Alarm razy trzy

Telefoniczny informator do wszystkich miejsc zadzwonił w ciągu kilku minut. Zarządzono ewakuację, przeszukano budynki. Niczego nie znaleziono.

- Nerwy zaczęły się krótko po godzinie 9.30. W ciągu trzech minut o ładunkach wybuchowych poinformowane zostały dwa banki na ulicy Sienkiewicza - przy skrzyżowaniu z Wesołą i nad Silnicą oraz ten na rogu ulic Warszawskiej i 1000-lecia - wyliczała Iza Grabowska, oficer prasowy kieleckiej policji.

Po tym jak informacje spłynęły do oficera dyżurnego policji, zapadły decyzje o ewakuowaniu pracowników i klientów placówek. Policyjne taśmy przecięły główny deptak miasta. Zapadły również decyzje o ewakuowaniu osób przebywający w domach towarowych "Puchatek" i "Tęcza". Pierwszych klientów wpuszczono do nich dopiero kilkanaście minut po godzinie 11, gdy pirotechnicy ze specjalnie szkolnym psem przeszukali już pobliski bank i orzekli, że nie ma w nim niczego, co mogłoby eksplodować. Podobne kontrole, z identycznym skutkiem, przeprowadzono w dwóch pozostałych punktach.

- Trwa ustalanie kto i skąd dzwonił. Niewykluczone, że to ta sama osoba. Na razie nie możemy jednak zdradzać niektórych informacji - komentowali po południu kieleccy policjanci. Przez cały czas trwania alarmów bombowych kieleccy policjanci zachowywali szczególną czujność. Wciąż mają w pamięci wydarzenia z końca sierpnia ubiegłego roku. Wtedy to w piątkowe popołudnie oficer dyżurny odebrał telefon z fałszywą (jak się okazało) informacją o ładunku wybuchowym na podziemnym parkingu galerii handlowej "Echo". Gdy służby ratunkowe zaangażowały się w ewakuację czterech tysięcy klientów, uzbrojony bandyta wtargnął do hurtowni w centrum Kielc. Zrabował 200 tysięcy złotych. Policjanci nie wykluczali, że i wczorajsze alarmy mogą być próbą odwrócenia ich uwagi.