Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karetką dookoła świata. Ola i Andrzej obserwowali trening zapaśników kushti [ZDJĘCIA]

Sławomir Sijer
Sławomir Sijer
Andrzej Wiśniewski
Starachowiczanka Aleksandra Wiśniewska wraz ze swoim mężem Andrzejem przemierzają świat w starej karetce pogotowia. Przedstawiamy kolejny fragment z ich podróży, w czasie której dotarli do Lahore w Pakistanie. Oto kolejny odcinek napisany przez Olę. Przypatrzmy się treningowi zapaśników.

Będziemy kręcić materiał o zapaśnikach kushti. O kulturze sportu i wpływie, jaki ma na młodych ludzi i ich status społeczny. W kushti – zapasach, które posiadają setki lat tradycji – chłopcy szukają spełniania marzeń o sławie, powszechnym szacunku, ale przede wszystkim o wyrwaniu się z ubóstwa. Niewielu dochodzi do statusu najlepszych i zamożnych, ale wielu próbuje.
Wcześnie rano jedziemy z przewodnikiem do jednego z tradycyjnych klubów sportowych, gdzie trenują zapaśnicy.

Budynek mieści się w zaułku, ledwie kilkaset metrów od Cesarskiego Meczetu (Badshahi Mosque). Na tradycyjny nie wygląda. Wręcz przeciwnie. Wszędzie chromowana stal, lustra od sufitu do podłogi, nowy i nowoczesny sprzęt do ćwiczeń.
- Tak tu wyglądają tradycyjne siłownie? To tu trenuje większość chłopaków z okolicy? – pyta zbity z tropu Andrzej.
- No, nie. Ale ta siłownia najładniej wygląda. Tu przychodzą najzamożniejsi.
Nieco czasu zabiera znalezienie tradycyjnej lokacji. Wreszcie stajemy na rozległym patio z wiekowym figowcem bengalskim pośrodku. Wybetonowaną powierzchnię otaczają ściany z niszami pokoi. Większość z nich to dormitoria. Kilka łóżek, dwa stoliki i krzesła. Mieszkają tu chłopcy, którzy do klubu przyjechali z odległych wiosek. W pokoju, przylegającym do wejścia na dziedziniec mieści się siłownia. Pod porysowanymi ścianami leży kilka drążków z ciężarkami. Prostokąt wejścia to jedyne tu źródło światła.
Czekamy na rozpoczęcie zajęć. Wreszcie na placu pojawiają się pierwsi uczniowie. Około dziesięcioletni chudzi chłopcy z oczami, w których jeszcze widać sen. Niektórzy podciągają się na pręcie w odległym zakątku placu. Inni robią przysiady i pompki. Z zazdrością i podziwem zerkają na dwóch mocno umięśnionych zapaśników, którzy dołączają do nas na patio. To na nich skoncentruje się nasza historia.

Andrzej biega z kamerą po placu. Zapaśnicy instruują chłopców. Z pobliskiego pokoju dochodzą dźwięki rozmowy. Coraz bardziej żywiołowej. Coraz głośniejszej. Nagle krzyki przerywa strzał z pistoletu. Ruch na patio zamiera. Zza naszych pleców wybiegają jacyś mężczyźni. Pędzą do pokoju. Przewodnik każe się przesuwać w stronę wyjścia z placu. Na odchodnym widzimy, jak grupa mężczyzn wyprowadza z pokoju awanturującego się jegomościa. Kompletnie pijanego.
W karetce cała nasza piątka debatuje nad kręceniem kolejnych ujęć. Zapaśnicy starają się nas przekonać do powrotu.
- To wszystko niegroźne. Takie popisy po pijaku. Nic się przecież nikomu nie stało. Poza tym już i tak go pewnie z klubu zabrali.
Tego pewnie tak, ale co z jego kompanami od kielicha? Jakoś nie chcemy sprawdzać, czy oni również noszą przy sobie broń palną.
Przewodnik rzuca pomysł, by przenieść się do innego klubu. Jest w miarę blisko i ma bardzo dobry ring zapaśniczy. Mężczyźni krzywią się, kiedy wymienia jego nazwę. To klub ich rywali. Boją się starć. Przewodnik zapewnia, że dziś o tej porze jeszcze nikogo tam nie ma. Niechętnie zapaśnicy ulegają.

Tym razem panowie zostawiają mnie w samochodzie. Nie, nie z powodu potencjalnych kłopotów. Przede wszystkim chodzi o to, żebym – jako kobieta – nie rozpraszała zapaśników. Do tego, skąpo odzianych. Ciało męskie przepasane jedynie opaską na biodra nie jest widokiem dla obcej kobiety.

Niecałą godzinę później wraca Andrzej. Bez ran postrzałowych, ale od stóp do głów umazany błotem.
Zapasy kushti toczą się wprost na ziemi. Odpowiednio spulchnionej, pozbawiony kamieni i ostrych elementów. Ziemisty ring skrapia się mieszanką maślanki, olejków i czerwonej ochry. Nadaje mu to specyficzny ciemno rubinowy kolor. Co kilka dni polewa się ring wodą. Zabieg nadaje mu idealną do walki „konsystencję” – na tyle miękką, by uniknąć kontuzji i wystarczająco twardą, by nie utrudniać ruchów zapaśników. Na tak przygotowanym ringu, pojawiają się zawodnicy. Ich skóra pokryta warstwą olejku, który utrudnia przeciwnikowi chwytanie. Kilka minut walki przemienia mężczyzn w mocujące się błotne figury. Podobnie jak mojego męża. Spontanicznie wciągniętego w zapasy.

Wywiadu nie udaje się nakręcić. Zapaśnicy chcą opuścić miejsce jak najszybciej. Zanim pojawią się członkowie przeciwnego klubu. Dzień kończymy sukcesem połowicznym. Zdarza się i tak. Nagrywanie historii i zbieranie materiałów rządzi się własnymi prawami. Długie dni przygotowań i planów mogą w mgnieniu oka zmienić się w fiasko. Przez utarczki międzyklubowe albo uzbrojonego pijaka na przykład.

Kolejnego dnia żegnamy się z Lahore. Kierujemy się w stronę stolicy – Islamabadu. Ale najpierw, krótki przystanek w Kopalni Soli Khewra.

O wyprawie
Ola i Andrzej poruszają się 14-letnia karetką pogotowia marki mercedes, którą przerobili na kamper, w którym mieszkają. Wyruszyli 14 czerwca 2018 roku i po przejechaniu 150 tysięcy kilometrów chcą zakończyć podróż po 3 latach na Alasce. Przejadą przez 56 krajów na 5 kontynentach. Zaczęli od "przygranicznych" Łotwy, Litwy i Estonii. Przemierzyli całą Rosję, Mongolię, Azerbejdżan, Laos, Indie, aż dojechali do Pakistanu.

od 7 lat
Wideo

Burze nad całą Polską

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie