurat taki. Kiedy zdałam maturę i szłam na studia, mama powiedziała mi o jakimś castingu - poszłam, wygrałam główną rolę w serialu i... podziękowałam! Pani, która zadzwoniła do mnie z informacją, że dostałam rolę, nie mogła uwierzyć, że wolałam skupić się na studiach. Powiedziałam jej, że akurat zdałam na psychologię, że będę studentką i że to jest dla mnie najważniejsze. Bardzo dobrze pamiętam tę rozmowę - jechałam do domu autobusem numer 117 i w tym autobusie postanowiłam, że nie przyjmę roli w serialu. Nie, nie powiem, jaki to był serial (śmiech).

* Czy, oglądając później ten serial, żałowałaś swojej decyzji?

- Nie żałowałam, choć serialowi nie miałam nic do zarzucenia. Wydaje mi się, że wtedy nie byłam ani na to gotowa, ani pewna, czy chcę być aktorką. W każdym razie cieszę się, że skończyłam psychologię.

* Psychologia pomaga ci teraz w pracy nad postacią?

- Tak, myślę, że psychologia, jeżeli umie się ją odpowiednio wykorzystać, pomaga w każdym aspekcie życia. Dzięki studiom poznałam lepiej siebie! Wiedza, którą posiadam w tej chwili, stworzyła mnie taką, jaka teraz jestem. Pewnie trochę inaczej bym funkcjonowała, gdybym nie studiowała psychologii tylko - powiedzmy - prawo.

* Podobno nie powiedziałaś rodzicom, że zagrasz w "Kopciuszku". Dlaczego?

- Nie wiem (śmiech). Zawsze było tak, że z każdym pomysłem szłam od razu do mamy i mówiłam: "Mamo, teraz będę robiła to i to...". I nigdy tego "czegoś" nie kończyłam. Kiedy okazało się, że dostałam rolę Blanki, pomyślałam, że nie będę robiła wokół tego szumu, bo może się okazać na przykład, że serial nie powstanie. Postanowiłam poczekać z poinformowaniem rodziców o tym, że gram w serialu, do chwili kiedy naprawdę w nim zagram.

* W końcu powiedziałaś o tym mamie...

- Mama dowiedziała się od kogoś innego! Zadzwoniła do mnie i zapytała, co się dzieje. Umówiłyśmy się wtedy na rozmowę i opowiedziałam mamie o wszystkim.

* Co powiedziała, gdy obejrzała pierwszy odcinek "Kopciuszka"?

- Zadzwoniła do mnie bardzo wzruszona i powiedziała, że jest ze mnie dumna.

* Kiedy szłaś na casting do "Kopciuszka", twoja siostra Hania była już aktorką. Pewnie troszkę jej zazdrościłaś?

- Byłam i jestem z niej bardzo dumna, cieszę się, że gra i że robi to, co zawsze chciała. Ze mną było inaczej. Miałam milion pomysłów na minutę i nigdy nie wiedziałam, tak na sto procent, co chcę robić.

* Tytuł "Kopciuszek" bardzo wiele sugeruje. Złe siostry, zła macocha...

- W naszym serialu słowo "Kopciuszek" symbolizuje raczej psychologiczną przemianę Blanki, która musi stawić czoła faktom, o istnieniu których nie miała pojęcia. W mgnieniu oka z małej dziewczynki musi stać się dorosłą osobą, radzić sobie z życiem, decydować o sobie. Oczywiście, nie brakuje w serialu typowo "kopciuszkowego" aspektu, czyli przemiany brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia (śmiech). Jest też dobra wróżka, którą gra Katarzyna Skrzynecka. A zła macocha? Nie istnieje, bo mama Blanki, którą gra Małgorzata Pieczyńska, to wspaniała i kochana kobieta.

* Blanka dowiaduje się, że ludzie, których kocha i traktuje jak rodziców, nie są jej prawdziwymi rodzicami. Gdybyś była na ich miejscu, też ukrywałabyś prawdę przed dzieckiem?

- Cieszę się, że nie zapytałeś mnie, co bym zrobiła, gdybym była Blanką... (śmiech). Gdybym była w sytuacji jej rodziców, to chyba jednak starałabym się wcześniej uświadomić dziecku, że bycie adoptowanym, wychowywanie się w nie swojej rodzinie, nie jest niczym złym. Spróbowałabym stworzyć dziecku bezpieczny świat, by nie dopuścić do sytuacji, jaka zaistniała w domu Blanki. Nie mogę uprzedzać wypadków i zdradzać, w jakich okolicznościach Blanka znalazła się w rodzinie Elżbiety. Powiem tylko, że Elżbieta myślała, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw, a w momencie, gdy Blanka stała się jej córką, uznała, że to rzeczywiście jej córka.

* Znasz prywatnie kogoś, kto wychowywał się w rodzinie zastępczej?

- Tak. Przeprowadziłam nawet mały wywiad wśród znajomych, którzy wychowywali się w rodzinach zastępczych. Pytałam, czy chcieliby poznać swoich biologicznych rodziców, a jeśli poznali, to jak do tego doszło i jaki miało to dla nich skutek. Każdy tego typu przypadek jest indywidualny.

* Ale to są...

- ...normalni ludzie. Co z tego, że wychowali się w rodzinach zastępczych, skoro, tak jak ja, mieli szczęśliwe dzieciństwo?

* Skoro o dzieciństwie mowa, powiedz, co najbardziej pamiętasz ze swoich "szczenięcych" lat?

- Pamiętam, jak tata uczył mnie jeździć na rowerze, pamiętam nasze wyjazdy na wakacje, nasze zabawy w samochodzie w 20 pytań. Mam bardzo dużo takich pięknych wspomnień. Czasem, jak zamknę oczy, to czuję się tak, jakbym znów była w tamtych czasach, jakbym ciągle była dzieckiem.

* Mimo że jesteś dorosła, wciąż wyglądasz jak nastolatka. To bardzo miłe, ale czy czasem nie bywa kłopotliwe?

- Są sytuacje, w których to, że wyglądam na mniej lat niż w rzeczywistości mam, trochę utrudnia mi życie. Kiedy muszę rozmawiać o pracy czy o kupnie mieszkania, kiedy załatwiam kredyt czy jakąś sprawę w urzędzie, miewam problemy, bo nie wszyscy traktują mnie poważnie. Muszę wtedy nadrabiać tym, co mam w głowie. Ale generalnie uważam, że lepiej wyglądać młodziej niż starzej (śmiech).

* Od dawna jesteś samodzielna?

- Wyprowadziłam się z domu, gdy miałam 21 lat. Rodzice jeszcze przez jakiś czas mi pomagali, ale starałam się jak najszybciej stworzyć sobie własny dom.

* Ciężko być samodzielną kobietą?

- Jejku, strasznie ciężko! Na początku myślałam, że jak się wyprowadzę od mamy, to nareszcie będę mogła robić dokładnie to, co chcę, wychodzić kiedy chcę, wracać o której chcę. A okazało się, że jestem, czego naprawdę nie wiedziałam, domatorką i lubię siedzieć w domu, gotować, aranżować przestrzeń wokół siebie. I że wcale nie potrzebuję chodzić w każdy piątek na imprezę (śmiech). To było bardzo fajne odkrycie. Jednak bycie samodzielną jest straszne! Zwłaszcza, gdy trzeba podejmować decyzje w sprawach, o których wcześniej nie miało się zielonego pojęcia.

* Rozpoczęcie samodzielnego życia to wielkie wyzwanie.

- Tak, wyzwanie, ale przede wszystkim zamknięcie jakiegoś etapu w życiu i rozpoczęcie nowego.

* Masz czasem ochotę wrócić do mamy?

- Nie, ten etap jest już zamknięty (śmiech). Ja wciąż bardzo potrzebuję kontaktu z mamą, spotykam się z nią tak często, jak tylko mogę, mama bardzo mi pomaga, ale decyzje związane z moim życiem pozwala mi podejmować samodzielnie.

* Sporo się ostatnio dzieje w twoim życiu. Jak się relaksujesz, jak odpoczywasz?

- Gotuję! Bardzo się relaksuję przy gotowaniu. Poza tym czytam książki, oglądam filmy, spotykam się z przyjaciółmi. Jestem bardzo nudna i standardowa. Nie skaczę ze spadochronem... (śmiech)

* Zainteresowało mnie gotowanie... Jaka jest specjalność twojego domu?

- Jest ich wiele. Ostatnio często robię taką przystawkę: bakłażany z cukinią, z serem mozarella i dużą ilością ziół. Robię też bardzo dobre pasty i zupy.

* Kto cię tego nauczył?

- Gotowania podstawowych rzeczy nauczyła mnie babcia, z którą spędzałam bardzo dużo czasu. Ale tak naprawdę, to jestem samoukiem. Mam dużo książek kucharskich, ale lubię też eksperymentować. Coraz rzadziej korzystam z przepisów i muszę przyznać, że eksperymenty kulinarne nawet nieźle mi wychodzą.

* Jak myślisz, co cię czeka po "Kopciuszku"?

- Nie wiem... Nagle okazało się, że nie można wygrać z genami i coraz częściej myślę, że chcę być aktorką. Na razie jest "Kopciuszek", ale co będzie potem? Też chciałabym wiedzieć (śmiech).

* Ale swoją przyszłość wiążesz z aktorstwem?

- Jest to na pewno coś, w czym na razie czuję się najlepiej. Jednak nie chciałabym teraz składać jakichkolwiek deklaracji. Jeszcze się waham, w którą stronę pójść, jeszcze nie wiem, co będzie. Na razie jest dobrze. Staram się obserwować siebie, patrzę, co się ze mną dzieje, a decyzje podejmę później.

* Już przecież jesteś aktorką!

- Nie przyszło mi nigdy do głowy, że wszystko może się potoczyć w ten sposób. Nie wstałam pewnego dnia i nie podjęłam decyzji: od dziś będę aktorką. Zawsze zresztą podkreślam, że aktorką nie mogę jeszcze siebie nazwać. Na razie jestem psychologiem, który wykonuje zawód aktora, ponieważ tak los pokierował moim życiem. Aktorstwa się dopiero uczę...

* Jak pani psycholog Maria Konarowska ocenia aktorkę Marysię Konarowską?

- To straszne pytanie! Mam do siebie bardzo dużo zastrzeżeń, ale też wiem, że trudno siebie oceniać obiektywnie. Na pewno czeka mnie potwornie dużo pracy, ale z tego akurat bardzo się cieszę. Jeśli w tę pracę włożę całą swoją energię, skupię się na niej, to będę myślała o sobie coraz lepiej.

* A jeśli się nie uda?

- Dopuszczam do siebie i taką myśl, ale nie mam ułożonego w głowie planu "B". Na razie żyję dniem dzisiejszym. Zresztą, na snucie planów kompletnie nie mam czasu (śmiech).

O sobie

Ulubiony film - "Ukryte pragnienia" Bernardo Bertolucciego. Ulubiona książka - "Mały książę" Antoine de Saint-Exupery’ego. Ulubiona muzyka - wszystko zależy od nastroju. Ulubiony sposób spędzania wolnego czasu - gotowanie, spotkania z przyjaciółmi. Marzenia - lepiej nie mówić o nich głośno. Plany osobiste - ciepła rodzina z trójką dzieci.

Maria Konarowska

Blanka w "Kopciuszku" to pierwsza duża rola Marii Konarowskiej - córki aktorskiej pary Joanny Szczepkowskiej i Mirosława Konarowskiego, wnuczki niezapomnianego Andrzeja Szczepkowskiego. Marysia nie jest zawodową aktorką, ale ma już na swoim koncie kilka ról. Zagrała w kilku odcinkach "Plebanii" i w "Bulionerach". Marzy o udziale w filmie fabularnym. W październiku ubiegłego roku skończyła studia psychologiczne, ale - jak mówi - do dziś nie znalazła czasu, by odebrać z uczelni dyplom magistra. W tej chwili aktorstwo, które stało się jej pasją, pochłania ją całkowicie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie