Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Sołowow, przedsiębiorca 25-lecia w Polsce zdradza jak osiągnąć sukces i mówi: - Szkoda, że Kielce nie są w Ameryce

Rozmawiali: Marzena SMORĘDA, Iza BEDNARZ i Stanisław WRÓBEL.
Michał Sołowow, największy świętokrzyski przedsiębiorca, miliarder i twórca firm-gigantów, który kreuje wizerunek naszego regionu w kraju i na świecie wywalczył w maju bieżącego roku w plebiscycie organizowanym przez gazetę Puls Biznesu tytuł Przedsiębiorcy 25-lecia.
Michał Sołowow, największy świętokrzyski przedsiębiorca, miliarder i twórca firm-gigantów, który kreuje wizerunek naszego regionu w kraju i na świecie wywalczył w maju bieżącego roku w plebiscycie organizowanym przez gazetę Puls Biznesu tytuł Przedsiębiorcy 25-lecia. Dawid Łukasik
Michał Sołowow, największy świętokrzyski biznesmen został uznany Przedsiębiorcą 25-lecia w Polsce. Opowiedział nam o swoim pierwszym biznesie, zaufaniu do pracowników. Zdradził jak z Kielc sięgnąć po taki sukces.

- Został Pan Przedsiębiorcą 25–lecia. Jest Pan ikoną przedsiębiorczości, razem z wolną Polską rodził się Pana biznes. Czy trudno było budować finansową potęgę w czasach transformacji, czy była to naturalna konsekwencja tych czasów?
- To była naturalna konsekwencja czasów, w których żyliśmy, a wydaje mi się, że szanse w roku 1988 były największe. To był początek wolnej Polski, początek przedsiębiorczości, ustawa ministra Wilczka. Zacząłem działalność bezpośrednio po jej powstaniu. W listopadzie robiłem pilnie uprawnienia murarza, tynkarza i inne podobne - mając pomysł na prowadzenie zakładu rzemieślniczego, ale na szczęście powstała ta ustawa i w związku z nią mogłem rozpocząć działalność gospodarczą bez posiadania tych skomplikowanych uprawnień i przechodzenia przez Cech Rzemiosł Różnych.

 

- Czy czuje Pan, że spełnił pewną misję, wskazał drogę naszym przedsiębiorcom, wyznaczył nowy trend w dziejach gospodarki w regionie, Polsce, na świecie?
- W 1989 roku w Polsce powstało ponad dwa miliony prywatnych firm, czyli generalnie duża część społeczeństwa uznała, że weźmie sprawy w swoje ręce. Wszyscy wierzyliśmy, że coś się zmienia, i to zmienia się radykalnie: zmieniał się ustrój, system. Myślę, że to były decyzje wielu ludzi, te dwa miliony to jest olbrzymia liczba prywatnych przedsiębiorstw. Wszyscy zaczynali od tego samego, czyli jakiejś pierwotnej akumulacji kapitału, bo wtedy kapitału nie było, więc wszyscy zaczynali od małych biznesów, które się potem rozwijały. Jedne bardziej, drugie mniej w zależności od umiejętności tych przedsiębiorców, od ich szczęścia, wiedzy, tego, na jakie rynki trafili. Ja akurat trafiłem na rynek budowlany z konkurencją, która miała modele kosztowe oparte jeszcze na systemie komunistycznym. Byli bardzo drodzy, mieli olbrzymią infrastrukturę i żyli w doskonałym świecie z punktu widzenia ich biznesu, bo mogli wybierać zlecenia. Nie wiem, czy państwo wiecie, że w latach 1989-1990 generalna odpowiedź budowlańców na oczekiwania inwestorów była taka: „OK, mogę ci to zrobić, ale za 3 lata”. Druga wersja: „Rozpocznę tę budowę za trzy lata, albo rozpocznę ją za rok pod warunkiem, że dostarczysz mi wszystkie materiały budowlane”. Ja pojawiłem się na tym rynku nie mając zupełnie wiedzy, że nie ma materiałów budowlanych, że są problemy z samym wykonawstwem czyli z pracownikami, z jakością. Byłem fajnie naiwny, wydawało mi się, że w tym świecie wszystko powinno jakoś funkcjonować. Dopiero działając przekonałem się, że rzeczywistość wygląda inaczej . Ale jednocześnie nie miałem też tej ogromnej bazy kosztowej, co powodowało, że byłem bardzo bezpieczny. Błędy, które wtedy popełniałem, mimo, że były ogromne, były rekompensowane  przez marże, które były duże i dawały szanse przetrwania. Było wiele ciekawych przepisów, które wspomagały przedsiębiorców, przede wszystkim ustawa ministra Wilczka, 55 paragrafów nie rozbudowanych, były zwolnienia podatkowe. Oprócz tego system zaliczania w koszty praktycznie wszystkiego. Te marże, plus ta dźwignia, plus szczęście – razem pozwalało  osiągnąć sukces.

 

Michał Sołowow

(fot. Dawid Łukasik)

 

PIERWSZY BIZNES TO… SZKOLNY SKLEPIK

 

- Kiedy pojawił się pomysł na pierwszy biznes i pierwsze zarobione pieniądze? Skąd się wziął? Badał Pan koniunkturę?
- Moim pierwszym biznesem było prowadzenie sklepiku w szkole, w liceum Hanki Sawickiej w Kielcach, w pierwszej klasie szkoły średniej bez badań rynkowych i biznes planu – to oczywiście żart. Prowadziliśmy go razem z kolegą i wtedy nauczyliśmy co to jest  kapitalizm.

 

Co tam sprzedawaliście?
- Pączki, bułeczki, kaimaki, napoje.

 

Sami dobieraliście asortyment, czy sondowaliście, co uczniowie chcieliby zjeść?
- Demokracja nie była tak rozwinięta, my decydowaliśmy za wszystkich. Zresztą, nie było za wielu opcji. Mieliśmy jednego ciastkarza, który dostarczał nam pakiet ciastek i kogoś, kto dostarczał wodę i oranżadę. Fajna przygoda, trwała półtora roku.

 

Sołowow

(fot. Dawid Łukasik)

- Partner w biznesie został do dziś?
- Tak, Kuba Grabiwoda, z którym prowadziłem ten sklepik jest architektem i pracuje w Echo Investment od zawsze.

 

- A w co zainwestowaliście pierwsze pieniądze zarobione w biznesie?
- To był biznes non profit . Mieliśmy szansę zjeść parę pączków za darmo i dać naszym kolegom parę ciastek za darmo. Ale był to prawdziwy biznes, naprawdę pobieraliśmy pieniądze od uczniów, naprawdę rozliczaliśmy się, więc miało to wymiar prawdziwego biznesu, choć nie była to działalność nastawiona na zyski .

 

NAJWAŻNIEJSZE JEST ZAUFANIE
 

- To był pierwszy człowiek, który został na wiele lat. Czy koledzy ze szkoły, podwórka, koszykówki, ze studiów byli tymi, z którymi się najlepiej współpracowało? Na czym polegał dobór ludzi, z którymi tworzył Pan firmy?

- Początek każdej organizacji opiera się na zaufaniu. Nie ma możliwości, żeby organizacja, która powstaje i ma limitowane zasoby, była w stanie wytworzyć profesjonalne struktury, które weryfikują działalność poszczególnych członków. Pilnują, kontrolują, sprawdzają, bo po prostu budowanie takiego kontrolingu kosztuje i na to małe firmy nigdy nie są w stanie sobie pozwolić. Ja  oparłem się w dużej mierze na kolegach ze studiów, z koszykówki, a nawet - tak jak Kuba - ze szkoły podstawowej i średniej. Budowanie Mitexu, mojej pierwszej firmy poprzez przyjaciół, potem kolegów, a potem kolegów kolegów pozwoliło nam osiągać stosunkowo dobrą wydajność i spać spokojnie, bo mieliśmy do siebie zaufanie. Element zaufania był bardzo ważny, szczególnie w początkowej fazie.

 

- A teraz jakim ludziom Pan ufa? Jak dobiera współpracowników? Czy też ktoś musi Pana przekonać, zdobyć zaufanie, czy powierza Pan to specjalistom HR, którzy dobierają ludzi?
- Generalnie polityka kadrowa jest krytyczna, zarówno dobieranie ludzi jak i sposób ich motywowania. Nie mam ściśle określonych kryteriów. Zdarzają mi się też pomyłki, taka pomyłkę miałem w Rovese przy pierwszej wymianie zarządu. Ale zdarzają mi się też 100 procentowo dobre decyzje jak  zmiana w Barlinku, za pierwszym razem trafiłem na bardzo dobry zarząd. Dalszy ciąg to jest motywowanie ludzi. Oczywiście na tych, którzy są u góry organizacji szuka się naturalnych liderów, którzy mają cechy przywódców. Byli sportowcami, harcerzami , działaczami studenckimi i  w warunkach demokratycznych zostawali liderami swoich  grup. Jeżeli ktoś został drużynowym albo przynajmniej przybocznym czy zastępowym w harcerstwie, to znaczy, że było w nim coś takiego, co spowodowało, że tych pięciu czy 10 kolegów mu zaufało. Jeżeli ktoś był kapitanem drużyny w piłce nożnej, to znaczy, że w demokratycznych warunkach ta grupa ludzi uznała, że może być naturalnym przywódcą. Tacy ludzie  sprawdzają się w pracy. To nie najlepszy student zostaje najlepszym menedżerem, tylko ten, kto był  w tej grupie  organizatorem. To mógł być równie dobrze kolega, który potrafił zorganizować turnieje brydżowe, albo namówić wszystkich na wyjazd. Tacy, którzy potrafili tę grupę wokół siebie skupić.

 

Michał Sołowow

(fot. Dawid Łukasik)

 

- Biznes to rodzaj gry sportowej? Ważny jest lider, i ta drużyna musi być idealną organizacją jak na przykład ul?
- To musi być idealna organizacja. Pszczoły są rzeczywiście bardzo dobrymi organizatorami. W każdej firmie funkcjonuje podział ról, są różne osoby, które dodają zespołom różnych wartości: są osoby kreatywne i osoby bardziej skoncentrowane na realizacji, bardziej dokładne, systematyczne. Są ludzie, którzy mają bardzo dobre pomysły, ale dużo trudniej o ludzi, którzy potrafią je zrealizować. Dobra firma potrzebuje pracowników o różnych umiejętnościach. Potrzeba prawidłowej mieszanki  ludzi, żeby ta organizacja była dynamiczna i konsekwentna.

 

   - Ma pan ogromne doświadczenie w budowaniu biznesu i spektakularne sukcesy. Czy ktoś z regionu świętokrzyskiego, w którym pan mieszka przyszedł, żeby skorzystać z Pana doświadczenia: politycy, samorządowcy? Czy ktoś przyszedł i powiedział – niech pan postawi w Świętokrzyskim ze trzy swoje fabryki.
- Nie było takiej sytuacji, bo Kielce nie są w Ameryce. Gdybyśmy byli w Ameryce, to prawdopodobnie ktoś z mojej szkoły średniej byłby u mnie 50 razy nie w sprawie finansowania tej szkoły, tylko w sprawie prelekcji  na jakiejkolwiek akademii dla uczniów pod tytułem „Ktoś, kto kończy tę szkołę, czyli Hankę Sawicką, ma szansę w życiu”. Prawdopodobnie w tej samej sprawie byłby u mnie rektor mojej uczelni, który powiedziałby: jeżeli kończysz  naszą uczelnię, możesz  osiągnąć taki sukces. Tak się nie dzieje. Nie uwierzycie, miałem dużo innych propozycji w ostatnim czasie, rozpoznawalni biznesmeni, z którymi nie prowadzę żadnych interesów mówili: chciałbym skonsultować z tobą jakieś sprawy, albo mówiący wręcz: czy mógłbyś zostać moim mentorem, czy mógłbyś mi pomóc w jakimś projekcie? Nie na zasadzie udziału. Ludzie czasami potrzebują konsultacji, chcą porozmawiać z kimś  o wątpliwościach. Ja też  potrzebuję takich kontaktów. I takie sytuacje się zdarzają. Ale nie mają wymiaru regionalnego.

 

Wielu sławnych ludzi, którym udało się osiągnąć sukces prowadzi wykłady mistrzowskie, są zapraszani przez znane uniwersytety. Czy ktoś złożył Panu taką propozycję, a gdyby tak, to miałby Pan na to czas?
- Na pewno się zgodzę, ale w czasie przyszłym, bo tak też postępują na przykład wszyscy byli. Mam wrażenie, że kiedyś jak będę mniej aktywnym biznesmenem, będę w stanie poświęcić więcej czasu na edukację czy dzielenie się własną wiedzą. Teraz jeszcze jestem zawodnikiem na boisku, a jak zawodnik na boisku zostaje jednocześnie zawodnikiem i trenerem, to prowadzi do katastrofy, bo on ani nie trenuje swojego zespołu prawidłowo, ani nie gra prawidłowo. Ale w przyszłości, dlaczego nie?

 

Sołowow

(fot. Dawid Łukasik)

Czy politycy potrzebni są biznesowi?
- Są potrzebni, ale tylko w taki sposób żeby po prostu nie przeszkadzać. Rola państwa jest zdecydowanie za duża w naszym życiu codziennym. Nawet w gospodarce jest wiele decyzji opartych o politykę, które nie mają w ogóle podstaw merytorycznych. Lepiej byłoby, gdyby politycy się skoncentrowali na tym, co jest najważniejsze, co jest ich misją, a ich misją jest poprawienie jakości naszego życia. Powinni być za to godnie wynagradzani, być może lepiej niż dziś, ale powinni lepiej pełnić tę misję, nie komplikować naszego życia, nie uzurpować sobie nadmiernej władzy. W wielu obszarach decyzje państwa są oparte o konkretnych ludzi, a nie są to ludzie, którzy odnieśli sukcesy życiowe, tylko tacy, którzy poszli do polityki, bo nie znaleźli dla siebie miejsca gdzie indziej i był to ich  któryś wybór. Potem w tej polityce na różnych szczeblach oni podejmują decyzje, które mają wpływ na nasze codzienne życie, a nie bardzo potrafią to robić.

 

JEST NIESAMOWITY POSTĘP
 

- Jak Pan ocenia te 25 lat wolności. Prezydent Wałęsa w jednym z wywiadów powiedział, że jest zadowolony z demokracji, natomiast prywatyzacja się nie udała. Jak Pan ocenia ten proces jako biznesmen i praktyk? Co można było zrobić lepiej?
- Ocena z perspektywy czasu jest zawsze łatwa. Decyzje, które są podejmowane wtedy, kiedy są podejmowane na bazie okoliczności w danym momencie, są bardzo łatwe do zakwestionowania 5, 10 czy 15 lat później. I wtedy wszyscy mądrzy mówią, co zostało źle zrobione, albo historia ocenia to inaczej. Czy mieliśmy alternatywne drogi? Polska była bez kapitału, przyjęliśmy strategię otwarcia się na konkurencję i jednocześnie otwarcia się na kapitał z zewnątrz i na inwestycje z zewnątrz. Czy prywatyzacje były udane? Nie. Ale czy można kwestionować proces prywatyzacji? Absolutnie nie. Dzięki prywatyzacji powstały zdolne do konkurowania na rynku europejskim firmy, które dalej funkcjonują, zatrudniają ludzi, są zoptymalizowane, dziś wytwarzają produkty, które są sprzedawanie nie tylko w Polsce, ale są eksportowane i są akceptowane na rynku europejskim. Nie tylko z powodu niższego kosztu, ale i jakości tych produktów. Dzięki temu nasze PKB wzrosło bardzo istotnie, dziś jesteśmy na poziomie 60 procent PKB europejskiego. To niesamowity postęp, wszyscy zarabiamy inaczej niż zarabialiśmy kiedyś. Zupełnie inaczej w euro i w dolarach niż to było kiedyś. Nasz poziom życia się podniósł, tylko my nie pamiętamy jak to było kiedyś, nie pamiętamy tej historii sprzed 25 lat, octu na półkach, kartek na mięso, bo łatwo się takie rzeczy zapomina. Ja nie byłem w stanie mojej córce wytłumaczyć, co to znaczy jak nie ma w Tesco szynki, bo jak to opowiedzieć , zaczynając od tego że nie ma Tesco .

 

Pan też ma za sobą doświadczenia komitetu kolejkowego i stanie nocami po wędlinę?
- Nie, myśmy wtedy przeszli z mamą na lekki wegetarianizm.

 

Sołowow

(Fot. Dawid Łukasik)

 

Lech Wałęsa zaczynając swoją kampanię prezydencką mówił, że każdy Polak powinien dostać 100 milionów. Myśli Pan, że to by rozwinęło naszego ducha przedsiębiorczości?
- Ja myślę, że prezydent Wałęsa, do którego mam ogromny szacunek, bo jest moim zdaniem naszym niekwestionowanym bohaterem, mówił o różnych pomysłach. Bardzo często używał przenośni. To było przysłowiowe 100 milionów, a gdzieś w tle była chęć uczynienia nas wszystkich bogatymi ludźmi, albo chęć dania nam tego kapitału, którego nie mogliśmy zgromadzić historycznie, bo mieliśmy 40 lat komunizmu i tego kapitału po prostu nie było.

 

A gdybyśmy rzeczywiście dostali po te 100 milionów i każdy Polak zainwestowałby je we własny biznes, to czy Polska wyglądałaby dziś inaczej?
- Były scenariusze prywatyzacji kuponowej, na przykład w Czechosłowacji. Tam prywatyzacja odbyła się poprzez rozdanie kuponów obywatelom i potem handel tymi kuponami. Taki był pomysł na prywatyzację. Jaki jest tego efekt? W Czechach przy zdecydowanie mniejszej liczbie obywateli wytworzyło się zdecydowanie większe bogactwo czeskiego kapitału. Nie wiem, czy da się to porównać, ale w tym konkretnym przypadku prywatyzacja kuponowa w Czechach, mimo wszystkich problemów i zawiłości, które się pojawiły, doprowadziła do tego, że bogactwo biznesu w tym kraju jest większe niż w Polsce,  w stosunku do wielkości rynku i liczby ludności. Tam tego rodzaju prywatyzacja zadziałała.
 

 

Sołowow

(fot. Dawid Łukasik)

 

Przedsiębiorca 25-lecia
Michał Sołowow, największy świętokrzyski przedsiębiorca, miliarder i twórca firm-gigantów, który kreuje wizerunek naszego regionu w kraju i na świecie wywalczył w maju bieżącego roku w plebiscycie organizowanym przez gazetę Puls Biznesu tytuł Przedsiębiorcy 25-lecia. Był jednym z pięciu wybitnych polskich biznesmenów nominowanych do tej nagrody w kategorii przedsiębiorca: obok niego byli to Leszek Czarnecki, Jan Kulczyk, Dariusz Miłek i Zygmunt Solorz-Żak.

 

Michał Sołowow prywatnie
Urodził się 11 lipca 1962 roku. Ukończył IV Liceum Ogólnokształcące imienia Hanki Sawickiej w Kielcach, a następnie studia na Politechnice Świętokrzyskiej. Wiedzie bardzo aktywne i skromne życie. Słynie z ogromnej pracowitości. Pierwszy pojawia się w pracy i ostatni z niej wychodzi. Konsekwentnie buduje imperium, które już zawiodło go na szczyty bogactwa w Polsce i na świecie. W wolnym czasie dba o kondycję fizyczną i zdrowie, jeżdżąc na nartach, grając w tenisa, piłkę nożną, koszykówkę czy pływając. Sportowej dyscyplinie podporządkowana jest jego kuchnia. Ceni ryby, owoce morza, kuchnie japońską i chińską, od czasu do czasu z sentymentem sięga także po pierogi. Lubi czerwone wina do posiłków. W wolnym czasie nie stroni od kina czy lektury książek, szczególnie tych o biznesie. Jeździ drogimi autami, posiada też odrzutowiec i śmigłowiec. Niezawodność maszyn i szybkie przemieszczanie się z miejsca na miejsce decydują niejednokrotnie o powodzeniu w jego interesach.

Sportowe zacięcie
Michał Sołowow jest wielkim pasjonatem motoryzacji, którą interesował się od dziecka. Będąc nastolatkiem pracował na stacji benzynowej, w warsztacie samochodowym. W wielu 17 lat w pożyczonym od matki fiacie 126p i wystartował w rajdzie. Potem zdobył licencję rajdową drugiego stopnia, ale rajdy porzucił. Nadal jednak zajmował się samochodami. Studiował na Wydziale Mechanicznym Politechniki Świętokrzyskiej. W 2000 roku kupił mitsubishi lancera, który przystosował do rajdów i zaczął się ścigać i wygrywać z innymi kierowcami na torze w Miedzianej Górze pod Kielcami. Na próbę wystartował w warszawskim Rajdzie Barbórki, a jego pilotem był kolega ze studiów. Potem zaczął regularne starty. W 2001 roku, mimo dobiegającej 40., założył klub Cersanit Rally Team i startował w jego barwach. Jazdy uczył się u najlepszych kierowców w Szwecji. Przez 10 lat jeździł z pilotem Maciejem Baranem. W rajdowej karierze był trzykrotnym wicemistrzem Europy (2008, 2009 i 2012), dwukrotnym wicemistrzem Polski (2006 i 2010), dwukrotnym II wicemistrzem Europy (2006 i 2010), dwukrotnym II wicemistrzem Polski (2004 i 2005).

Biznes na ogromna skalę
Michał Sołowow na ostatniej światowej liście Forbesa sklasyfikowany został na 764 miejscu, z majątkiem oszacowanym na 2,3 miliardy dolarów. Jest znaczącym akcjonariuszem firm giełdowych: Synthos (branża chemiczna) - to największy w Europie producent kauczuków ESBR i trzeci w Europie producent polistyrenu; Rovese - dawny Cersanit (ceramika sanitarna i płytki ceramiczne), zajmujący 6 miejsce na świecie pod względem produkcji płytek ceramicznych i 10 na świecie w produkcji ceramiki łazienkowej, w maju 2008 roku nastąpiła fuzja Cersanitu z innym notowanym na giełdzie producentem płytek ceramicznych – firmą Opoczno; Echo Investment (działalność developerska), jedna z największych w Europie firm inwestycyjno-deweloperskich z polskim kapitałem; Barlinek (producent deski podłogowej), jeden z wiodących producentów warstwowych podłóg drewnianych na świecie, sprzedający na wielu kontynentach. W grudniu 2013 roku przejął 100 procent udziałów w sklepach Komfort, handlujących wykładzinami, dywanami, panelami i podłogami drewnianymi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia