Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stan wyjątkowy w szpitalach?

Beata Alukiewicz
Praca zmianowa powoduje też, że odbywa się mniej operacji planowych.
Praca zmianowa powoduje też, że odbywa się mniej operacji planowych. archiwum
Mężczyzna po przeszczepie przeżył tylko dlatego, że na oddziale było nie dwóch, ale trzech chirurgów.

Zamykanie bądź łączenie oddziałów, niepełna obsada lekarska, specjaliści dyżurujący wyłącznie pod telefonem - taki scenariusz czeka nas za kilka tygodni.

Dyrektorzy placówek bronią się przed tym jak mogą, wprowadzając między innymi zmianowy czas pracy lekarzy. Ale to może być zagrożeniem dla chorych.

DOBRZE, ŻE BYŁ TRZECI
- Teoretycznie w takim układzie na oddziale powinno przebywać dwóch lekarzy - tłumaczy dr Bolesław Rylski, zastępca dyrektora szpitala wojewódzkiego w Kielcach. - Ale sam jestem lekarzem i wiem, że to za mało. Że może się tak zdarzyć, iż brak trzeciego specjalisty może kosztować czyjeś życie.

Taka sytuacja o mało nie wydarzyła się na oddziale chirurgicznym szpitala wojewódzkiego. Dwóch chirurgów operowało chorego. W tym samym czasie u pacjenta po przeszczepie wytworzyła się odma, zaczął się dusić. Natychmiast trzeba było otworzyć klatkę piersiową. Na szczęście na oddziale był trzeci chirurg, który mógł to zrobić. Ale gdyby liczono dokładnie dozwolone godziny pracy lekarzy i na dyżur wystawiono by tylko dwóch specjalistów, chory by zmarł. Bo przecież operujący nie mogliby zostawić pacjenta na stole operacyjnym i przerwać zabiegu.
MNIEJ OPERACJI
Praca zmianowa powoduje też, że odbywa się mniej operacji planowych. Jest to logiczne, skoro na oddziale w tym samym czasie, nawet do południa, zamiast powiedzmy ośmiu specjalistów, jest trzech. Tworzą się kolejki nawet w nagłych wypadkach. Bo jeżeli pacjent trafia do szpitala ze skomplikowanym złamaniem, to wprawdzie od razu udzielana jest mu pierwsza pomoc, zabezpieczony zostaje tak, by jego życiu nic nie zagrażało, ale na dalsze leczenie, już ortopedyczne zdarza się, że czeka nawet trzy godziny. Bo za mało jest ortopedów.

Tam natomiast, gdzie nie wprowadzono systemu zmianowego, już za kilka tygodni może się okazać, że nie będzie ani jednego lekarza. Mogą oni bowiem rocznie przepracować maksymalnie 400 godzin nadliczbowych, a wielu z nich już przekroczyło 300. Nie ma się więc co dziwić, że nieoficjalnie mówi się o łączeniu niektórych oddziałów, na przykład płucnych w szpitalu w Czerwonej Górze czy onkologicznych w Świętokrzyskim Centrum Onkologii.

- Decyzji takich jeszcze nie podjęliśmy, ale nie czarujmy się, sytuacja jest napięta, moim zdaniem ta struna wkrótce pęknie - mówi Marek Gos, członek Zarządu Województwa odpowiedzialny za służbę zdrowia.

WYŻSZA KONIECZNOŚĆ
Sami lekarze bardzo chętnie wyraziliby zgodę na dłuższy czas pracy, ale pod warunkiem znacznych podwyżek pensji zasadniczej. Na to z kolei szpitale nie mają pieniędzy.

- Dlatego moim zdaniem rząd, bo dyrektorzy placówek tego zrobić nie mogą, powinien ogłosić w służbie zdrowia stan wyższej konieczności - uważa Bolesław Rylski. - Co to oznacza? Pozwala nam normalnie obsadzać dyżury, zapewnić w godzinach dopołudniowych pełną obsadę lekarską nie zważając na unijne normy pracy. Nie będzie tego mogła zakwestionować Państwowa Inspekcja Pracy.

Takie rozwiązanie daje rządowi czas na zreformowanie systemu i znalezienie dodatkowych środków na funkcjonowanie szpitali. Bo przy obecnych rozwiązaniach za kilka tygodni może nastąpić krach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie