MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ostrowiec rządzi w Świętokrzyskiem? Kariery wychowanków i byłych zawodników KSZO

Rafał SOBOŃ [email protected]
Damian Nogaj dołożył swoją cegiełkę do awansu Wisły Sandomierz.
Damian Nogaj dołożył swoją cegiełkę do awansu Wisły Sandomierz. fot. Rafał Soboń
W regionie wciąż gra wielu wychowanków, bądź zawodników związanych w przeszłości z KSZO. Wielu z młodych piłkarzy nie miało łatwego zadania

[galeria_glowna]
Drugoligowy klub piłkarski KSZO SSA Ostrowiec przez ostatnie pół roku nie rozegrał żadnego spotkania. Akcjonariusz nie spieszą się do podejmowania jakichkolwiek decyzji odnośnie jego dalszego funkcjonowania.

Ostrowiecka piłka to dla kibiców obecnie zespół KSZO 1929 Ostrowiec, który jak burza przeszedł przez sezon w klasie okręgowej i już na siedem kolejek przed jego zakończeniem wywalczył awans do IV ligi.

W minionym sezonie w województwie świętokrzyskim kilku byłych zawodników KSZO wiodło prym w swoich drużynach wydatnie przyczyniając się do sukcesów zespołu. Ta było w przypadku ikony ostrowieckiej piłki Tomasza Żelazowskiego, który przed rundą wiosenną trafił do czwartoligowej Wisły Sandomierz i na koniec świętował z nią awans do III ligi.

SPECJALISTA OD PRZEWROTEK

Kiedyś sobie tak założyłem, że jeśli ktoś strzeli w rundzie więcej goli ode mnie, to będzie czas skończyć - przyznaje z uśmiechem Tomasz Żelazowski, jeden z najskuteczniejszych zawodników KSZO w historii klubu.

- Jest tu bardzo dobra atmosfera, występowałem z kilkoma chłopakami z Ostrowca, a trenerem jest Tadeusz Krawiec, również były piłkarz KSZO. Historia zatoczyła więc takie małe koło - zauważył napastnik Wisły Sandomierz, który po awansie zbierał wiele gratulacji, w tym od kibiców z Ostrowca i Opatowa, gdzie stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki.

- Za moich czasów w Opatowie było bardzo kiepskie boisko, dlatego dużo strzelaliśmy z powietrza. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że to z pewnością pomogło w opanowaniu techniki. Koledzy do dziś się śmieją, że najłatwiej mi strzelać przewrotką - mówi Tomasz Żelazowski. A że takich umiejętności się nie traci, udowodnił w meczu z Sokołem Rykoszyn. Swoją pierwszą bramkę w barwach Wisły zdobył właśnie uderzeniem przewrotką i była to jedna z najładniejszych bramek, jakie padały w tym sezonie na stadionie przy ulicy Koseły w Sandomierzu.

ZABÓJCZA LEWA FLANKA

W formacjach ofensywnych dobrze zaprezentował się również Damian Nogaj. Piłkarz ten bardzo długo czekał na decyzję co do dalszego funkcjonowania KSZO SSA. Ostatecznie do Wisły trafił po piątej kolejce rundy rewanżowej. Szybko znalazł jednak wspólny język z kolegami i był jednym ze skuteczniejszych asystentów w drużynie, gdyż to po jego podaniach padało wiele bramek, które w końcowym rozrachunku dały sandomierzanom awans.

Po tej samej - lewej - stronie co Nogaj, w linii obrony prezentował się z kolei Bartłomiej Gołasa, który przez wiele lat grał w drużynie rezerw KSZO. To on w meczu decydującym o awansie wziął na siebie ciężar utrzymania się przy piłce i w narożniku boiska przypomniał kibicom, jak swego czasu perfekcyjnie robił to Włodzimierz Smolarek.

- Może zabrzmi to buńczucznie, ale wydaje mi się, że ta lewa strona była najsolidniejszą w czwartej lidze. Razem z Damianem Nogajem rozumieliśmy się z racji gry w KSZO i to też z pewnością zaprocentowało - stwierdził Bartłomiej Gołasa.

W barwach Wisły grał również pochodzący z Ostrowca Karol Kostrzewa, który kilkakrotnie przymierzany był do gry w KSZO, jednak w piłce seniorskiej nigdy mu to nie było dane. - Trzeba przyznać, że sandomierska grupa zawodników była dosyć solidna, ostro pracowała na treningach, ale wiele zmieniło się na plus, gdy doszedł Tomek Żelazowski, który nastrzelał sporo bramek. Damian Nogaj z kolei bardzo dobrze dogrywał i asystował przy golach. Wszyscy mamy umowy do 30 czerwca. Zobaczymy jak to się dalej potoczy - mówił tuż po zakończeniu spotkania ze Spartakusem Daleszyce.

KOCIOŁ CZAROWNIKÓW

Jeszcze większa grupa byłych piłkarzy KSZO Ostrowiec znalazła się w trzecioligowej Łysicy Bodzentyn, która na zakończenie sezonu wygrała finał Pucharu Polski na szczeblu Świętokrzyskiego Związku Piłki Nożnej z KSZO 1929 Ostrowiec. Tomasz Dymanowski, Łukasz Szymoniak, Radosław Kardas, Przemysław Cichoń, Grzegorz Sadłowski, Dariusz Kozubek i Grzegorz Wojtal to piłkarze, których kibicom pomarańczowo-czarnych nie trzeba specjalnie przedstawiać. Mimo upływu lat, wciąż zachowują formę i z powodzeniem występują na trzecioligowym froncie.

W finałowym meczu Pucharu Polski za najlepszego zawodnika uznano Tomasza Dymanowskiego, co tylko potwierdza przysłowie mówiące, że bramkarz jest jak wino - im starszy, tym lepszy. W serii rzutów karnych decydujących o wygranej, bramkarz Łysicy obronił dwa z trzech strzałów rywali. Równie pewny wychodził jak i schodził z murawy, choć po meczu skromnie stwierdził, że przy rzutach karnych trzeba mieć szczęście.

GROMKIE BRAWA DLA RYWALA

Za taką postawę, jak i lata gry na stadionie przy Świętokrzyskiej ostrowieccy kibice podziękowali Dymanowskiemu skandując jego nazwisko podczas finałowego meczu. To samo zresztą spotkało Rafała Lasockiego, wybranego swego czasu najlepszym obrońcą w historii KSZO Ostrowiec, który wciąż spełnia się w roli zawodnika i jednocześnie trenera KSZO 1929 - drużyny, która ma za zadanie nawiązać do najlepszych tradycji ostrowieckiej piłki nożnej.

Jak na debiutanta, trener Lasocki może poszczycić się niezłym osiągnięciem. Z 30 ligowych spotkań wygrał 24, pięć zremisował i zaledwie jedno przegrał, a we wspomnianym już okręgowym Pucharze Polski zabrnął aż do finału, gdzie poległ dopiero w rzutach karnych. Zawsze pracowity na treningach osiągnął w piłce wiele, choć wielu innych wychowanków KSZO nie miało takiego szczęścia. Wie o tym dobrze Grzegorz Wojtal, wielokrotnie przymierzany do gry w KSZO.

- Naturalnym krokiem było przejście z juniorów do seniorów. Odkąd jednak pamiętam, czy to jeśli chodzi o grę, czy kwestie finansowe, to wychowankowie mieli ciężko. A przecież każdy chciałby grać w swoim rodzinnym mieście, dla swojego ukochanego klubu. Przez ten czas kiedy byłem w KSZO, przez klub przewinęło się około stu piłkarzy. Teraz gram w Łysicy, niby wszystko jest w porządku, ale łza się w oku kręci, gdy patrzę jak KSZO 1929 przyjeżdża w eleganckich strojach i wygląda jak prawdziwa drużyna - przyznaje Grzegorz Wojtal.

WYCHOWANKOWIE MIELI POD GÓRKĘ

To właśnie wychowankowie, którzy często grali za dużo mniejsze pieniądze ratowali klub, gdy ten potrzebował pomocy. Tak było w przypadku Grzegorza Sadłowskiego. W minioną niedzielę zagrał jednak przeciwko ostrowczanom i przyczynił się do zdobycia pucharu przez ekipę z Bodzentyna.

- Po upadku Stowarzyszenia Piłki Nożnej KSZO przeszedłem do Czermna. Później były jeszcze Małogoszcz, Paradyż, Ożarów, Łagów, a ostatnio właśnie Bodzentyn. Nigdy w sumie nie myślałem o powrocie do KSZO, a i z klubu nie było takich propozycji. Sentyment jednak do klubu pozostał. Na boisku zawsze daje z siebie wszystko i nie będę ukrywał, że w meczu przeciwko KSZO 1929 zabiło mi mocniej serce na widok tych barw - przyznał Grzegorz Sadłowski, który jako 19-latek zagrał w pięciu meczach KSZO na poziomie Ekstraklasy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie